Aresztowania po pożarze i wybuchu w Słupsku. Nieoficjalnie: Zlecił zamach, żeby zemścić się na kobiecie

Zatrzymania w Słupsku w związku z pożarem i wybuchem gazu na ulicy Fałata. Do aresztu trafiły dwie osoby. Prokuratura postawiła im już zarzuty. To mężczyźni, którzy, jak ustalił reporter Radia Gdańsk, mieli zlecić zamach oraz wywołać pożar zakończony eksplozją.
AKTUALIZACJA 13:30

Prokurator rejonowy w Słupsku Renata Krzaczek-Śniegocka poinformowała, że zatrzymanym postawiono zarzuty związane ze spowodowaniem pożaru oraz eksplozji gazu.

– 30-letni Łukasz D. ma zarzut sprowadzenia pożaru w mieszkaniu, a 26-letni Adam M. podżegania do sprowadzenia pożaru. Trzecia z osób zamieszanych w tę sprawę to mężczyzna, który w wyniku obrażeń spowodowanych pożarem zmarł w szpitalu w Gryficach – dodała prokurator.

Prokuratura nie chce się wypowiadać w sprawie motywów sprawców, nie wyklucza też kolejnych zatrzymań. Jak nieoficjalnie ustalił reporter Radia Gdańsk, Łukasza D. poparzonego od pasa w dół policja zatrzymała w jednym ze szpitali w Wielkopolsce. Mężczyzna zgłosił się tam twierdząc, że jest ofiarą wypadku.

DO SĄDU ZE SZPITALA

Jeden z zatrzymanych Łukasz D. został przywieziony do sądu na wózku inwalidzkim. Mężczyzna ma zabandażowane obie nogi od stóp po uda. To prawdopodobnie opatrunki po poparzeniach, jakich doznał w tym zdarzeniu. Jak udało się ustalić reporterowi Radia Gdańsk, Adam M. został zatrzymany w minioną środę, a Łukasz D. trafił do sądu wprost ze szpitala.

NAJPIERW POŻAR, PÓŹNIEJ EKSPLOZJA GAZU

Z nieoficjalnych informacji wynika, że podpalenie mieszkania na ulicy Fałata było zemstą na córce właścicieli domu. Jeden z mężczyzn miał zlecić spalenie mieszkania, a zamachowcy wykorzystali fakt, że lokatorzy bawili się na weselu. Rozlali w mieszkaniu benzynę i wzniecili pożar, ale zrobili to tak nieumiejętnie, że doszło do eksplozji gazu. Jeden z mężczyzn zmarł w wyniku poparzeń w szpitalu w Gryficach. Dwaj kolejni trafili teraz do aresztu.

Budynek przy ulicy Fałata 21 w Słupsku będzie remontowany, na razie lokatorzy nie mogą do niego wrócić. To obiekt, w którym mieszkało sześć rodzin. Remont rozpocznie się, gdy rzeczoznawca dokładnie oszacuje wysokość strat. Na razie z opinii specjalistów wynika, że trzeba naprawić dach oraz strop dwupiętrowego budynku.

Przemysław Woś/mmt

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj