Sąd nie uwzględnił zażalenia prokuratorów. Sprawca szaleńczego rajdu po Monciaku zostaje na wolności

Michał L. który prawie trzy lata temu na sopockim Monciaku potrącił samochodem 23 osoby nie wróci do szpitala psychiatrycznego. Chciała tego prokuratura, ale Sąd Okręgowy w Gdańsku odrzucił jej zażalenie.

Prokuratorzy złożyli zażalenie po interwencji ministra sprawiedliwości, prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry. Kwestionowali ocenę opinii sądowo-psychiatrycznych. Te opinie wskazywały na to, że Michał L. może i powinien być leczony w warunkach wolnościowych.

LECZENIE I DOZÓR ELEKTRONICZNY

Decyzja sądu oznacza, że Michał L. nadal będzie leczony na wolności – tłumaczy jego pełnomocnik – mecenas Jacek Potulski:

– Dalej będziemy mieli do czynienia z terapią i to wielopłaszczyznową. Będzie polegała na leczeniu psychiatrycznym wraz z zakazem prowadzenia pojazdu. Wszystko odbywa się w ramach dozoru elektronicznego. Jest dozór mobilny, w przypadku, kiedy Michał L. nie odbywałby leczenia, uchylał się od tego, sąd od razu byłby o tym informowany. Naszym zdaniem jest zapewnienie bezpieczeństwa zarówno jemu, jak i całemu społeczeństwu – mówi Potulski.

Jak ujawnił pełnomocnik Michała L. jego klient próbuje wrócić do normalnego życia i szuka pracy.

SZALEŃCZY RAJD 

Mężczyzna trafił do szpitala w grudniu 2014 roku, po tym jak latem tego samego roku doprowadził do tragicznego w skutkach zdarzania. Michał L. wjechał samochodem na wypełniony ludźmi sopocki Moniak. W trakcie szaleńczego przejazdu staranował 23 osoby, wiele z nich poważnie ucierpiało na zdrowiu.

Stwierdzono, że w chwili szaleńczego przejazdu Michał L. był niepoczytalny. Początkowo mieszkańcowi Redy prokurator postawił zarzut spowodowania katastrofy w ruchu lądowym. Mężczyzna przyznał, że wcześniej leczył się psychiatrycznie, ale przed wypadkiem nie brał leków.  

W kwietniu tego roku Michał L. został zwolniony ze szpitala. Zażalenie od tej decyzji złożyła prokuratura. Sąd jednak jej nie uwzględnił, co oznacza, że Michał L. będzie leczył się na wolności. 

Sąd ponownie zajmie się sprawą mężczyzny za rok. Wówczas sprawdzi, jak przebiegają postępy leczenia.

Grzegorz Armatowski/jK/mmt

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj