Wielkie zmiany w gdańskiej turystyce. Właściciele meleksów oburzeni: „To próba monopolizacji”. Miasto odpowiada

midibus

Autobusy zamiast meleksów w centrum Gdańska. – Miasto chce nas wyrzucić i mieć monopol – mówią oburzeni właściciele pojazdów i dodają, że nikt nie chce z nimi rozmawiać. Menadżer Śródmieścia Karina Rembiewska tłumaczy z kolei, że w ostatnich latach było mnóstwo konsultacji, jednak niewiele z nich wynikło.
W letnim sezonie centrum Gdańska czekają bardzo duże zmiany. W celu rozwoju turystyki zapowiedziano wprowadzenie autobusów hop-on, hop-off, które dla turystów mają zastąpić liczne meleksy. To wywołało oburzenie wśród właścicieli firm, zajmujących się przewozami popularnymi „wózkami”. Twierdzą, że miasto w ten sposób chce zmonopolizować rynek przewozów turystycznych, nikt ich o tym nie poinformował, a o całej sprawie dowiedzieli się z mediów.

„MIASTO DZIAŁA BEZPRAWNIE”

– Walczymy głównie o to, żeby móc poruszać się meleksami po strefie ograniczonej dostępności, która w tym roku ma się rozszerzyć – mówi Łukasz Liszewski, właściciel jednej z firm z meleksami. Warto przypomnieć, że strefa ograniczonego ruchu na terenie Głównego Miasta funkcjonuje mniej więcej od roku. To wtedy meleksy zostały bardziej ograniczone zakazem wjazdu w niektóre ulice. Teraz – po zmianach zaplanowanych na maj – ta strefa będzie obowiązywała na szerszym terenie.

– Nie podoba nam się fakt, że z mediów dowiadujemy się, iż miasto bezprawnie chce nam ograniczyć wjazd na ten teren i tym samym dostęp do klienta. To monopolizowanie rynku wyłącznie dla siebie. A „wykonywanie działalności gospodarczej jest wolne dla każdego na równych prawach z zachowaniem warunków określonych przepisami prawa” – argumentuje Łukasz Liszewski, cytując ustawę o swobodzie działalności gospodarczej.

PRZEDE WSZYSTKIM BEZPIECZEŃSTWO

Menadżer Śródmieścia Karina Rembiewska mówi, że w ciągu ostatnich 2-3 lat odbywało się sporo konsultacji. Były one wynikiem licznych skarg mieszkańców. Główny zarzut jest taki, że meleksy zagrażają ich bezpieczeństwu, blokują przejścia i miejsca parkingowe. – Nieraz osobiście prowadziłam nieformalne rozmowy. Konkluzja jest taka, że w samym środowisku są bardzo podzielone zdania, padają wykluczające się propozycje. Ich wewnętrzny konflikt jest pewnym hamulcem, bo często się zdarza, że gdy jedna strona chce dobrze, to inne firmy się na to nie zgadzają. Poza tym po wyłączeniu ruchu w części Głównego Miasta, policja i straż miejska zaczęły notować znacznie mniej zgłoszeń naruszeń bezpieczeństwa – argumentuje.

Karina Rembiewska zaznacza też, że bezpieczeństwo to jeden z głównych celów zmian, które zapowiedziało miasto.

„MIASTO NIE MA DOBRYCH ARGUMENTÓW”

Przedsiębiorcy mówią, że nie rozumieją, dlaczego to właśnie miasto – a nie firmy prywatne – ma świadczyć turystyczne usługi. W tym przypadku przewóz turystów miałby się odbywać w ramach komunikacji miejskiej. Według właścicieli meleksów miasto działa w ten sposób tylko po to, by móc usunąć ich z najpopularniejszej wśród turystów części Gdańska.

– Regulacje ustawy o transporcie zbiorowym nie mają żadnego zastosowania w przypadku, gdy mówimy o regularnym przewozie osób w celach turystycznych – komentuje Łukasz Liszewski. – A jeśli chodzi o komunikację miejską, to jest przecież linia 100, która już teraz wozi powietrze. Jest na nią bardzo małe zapotrzebowanie. Miasto nie ma żadnego dobrego argumentu, żeby usunąć meleksy.

PROPOZYCJE PRZEDSIĘBIORCÓW

Przedsiębiorcy zaznaczają też, że od dawna chcą spotkać się z zastępcą prezydenta Gdańska Piotrem Grzelakiem lub innym przedstawicielem ze strony miasta. – Mamy pewne propozycje, które chcielibyśmy przedstawić. W zeszłym roku, gdy zakazano nam wjazdu do ograniczonej strefy, odczuliśmy spadek przychodów. Dlatego chcieliśmy porozmawiać z miastem i ustalić, jak to powinno wyglądać w tym roku. Niestety nie doczekaliśmy się. Za to natknęliśmy się na przykrą niespodziankę, gdy przeczytaliśmy w mediach, że będziemy usunięci z Głównego Miasta – dodaje Łukasz Liszewski.

 

Takie midibusy mają zastąpić meleksy. Fot. materiały prasowe

Do tych propozycji należało między innymi wprowadzenie midibusów. Rok temu, gdy przedsiębiorcy wpadli na ten pomysł, nie dostali zezwolenia. Teraz miasto kupiło turystyczne autobusy, które pod banderą miejskiej spółki będą jeździły po ulicach Głównego Miasta.

– Przekonaliśmy się już, że trudno regulować działanie prywatnych przedsiębiorców. Nawet jeśli mieszkańcy narzekają, to dopóki wszystko jest zgodne z prawem, właściciele nie zmieniają podejścia. Dlatego teraz postanowiliśmy, że lepszy będzie podmiot łatwiejszy do kontroli. Te autobusy będą jeździły wyznaczonymi szlakami i o określonych godzinach, więc będziemy mogli dopilnować, by wszystko spełniało normy bezpieczeństwa – tłumaczy Karina Rembiewska.

„JESTEŚMY ODSTAWIENI NA DALSZY PLAN”

– Głównie chyba chodzi o to, że miasto nie było zadowolone z jakości usług oferowanych przez meleksy – mówi właściciel innej firmy z meleksami Mateusz Świrbutowicz. – Obecnie jednak jesteśmy na etapie dialogu z konkurencją, chcielibyśmy też prowadzić dialog z miastem. Jednak jesteśmy przez nich odstawieni na dalszy plan i wszystkiego dowiadujemy się z mediów. Dla nas jest to niezrozumiała sytuacja. To tak, jakby miasto uznało, że nie podobają im się kolory taksówek z firm prywatnych, więc zakazują im pełnego wjazdu na teren Głównego Miasta, a zezwalają na to tylko nowym taksówkom – podlegającym pod jakąś spółkę miejską.

Karina Rembiewska z kolei zaznacza, że zwiększenie bezpieczeństwa poprzez zmniejszenie ruchu i zachowanie pełnej konkurencyjności nie było możliwe. – Gdybyśmy wpuścili pojazdy z jednej firmy, musielibyśmy zrobić to samo z innymi chętnymi. To byłby efekt odwrotny od zamierzonego, bo w końcu chcemy zmniejszyć a nie zwiększyć ruch. Jedynym rozwiązaniem było zastosowanie realizacji tej usługi w ramach zadań własnych, czyli przez komunikację miejską. Chcemy, by miasto rozwijało się pod kątem pieszych i rowerzystów. Ich bezpieczeństwo jest dla nas bardzo ważne – wyjaśnia menadżerka Śródmieścia.

SPOTKANIE SIĘ ODBYŁO? SPRZECZNE INFORMACJE

Obie strony mają jednak problemy z komunikacją. Według właścicieli meleksów dialogu nie ma w ogóle. – Od października 2015 roku chodziliśmy do ZDiZ i pana Grzelaka. Prosiliśmy go o spotkanie. Byliśmy u sekretarki wiceprezydenta, gdzie dowiedzieliśmy się, że kategorycznie się z nami nie spotka. Powód? Nie, bo nie. Mamy nawet nagraną rozmowę z panią sekretarką, która mówi, że nie wie, dlaczego szef się z nami nie spotka, ale był bardzo stanowczy i dlatego nie chciała drążyć tematu. Pod koniec sezonu spotkaliśmy się za to z panią Kariną Rembiewską, która obiecała, że nam pomoże, bo jest potrzeba, żeby meleksy dalej jeździły – opowiadają Łukasz Liszewski i Mateusz Świrbutowicz.

Władze miasta przedstawiają zupełnie inną wersję. Michał Piotrowski z Biura Prasowego Miasta Gdańska zapewnia, że pytał o to wiceprezydenta Grzelaka. – Z panem Liszewskim spotykał się dwukrotnie. Z czego ten drugi raz dosłownie kilka dni temu – informuje. To bardzo zaskoczyło Łukasza Liszewskiego, który zaznacza, że ostatni raz Piotra Grzelaka widział mniej więcej rok temu.

Karina Rembiewska zapewnia, że miasto jest otwarte na rozmowę nie tylko z przedsiębiorcami zajmującymi się meleksami. – Sama w zeszłym tygodniu byłam świadkiem interwencji, gdy jedna osoba przyszła do prezydenta Grzelaka i z nim o sprawie rozmawiała. Zdaje się, że nie była ona ze środowiska właścicieli meleksów – mówi.

Na razie sprawa utknęła w martwym punkcie. Przedsiębiorcy zaznaczają, że chcą rozmowy oraz negocjacji. Przy okazji przestrzegają, że jeśli nic się nie zmieni, to zorganizują protest, w ramach którego meleksami zablokują ulice Głównego Miasta i tunel pod Martwą Wisłą. – Bardzo byśmy tego nie chcieli, ale jeśli nie będzie innego wyjścia, sprawa może też trafić do sądu – mówią.

 

Wiktor Miliszewski

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj