Historia zaklęta w imadle przekazanym Muzeum Stutthof. „Na widok imadła mężczyzna zasłabł”

stefanmelerski muzeum

Ekumeniczna modlitwa, złożenie kwiatów i zniczy pod Pomnikiem Walki i Męczeństwa to części obchodzonej we wtorek 72. rocznicy wyzwolenia byłego niemieckiego obozu KL Stutthof. Uroczystościom towarzyszyło przekazanie Muzeum Stutthof imadła, które było używane w obozowym warsztacie.

Przekazanie imadła nastąpiło podczas kameralnej uroczystości poprzedzającej oficjalną część obchodów, w trakcie której odsłonięty został odremontowany pomnik upamiętniający Obóz Żydowski w KL Stutthof.

Imadło stanowiło wyposażenie jednego z obozowych warsztatów. Eksponat przekazał placówce Mirosław Melerski – wnuk zmarłego w 1996 roku Wiktora Melerskiego, który po zakończeniu wojny dostał od władz państwowych pozwolenie na pozyskiwanie mienia po wojsku niemieckim na Mierzei Wiślanej. Głównym celem firmy Wiktora Melerskiego było poszukiwanie wojskowych samochodów ciężarowych.

Imadło zostało przywiezione w 1946 roku z KL Stutthof do Lipna (niedaleko Włocławka), gdzie mieszkał Wiktor Melerski. Mężczyzna zamontował imadło w swoim garażu i używał go przez wiele lat. Z rodzinnej relacji wynika, że w połowie lat 50. garaż odwiedził przypadkiem kolega Wiktora Melerskiego, także mieszkaniec Lipna i mechanik samochodowy – Roman Tarnowski. Na widok imadła zasłabł. Gdy go ocucono, zapytał, skąd pochodzi imadło, a gdy poznał historię urządzenia, wyjaśnił, że przez ponad dwa lata pracował na tym właśnie imadle w warsztatach obozu w Stutthofie. Jak ustalili pracownicy Muzeum Stutthof, Roman Tarnowski był więźniem KL Stutthof od 22 maja 1943 r. Miał numer obozowy 23 159.

– Tę opowieść usłyszałem od Ojca jeden raz, kiedy przedstawiciele władzy ludowej przybyli do naszego domu w Lipnie i skonfiskowali ojcu sześć wyremontowanych już samochodów ciężarowych, na których gromadzenie wcześniej wyrazili zgodę. Nakazali również zakończyć prywatną działalność gospodarczą. W roku 1996 zmarł mój ojciec, a imadło trafiło do mnie – pisze Stefan Melerski w swoich wspomnieniach i dodaje, że „pamiątka ze Stutthofu” wędrowała razem z nim.

UZNANY ZA MARTWEGO I PORZUCONY W ROWIE

Zaintrygowany losami Romana Tarnowskiego, Melerski postanowił go odszukać. Dzięki pomocy Muzeum Stutthof dotarł do dokumentów obozowych. Następnie ze strony internetowej zaczerpnął informację, że Tarnowski nosił pseudonim „Pancerz” i od 1942 roku był komendantem Armii Krajowej w Lipnie, a 5 maja 1943 roku został aresztowany przez Gestapo wraz z częścią siatki konspiracyjnej Armii Krajowej. Poszukiwania zaowocowały spotkaniem z rodziną byłego więźnia obozu.

Z opowieści rodzinnych wynika, że w obozie koncentracyjnym Tarnowski pracował w warsztacie i cegielni. Robiono na nim eksperymenty medyczne. W trakcie pracy w warsztacie, między innymi przy użyciu imadła, Roman Tarnowski wykonał wiele oryginalnych metalowych ozdób, które dziś stanowią cenne rodzinne pamiątki.

Stefan Melerski i Piotr Tarnowski, dyrektor Muzeum Stutthof. Fot. Muzeum Stutthof

– Krótko przed wyzwoleniem KL Stutthof Roman Tarnowski zachorował na czerwonkę. Choroba wyniszczyła jego organizm do tego stopnia, że został uznany za zmarłego i wraz z ciałami wysłany do spalenia w obozowym krematorium. Inni więźniowie odkryli, że leżący na stercie trupów Tarnowski oddycha. Wynieśli go z grupy nieżyjących więźniów i ukryli w baraku. Kiedy nastąpił marsz śmierci, pomogli mu iść, podtrzymując go lub nawet niosąc. Kiedy nie miał już siły dalej iść, został położony w przydrożnym rowie. Uratował go rolnik – Niemiec. Zaopiekował się wynędzniałym Tarnowskim, pomógł powrócić do zdrowia i sił, pielęgnował przez kilka miesięcy. Roman Tarnowski wrócił do Lipna dopiero w maju 1945 roku – pisze Melerski.

„PODEJRZANY” DLA WŁADZY LUDOWEJ

– Traciliśmy nadzieję, że wróci – opowiadała Melerskiemu córka Tarnowskiego, Krystyna. – Było już ciepło, maj 1945 roku. Przyszedł w ubraniu obozowym i w czapce-pasiaku z węzełkiem w dłoni. Bawiłam się z bratem na podwórku, poznałam go od razu. Był to dla nas szok i olbrzymia radość, bo inni więźniowie, którzy wracali w styczniu, mówili mamie, że widzieli, jak zginął w obozie – inni twierdzili, że w marszu śmierci. Wrócił do nas, do rodziny z opóźnieniem, ale wrócił. Przyniósł nam obozowe prezenty wykonane własnoręcznie.

Komisja lekarska stwierdziła u Romana Tarnowskiego 80 proc. utraty zdrowia. Otrzymał odszkodowanie za bycie królikiem doświadczalnym.

Jako były AK-owiec, mimo udokumentowanego pobytu w obozie, Roman Tarnowski był dla władzy ludowej „podejrzanym”. – W dodatku po wojnie Tarnowski należał do PPS-u, a nie do PPR–u. Po przymusowym zjednoczeniu PPS z PPR i powstaniu PZPR w 1948 roku, Tarnowski oddał legitymację PPS i nie wstąpił do nowej partii. Dlatego pod koniec lat 40. i do połowy 50. często był przetrzymywany po kilka dni w siedzibie Urzędu Bezpieczeństwa, szczególnie przy okazji świąt państwowych. – I tu smutny chichot historii, bo ówczesny areszt UB znajdował się w dawnej siedzibie Gestapo w Lipnie – dodaje Melerski.

Córka Tarnowskiego, opowiadała Melerskiemu, że jej ojciec po wojnie trzy lub cztery razy odwiedził obóz. Pierwszy raz pojechał tam ze swoim jedynym bratem Czesławem Tarnowskim i jego żoną Angeliką Gladys, która, jak relacjonuje rodzina, zemdlała na widok krematorium.

Roman Tarnowski zmarł w 2007 roku w Toruniu. Rodzina do dziś przechowuje z należną czcią pamiątki po ojcu i dziadku. 

HISTORIA OBOZU STUTTHOF

Obóz Stutthof status państwowego niemieckiego obozu koncentracyjnego uzyskał w styczniu 1942 r., ale faktycznie został założony już w momencie wybuchu II wojny światowej. 2 września 1939 r. do obozu usytuowanego nieopodal miejscowości, która dziś nosi nazwę Sztutowo, a która przed II wojną światową wchodziła w skład Wolnego Miasta Gdańska, trafili pierwsi więźniowie – osoby wyselekcjonowane spośród aresztowanych 1 września na terenie Gdańska Polaków i miejscowych Żydów.

Początkowo obóz był przeznaczony dla Polaków z Pomorza. Od 1942 r. zaczęli do niego trafiać Polacy z innych regionów oraz grupy osób innych narodowości, m.in. Żydzi i Rosjanie. Z czasem z niewielkiego obozu rozrósł się do ponad 120 ha, miał też liczne podobozy.

W styczniu 1945 r. Niemcy rozpoczęli pieszą ewakuację około połowy z 24 tysięcy przebywających wówczas w KL Stutthof więźniów. 2 tys. spośród nich uciekło po drodze. Mróz, słabe zaopatrzenie w żywność itp. sprawiły, że kolejnych dwa tysiące zmarło w drodze, a ponad drugie tyle – niebawem po przybyciu do miejsca tymczasowego zakwaterowania. Marsz ten nazwany został Marszem Śmierci.

Tyfus i głód sprawiły, że w tym czasie zmarło też bardzo wielu więźniów spośród tych, którzy pozostali w obozie: resztę Niemcy ewakuowali ze Stutthofu drogą morską. Pozostali w obozie SS-mani rozpoczęli jego ostateczną likwidację. Spalili m.in. obóz żydowski i wysadzili budynek krematorium. Z końcem kwietnia obóz został zajęty przez kilkunastotysięczną rzeszę uciekającej ze wschodu niemieckiej ludności cywilnej i resztki żołnierzy Wehrmachtu pozostających na Mierzei Wiślanej. W nocy z 8 na 9 maja niemieckie jednostki wojskowe skapitulowały.

Od 1939 do 1945 r. do obozu Stutthof trafiło w sumie około 110 tys. więźniów. Liczbę ofiar obozu szacuje się na około 65 tys., spośród których ok. 28 tys. stanowiły osoby pochodzenia żydowskiego.

Muzeum Stutthof w Sztutowie zostało utworzone w 1962 r. staraniem byłych więźniów. Muzeum działa na terenie części dawnego obozu liczącej ok. 20 ha, na której zachowała się część budynków tzw. Starego Obozu, w tym komora gazowa, komendantura z garażami, przestrzeń ogrodów warzywnych i szklarni. Na terenie muzeum znajdują się też zrekonstruowane krematoria oraz fragmenty tzw. Nowego Obozu i Obozu Żydowskiego.

W tekście wykorzystano obszerne fragmenty wspomnień Stefana Melerskiego.

Muzeum Stutthof/PAP/Puch

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj