Słynna ucieczka przed PRL. „Nie wiedzieli moi rodzice i dziewczyna” [POSŁUCHAJ]

Chłodny czerwcowy poranek. Dwóch 20-latków wyprowadza z poniemieckiego hangaru na terenie aeroklubu w Elblągu sportowy samolot ZLIN. Za sterami siada Witek Schwill, ma licencje pilota od 2 lat ale niewielkie doświadczenie. Lecą nisko, prawie na granicy możliwości, by uniknąć namierzenia przez radary.


Okolice wojskowego lotniska koło Malborka omijają dużym łukiem, podobnie w Debrznie. Przed południem mijają polską granicę w okolicach Kostrzyna. Lądują w Berlinie Zachodnim na lotnisku Tempelhof. Szczęśliwi, bo przed nimi front burzowy. Gdyby przylecieli godzinę później, lądowanie byłoby niemożliwe. Samolot otaczają żołnierze amerykańscy, bo to baza kontrolowana jeszcze przez USA. Jest rok 1987. 30 lat temu była to jedna z najsłynniejszych ucieczek z Polski na Zachód. Ostatnia.

NIKOMU ANI SŁOWA

 – Nikomu nic nie mówiliśmy. Tylko dwóch naszych kolegów było wtajemniczonych. Nie wiedzieli moi rodzice ani dziewczyna – wspomina Witold Schwill.

Piloci po wylądowaniu na lotnisku Tempelhof w Berlinie Zachodnim oddali się w ręce Amerykanów i poprosili o azyl. – Pretekstów do takiego terminu ucieczki było kilka. Po pierwsze, ja byłem tuż przed wcieleniem do wojska i jako mechanik pracowałem na elbląskim lotnisku. Natomiast Marek właśnie wrócił z wojska. W tych dniach też były dwie ważne wizyty. W Polsce właśnie kończyła się druga pielgrzymka Jana Pawła II. Natomiast z Berlina wracał do kraju prezydent USA R. Reagan. Mieliśmy nadzieje, że służby, w tym radiolokacyjne, będą bardziej zajęte tymi zdarzeniami niż małym samolotem na niskiej wysokości. Mieliśmy racje – opowiada Schwill.  

NIE CHCIELI WRACAĆ

W Berlinie zajęli się nimi Amerykanie. Służby polskie próbowały namówić pilotów do powrotu do kraju. Oni zostali. Po upadku komunizmu, Witek wrócił za namową żony do Polski, Marek został i żyje między Niemcami a Szwajcarią. – Po ucieczce chłopaków służba bezpieczeństwa kazała nam łańcuchami zamykanymi na kłódkę wiązać śmigła samolotów. Tak przez pół roku – opowiada kolega Witka, szef wyszkolenia Dariusz Brzykcy.

To była ostatnia tak spektakularna ucieczka z Ludowej Polski.

Więcej w materiale Marka Nowosada:

mn/pkat

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj