„To był skok na medal”. Dariusz Przybysz z medalem od prezydenta Andrzeja Dudy

20171002 111127

Wskoczył do wody, by ratować niemowlę. Dariusz Przybysz, który uratował w Ustce 3,5-miesięczną Oliwię, otrzymał Medal za Ofiarność i Odwagę. To cywilne odznaczenie państwowe nadawane przez prezydenta kraju osobom, które niosły pomoc innym ludziom, narażając przy tym swoje życie.

Uroczystego wręczenia medalu dokonano na terenie Delegatury Pomorskiego Urzędu Wojewódzkiego w Słupsku, w obecności wicewojewody Mariusza Łuczyka oraz poseł Jolanty Szczypińskiej.

MEDAL ZA BOHATERSTWO

– Jest to bohater czasów pokoju, który z narażeniem własnego życia uratował 3,5-miesięczne dziecko. Bardzo gratulujemy panu i chcielibyśmy także małżonce wręczyć bukiet kwiatów – mówił w czasie uroczystości Mariusz Łuczyk, wicewojewoda pomorski.

– Dla mnie to jest wielka chwila, tak jak i dla pana, bo spotkać takich ludzi, to jest nie tylko szczęście, ale i wielki zaszczyt. Serdecznie panu dziękuję. Życzę wszelkiego dobra i miłości. Dał pan nam nadzieję, że świat nie jest taki zły i takich dobrych ludzi jest więcej – dodała poseł Szczypińska.

Nagrodę dla pana Darka przygotowała także Energa S.A. Przedstawiciel spółki wręczył 55-latkowi kosztowny sprzęt elektroniczny.

„SKOK NA MEDAL”

Dariusz Przybysz na wręczenie odznaczenia przybył ze swoją żoną Dorotą, która również była z nim na usteckim falochronie, gdy do kanału portowego zsunął się wózek z niemowlęciem.

– Jestem w tej chwili przeszczęśliwy. Staram się nie myśleć o tym, co było. W najśmielszych snach nie marzyłem o tym, że dostąpię takiego zaszczytu. Dziękuję wszystkim, którzy docenili ten skok. Jak się okazało, to był skok na medal. Użyje takiej sportowej nomenklatury i powiem, że byłem na dopingu. Poziom adrenaliny miałem przekroczony przynajmniej dwukrotnie. Dzisiaj czuję się tak samo, po prostu rozdygotany. Dziękuje wszystkim – mówił Dariusz Przybysz.

fot. Radio Gdańsk/Paweł Drożdż

NAJPIERW PRZERAŻENIE, POTEM DUMA

Dorota Przybysz opowiadała reporterowi Radia Gdańsk, że ostatnie trzy tygodnie od wypadku, to był bardzo przyjemny okres dla jej męża. Tłumaczyła, że do ostatniej chwili nie wiedziała, kto wskoczył do wody. Dopiero, gdy podeszła do krawędzi kanału portowego, zobaczyła w wodzie swojego męża.  – On sobie nie zdawał sprawy z tego, że jego życie też jest zagrożone. To było straszliwe przerażenie, potem była duma, ale później nas to wszystko przytłoczyło, bo nie wiedzieliśmy, że to pójdzie w takim kierunku. Chcieliśmy pozostać anonimowi, ale nie wyszło – wyjaśniała żona Dariusza Przybysza.

Kobieta podkreślała także, że jest w kontakcie z rodzicami 3,5-miesięcznej Oliwii, którzy bardzo mocno przeżywają wypadek swojej córki. Pani Dorota przyznała, że to ona prowadzi z nimi dialog, bo mąż nie może wydusić z siebie żadnego słowa. – Nasze rozmowy z mamą tego dziecka na początku były bardzo trudne. Ja płakałam, ona płakała. Nie da się tego opisać. Raz dałam do słuchawki męża, ale to były dwa słowa. Wszystko uwięzło w gardle i nie porozmawiali – mówiła Dorota Przybysz.

Do zdarzenia doszło na początku września na molo w Ustce, w pobliżu pomnika syrenki. Wózek, w którym leżało dziecko stoczył się z falochronu, a spadając, uderzył prawdopodobnie w betonową podporę i przewrócił się. Tak dziecko wpadło do wody. Dariusz Przybysz bez zastanowienia wskoczył do wody i wyciągnął dziecko.

Paweł Drożdż/mk
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj