Burmistrz Sztumu Leszek Tabor znów stanął przed sądem. Ruszył apelacyjny proces, w którym samorządowiec odpowiada o zniszczenie krytykującego go banera. Chodzi o zajście ze stycznia ubiegłego roku.
Tabor nożem pociął baner, który był zawieszony na samochodzie w centrum Sztumu. W pierwszej instancji został skazany na 6 tysięcy złotych grzywny i obowiązek naprawienia szkody.
„WIELKA PRESJA SPOŁECZNA”
W procesie apelacyjnym burmistrz domaga się uniewinnienia. Przyznaje się do winy, a całe zajście tłumaczy „wzburzeniem i walką o dobre imię”. – Coś we mnie pękło, eksplodowało. Stanąłem w obronie dobrego imienia mieszkańców i burmistrza Sztumu – zaznacza.
– Pił pan wcześniej alkohol? – dopytuje nasz reporter.
– Absolutnie nie. Sąd tego nie potwierdził jednoznacznie w uzasadnieniu wyroku, że byłem pod wpływem alkoholu – odpowiada Leszek Tabor.
– Po prostu tak pan się zdenerwował, że zabrał nóż kuchenny i poszedł zniszczyć baner?
– To była wielka presja społeczna. Gdyby państwo byli świadkami całej tej dyskusji w internecie i gazetach… Do mnie przychodzili też mieszkańcy. Nie ma takiego człowieka, który by tę presję wytrzymał – uzasadnia burmistrz Sztumu.
Leszek Tabor (pierwszy z lewej) na sali sądowej. Fot. Radio Gdańsk/Grzegorz Armatowski
„SPRAWA JUŻ BYŁA ZAMIATANA POD DYWAN”
Właściciel banera, Antoni Fila, domaga się wyższego wyroku. – Jeśli ktoś bierze nóż, to może zniszczyć baner, a może coś więcej. Już sprawa była zamiatana pod dywan, jak inne przestępcze sprawy pana Leszka Tabora przez sztumską policję. Tylko przypadek sprawił, że jeden z mieszkańców, który mieszka naprzeciwko, wyszedł na balkon na papierosa i nagrał to komórką – mówi.
Rozstrzygnięcie sądu poznamy w czwartek.
Grzegorz Armatowski/mili