Prezydent Gdańska i jego żona z prokuratorskimi zarzutami. To efekt postępowania karno-skarbowego, które nadal trwa w sprawie małżeństwa Adamowiczów.
Zarzuty dotyczą zatajenia około 326 tys. zł dochodów przez Pawła Adamowicza oraz jego małżonkę w 2011 roku. Jak informuje Gazeta Wyborcza Trójmiasto, zarzuty zostały im postawione 2 sierpnia 2016 roku.
Zostały one także włączone do śledztwa, które prokuratorzy wznowili w lipcu ubiegłego roku. Dotyczy ono zatajenia przez prezydenta Gdańska dochodów w łącznej wysokości 753 tys. zł, okoliczności nabycia mieszkań w kontekście decyzji podejmowanych przez Urząd Miejski w Gdańsku oraz nieujawnienia urzędowi skarbowemu wszystkich posiadanych pieniędzy.
„ŹRÓDŁO POCHODZENIA PIENIĘDZY NIE JEST ZNANE„
– Źródło pochodzenia niewykazanych w oświadczeniach pieniędzy, nie jest znane – mówił w Radiu Gdańsk prokurator Piotr Baczyński. – W tym zakresie było prowadzone postępowanie skarbowe. Między innymi tego dotyczył mój wniosek dowodowy – O dowód z tych akt postępowań skarbowych, dotyczących tych darowizn, a także było prowadzone postępowanie karne skarbowe, z tego, co mi wiadomo, postawiono zarzuty państwu Adamowiczom. Dotyczyło ono kwoty ok. 326 tys. zł – dodał.
Prokurator komentował sprawę procesu, który ruszył w piątek w Gdańsku. Paweł Adamowicz odpowiada za złożenie pięciu nieprawdziwych oświadczeń majątkowych w latach 2010-2012. Nie ujawnił w nich wszystkich posiadanych mieszkań i oszczędności, mimo że miał taki obowiązek.
DWA MIESZKANIA I DUŻE KWOTY
Chodzi o dwa mieszkania i oszczędności, zależnie od lat, od kwoty 50 do nawet 300 tys. zł. Prezydent podczas śledztwa tłumaczył, że te pieniądze pochodził z darowizn od jego rodziny i były przeznaczone dla dzieci. – Przyznaję się, że w oświadczeniach nie umieszczałem wszystkich składników majątkowych – powiedział w sądzie prezydent Gdańska. Zaznaczył jednak, że nie będzie odpowiadał na pytania swojego obrońcy ani prokuratora. Sąd odroczył proces do 15 listopada.
ŁW/puch