Instytut Debaty Publicznej pyta o wydatki oraz dobór gości na Gdańskim Tygodniu Demokracji. „Zabrakło różnorodności poglądów”

– W Gdańskim Tygodniu Demokracji zabrakło pluralizmu – mówi Andrzej Skiba z Instytutu Debaty Publicznej. Politolog złożył w Urzędzie Miasta wniosek, w którym pyta m.in. o budżet, honoraria dla uczestników i moderatorów oraz o dobór gości.
– Pytamy o wydatki na Gdański Tydzień Demokracji, budzą duże kontrowersje z racji kwot. Ubiegłoroczny Gdański Tydzień Demokracji kosztował ok. 120 000 zł, to tyle co stypendia dla 500 zdolnych gdańszczan, choć wniosków o stypendia było ok. 1 500. Może lepiej byłoby przeznaczyć środki z Gdańskiego Tygodnia Demokracji na stypendia, zwłaszcza, że poziom tych debat i ich cechy, takie jak brak pluralizmu i różnorodności poglądów wśród panelistów, skłaniają do pytania: czy tak powinna wyglądać debata? Czy ma ona wyglądać na rozmawianiu i dyskutowaniu we własnym sosie? – pyta Andrzej Skiba.

W swoim wniosku Instytut Debaty Publicznej pyta również o kryteria doboru panelistów i moderatorów debat. Do udziału w panelach zaproszono dziennikarzy związanych z portalem Onet.pl, telewizją TVN, „Newsweekiem”, „Polityką” oraz z „Gazetą Wyborczą”, która była współorganizatorem Gdańskiego Tygodnia Demokracji.

– Jeden z redaktorów miał dostać wynagrodzenie w wysokości ponad 7 000 zł za prowadzenie jednego panelu dyskusyjnego (chodzi o Jarosława Kuźniara z portalu Onet.pl – przyp. mro). Dla jasności: naszym zdaniem dobre usługi zapewne kosztują, jednak pytanie brzmi: czy miejskie pieniądze powinny być rozdawane lekką ręką dziennikarzom, którzy sprzyjają władzy lokalnej? Można mieć zastrzeżenia co do ich profesjonalizmu – mówi Andrzej Skiba. – Chcemy zapytać, jakie środki uzyskały gdańskie placówki edukacyjne. Mamy informacje, że niektóre trójmiejskie media uzyskały ponad 70 000 zł za – punkt ujęty według Gdańsk.pl – „uzgodnienie zasad współpracy w ramach Gdańskiego Tygodnia Demokracji”. Ciekawi nas, czy te środki nie mogły trafić do placówek edukacyjnych np. Pałacu Młodzieży w Gdańsku.

DEBATA W PAŹDZIERNIKU

Zdaniem politologa, Gdańsk potrzebuje lepszej debaty. – My jesteśmy gotowi do dyskusji z każdym podmiotem, który spełnia pewne minimum. Chodzi o to, by szanować rozmówcę oraz dyskutować na argumenty. W debatach na żywo, które będziemy szykowali, ważne będzie przestrzeganie czasu. Nasza najbliższa debata pod roboczą nazwą „Gdański Dzień Demokracji” będzie tyczyła się tego, czy w Gdańsku jest możliwa dobra debata, a jeśli tak, to czy jest ona zagrożona. Chcemy zapytać, czy w Gdańsku głos obywateli może być dobrze słyszany. Jesteśmy zdania, że tak, ale potrzeba tu dobrej woli, pluralizmu i otwartości. Każdy, kto będzie miał takie wartości, może z nami dyskutować – mówi prezes Instytutu Debaty Publicznej.

Taka debata ma się odbyć w pierwszej połowie października. Dokładny termin nie jest jeszcze określony.

– Zapraszam każdego od lewicy do prawicy, również osoby, które nie mają poglądów politycznych, ale mają marzenia co do tego, jak powinien wyglądać Gdańsk. Zaprosimy również władze miasta i liczymy, że w Gdańsku, które jest reklamowane jako miasto wolności i solidarności, będzie przestrzegana wolność słowa, bo na tym polegają dyskusja i demokracja – dodaje Andrzej Skiba.

W konferencji prasowej Instytutu Debaty Publicznej wzięli udział również przedstawiciele portalu Gdańsk Strefa Prestiżu. Współzałożyciel serwisu, Andrzej Ługin, poinformował o powołaniu na Facebooku nowego profilu „Gdańsk Strefa Miejska”, na którym będą pojawiać się treści na temat bieżących wydarzeń w Gdańsku. – Chcemy zaprosić wszystkich aktywistów, polityków czy członków stowarzyszeń od lewej do prawej strony. To oni będą to redagować. Zapraszam wszystkie organizacje miejskie i społeczne do uczestnictwa – mówi Andrzej Ługin. – Będziemy współpracować z Instytutem Debaty Publicznej w kwestii debat miejskich. Nie chcemy się włączać w politykę ogólnopolską. Nas interesuje polityka miejska i polityka prowadzona przez miasto, zwłaszcza jeżeli chodzi o wydatki – dodaje.

„GŁOS MOGLI ZABRAĆ WSZYSCY”

Wniosek Instytutu skomentował Michał Piotrowski z biura prasowego Urzędu Miasta. Jak podkreśla, w debatach aktywny udział mogli brać udział również jej widzowie. – Cały koszt przygotowania Gdańskiego Tygodnia Demokracji to ok. 120 000 zł. To pieniądze zarówno na organizację, czyli wynajem sali i honoraria dla uczestników oraz koszty związane z reklamą tego wydarzenia. Jestem zdziwiony, że ktoś mówi, że Gdański Tydzień Demokracji był niedemokratyczny. To był wspólny parasol dla wielu wydarzeń organizowanych przez wiele podmiotów. Mieliśmy w trakcie tego tygodnia wiele debat z udziałem ekspertów i naukowców, mieliśmy szereg działań edukacyjnych w szkołach, mieliśmy Kongres Kobiet, mieliśmy tu działania Fundacji im. Arama Rybickiego – wylicza Michał Piotrowski. – Każde z tych spotkań miało pewną wartość. Byli tam również goście, których wybierali poszczególni organizatorzy. Trzeba by ich zapytać, czym się kierowali. Wszystkie debaty w Europejskim Centrum Solidarności miały charakter jak najbardziej otwarty. W trakcie dyskusji głos mogli zabrać wszyscy, którzy byli na sali. Wystarczyło przyjść i zabrać głos.

Michał Piotrowski odpiera również zarzut braku pluralizmu i faworyzowania określonej opcji politycznej. – Debaty miały charakter otwarty, każdy mógł się tam pojawić. Warto podkreślić to, że w debatach brały udział takie osoby jak np. profesor Jerzy Bralczyk, którego trudno zakwalifikować politycznie. To były osoby, które rozmawiały o demokracji jako takiej.

Na odpowiedź na wniosek Instytutu Debaty Publicznej Urząd Miasta Gdańska ma 14 dni. Drugi Gdański Tydzień Demokracji odbył się w dniach 11-17 września.

Rafał Mrowicki
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj