Pusta działka w pobliżu sopockiej Opery Leśnej stała się przyczyną sporu. Miejscy aktywiści twierdzą, że jest dobitnym przykładem na niegospodarność włodarzy Sopotu. Przedstawiciele magistratu zaprzeczają istnieniu jakichkolwiek nieprawidłowości. Sprawa jest obecnie pod lupą prokuratury. A wszystko zaczęło się jeszcze w latach 90. Sopot niemal 3 dekady temu. Nie było wtedy Hali 100-lecia Sopotu ani Ergo Areny. Budową pierwszej w mieście hali widowiskowo-sportowej z prawdziwego zdarzenia postanowił zająć się znany przedsiębiorca i mecenas sportu Kazimierz Wierzbicki, prezes zarządu i właściciel Grupy Trefl. To on w 1995 roku założył drużynę koszykówki Trefl Sopot, która w sezonie 1996/1997 wywalczyła awans do ekstraklasy. Przez pierwsze lata istnienia, drużyna rozgrywała mecze w hali Akademii Wychowania Fizycznego w Gdańsku, a nawet przez pewien czas w hali tenisowej w Sopocie.
– Powstanie hali widowiskowo-sportowej było marzeniem wszystkich kibiców i myślę, że również władz Sopotu. Wszyscy mieliśmy takie plany i bardzo nam na tym zależało. Zainwestowałem, jak już powiedziałem, sporo pieniędzy w projekt (sam projekt warty był ponad 2 mln zł – przyp. red.) i przygotowanie całego procesu budowy – mówi Kazimierz Wierzbicki.
HALA, KTÓRA NIGDY NIE POWSTAŁA
– 26 września 1996 roku Rada Miasta Sopotu podjęła uchwałę o oddaniu w użytkowanie wieczyste na 99 lat nieruchomości gruntowej przy ul. 1 Maja 22. W miejscowym planie zagospodarowania teren był przeznaczony pod usługi, takie jak: nauka, oświata, sport, kultura, rekreacja i inne towarzyszące oraz straż pożarna – mówi Magdalena Czarzyńska-Jachim z Urzędu Miasta Sopotu. – Natomiast intencją Rady Miasta było oddanie działki z przeznaczeniem na budowę hali widowiskowo-sportowej.
W 1997 roku odbył się przetarg, podczas którego wybrano ofertę państwa Marii i Kazimierza Wierzbickich prowadzących firmę Trefl. Dziś aktywiści miejscy przypominają, że wybór włodarzy nie był trudny, bo Wierzbiccy byli jedynym oferentem. W rezultacie małżonkowie za cenę 2 369 515 zł nabyli prawo wieczystego użytkowania gruntu o powierzchni 19790 m2.
W akcie notarialnym z marca 1997 roku zaznaczono, że nieruchomość przeznaczona jest pod budowę hali na 5000 osób. Obiekt miał być oddany do użytku w roku 2001. Taki był wymóg wpisany do umowy, ale hala nigdy nie powstała.
Fot. Radio Gdańsk/Puch
ZWROT DZIAŁKI? „NIE MA PODSTAW PRAWNYCH”
Według umowy, „właściciel gruntu (czyli gmina – przyp. red.) ma prawo rozwiązać umowę i zarządzić odebranie gruntu stosownie do treści art. 240 Kodeksu cywilnego”. Artykuł Kodeksu cywilnego, na który się powołano, mówi m.in., że umowa należącego do jednostek samorządu terytorialnego „może ulec rozwiązaniu przed upływem określonego w niej terminu, jeżeli wieczysty użytkownik (…) wbrew umowie nie wzniósł określonych w niej budynków lub urządzeń”.
Zdaniem Krzysztofa Iwanowa, wiceprezesa stowarzyszenia Mieszkańcy dla Sopotu, miasto powinno wykorzystać przepis, by odzyskać działkę. Opozycja nie ma przy tym pretensji do inwestorów. Iwanow podkreśla, że gdy miasto wybudowało Halę 100-lecia Sopotu i zaczęto planować budowę obecnej Ergo Areny, projekt zaproponowany przez Kazimierza Wierzbickiego stracił rację bytu. Podobnego zdania są przedstawiciele magistratu, jednak wnioski obydwu stron są odmienne. Urzędnicy mówią, że „nie ma podstaw prawnych, by rozwiązać umowę z użytkownikiem działki, bo ten dopełnił wszystkich starań, żeby hala powstała.
ERGO ARENA SPYCHA SALĘ W NIEBYT
– Trzeba patrzeć na uwarunkowania historyczne i ekonomiczne. Po wygraniu przetargu, nowy użytkownik podjął niezwłoczne przygotowania do przeprowadzenia inwestycji. (…) W 1997 roku uzyskał już decyzję o ustaleniu warunków zabudowy i zagospodarowania nieruchomości, a w 1998 roku uzyskał decyzję, która zatwierdzała projekt architektoniczno-budowlany oraz uzyskał pozwolenie na budowę – przypomina Magdalena Czarzyńska-Jachim.
Halę w niebyt zepchnęła przede wszystkim Ergo Arena, przypomina Wierzbicki. – W 1999 roku Urząd Kultury Fizycznej i Sportu ogłosił konkurs na budowę dużej hali widowiskowo-sportowej na ponad 10 tys. widzów ze znaczącym dofinansowaniem z budżetu państwa (50 mln zł). Sopot i Gdańsk porozumiały się, wspólnie wystartowały w konkursie i wgrały go. Z tym obiektem planowana przeze mnie hala na 5 tys. widzów nie byłaby w stanie konkurować, co podważyło ekonomiczne założenia inwestycji. Co więcej, konkurencja między takimi obiektami byłaby szkodliwa, bowiem pogłębiałaby deficyt utrzymania. W tym samym czasie Sopot zbudował Halę 100-lecia Sopotu na 2000 widzów, w której koszykarze rozgrywali mecze od 2001 roku.
DZIAŁKA ZA 25 MILIONÓW CZY BEZ WARTOŚCI?
Krzysztof Iwanow wskazuje, że w 2004 roku został opracowany nowy plan zagospodarowania terenu. – Zmieniony został katalog możliwych do przeprowadzenia inwestycji. Inwestorzy mogli stworzyć tam obiekty służące ochronie zdrowia, nauce, szkolnictwu, kulturze, rekreacji. Mógł tam powstać szpital, ośrodek SPA, sala koncertowa. Nic nie powstało. W akcie notarialnym jest zapis, że wobec niezrealizowania inwestycji prezydent może wystąpić o zwrot spornej działki. Nie ma klauzuli, której wymóg spowodowałby, że miasto nie może wystąpić z takimi roszczeniami.
W 2010 roku Uniwersytet Gdański chciał odkupić prawo do użytkowania działki, przeznaczając na ten cel 25 mln zł. To oznacza, że wartość tej działki wzrosła ponad 10-krotnie. Mamy rok 2017, możemy domniemywać, że teraz działka jest jeszcze droższa. 25 mln to 1/4 długu Sopotu i kwota, za którą można przeprowadzić wiele innych inwestycji potrzebnych mieszkańcom – dodaje Iwanow.
Jego słowom zaprzecza prezes Trefla. – Przedkładałem inne plany, m.in. budowy sanatorium, ale nie można było tam w ogóle budować i nie można do dzisiaj, a to ze względu na przepis, który zabrania budować przy schronisku dla zwierząt. Ta działka jest teoretycznie ciągle bezwartościowa.
PRZENIESIENIA SCHRONISKA
W 1999 roku Rozporządzeniem Ministra Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej pojawił się wymóg „lokalizacji schronisk dla zwierząt w miejscach oddalonych co najmniej 300 metrów od siedzib ludzkich”. W 2002 roku minister stwierdził, że 300 metrowe oddalenie dotyczy również obiektów użyteczności publicznej. Dwa lata później odległość została zmniejszona do 150 metrów.
To rozporządzenie, biorąc pod uwagę lokalizację spornej działki, uniemożliwiało jakiekolwiek inwestycje. Między innymi dlatego w roku 2015 przeprowadzono konsultacje społeczne i wybrano nową lokalizację schroniska – ul. Malczewskiego. Nie obyło się bez kontrowersji. Pojawiły się m.in. pogłoski, jakoby miasto ustępowało inwestorowi, by ten mógł odsprzedać teren deweloperom.
– Należy z całą stanowczością podkreślić, że jest tam wykluczona jakakolwiek funkcja mieszkaniowa. Dodatkowo użytkownik działki ponosi połowę kosztów budowy nowego schroniska w kwocie 2 mln 150 tys. zł – zaznacza Magdalena Czarzyńska-Jachim.
Fot. Archiwa stowarzyszenia Mieszkańcy dla Sopotu
AKTYWIŚCI: NIEPOKOJĄCY ZAPIS W KSIĘDZE WIECZYSTEJ
– Prawda jest taka, że ciągle otrzymuję jakieś propozycje zakupu tej działki, natomiast nigdy nie chciałem jej sprzedać, ona będzie zagospodarowana przez firmę Trefl, takie mamy plany i myślę, że z korzyścią dla Sopotu – podkreśla Wierzbicki.
Aktywistów niepokoi jednak zapis widniejący w księdze wieczystej nieruchomości. – Wiemy, że firma Megaron zwróciła się z propozycją zakupu działki, że została sporządzona umowa przedwstępna i wpłacona zaliczka w wysokości 6 mln zł na poczet sporządzenia przyszłej umowy sprzedaży – wskazuje Krzysztof Iwanow.
– Umowę zawarliśmy, ale warunek był taki, że musi zostać przeniesione schronisko. Teren miał być przeznaczony na cele zdrowotne i hotel – takie plany miał Megaron, natomiast umowa nigdy nie doszła do skutku ze względu na schronisko dla zwierząt, które nadal stoi w tym samym miejscu.
Oświadczenie TREFL SA w sprawie zaliczki od firmy Megaron
Pan Wierzbicki nigdy nie otrzymał od firmy Megaron zaliczki 6 mln złotych. Firma Megaron wpłaciła zaliczkę 2 mln i po sprawdzeniu stanu formalnego działki uniemożliwiającego realizację planowanych inwestycji z powodu schroniska strony odstąpiły od tej umowy. 6 mln to był wpis na hipotece tej działki na poczet zabezpieczenia zwrotu zaliczki 2 mln – takie praktyki stosują również banki i w takich przypadkach kwota hipoteki jest dużo większa od kwoty samego długu. „OSTROŻNE ZALECENIA DLA PREZYDENTA SOPOTU”
W 2011 roku Komisja Rewizyjna Rady Miasta Sopotu przeprowadziła kontrolę nieruchomości przy ul. 1 Maja. Urzędnicy wskazują, że jednym z postanowień pokontrolnych było stwierdzenie, że należy wesprzeć użytkownika wieczystego, by jak najszybciej mógł zagospodarować działkę.
Miejscy aktywiści wskazują na inny punkt postanowień, w którym zawarte jest pytanie: „Czy wobec trudności zagospodarowania nieruchomości przez P. Wierzbickich już od 14 lat, Gmina nie powinna przejąć tej nieruchomości i sama negocjować z innymi potencjalnymi inwestorami zagospodarowanie tej działki?”.
W protokole kontroli napisane jest także, że „według pisemnej informacji Wiceprezydenta Miasta Sopotu Bartosza Piotrusiewicza dokumentację związaną z realizacją umowy użytkowania nieruchomości 1 Maja 22 badała prokuratura Okręgowa w Gdańsku i CBA. W dniu 14.06.2010 r. dokumenty zostały przekazane do prokuratury Okręgowej w Gdańsku. W dniu 04.08.2010 r. prokuratura wydała postanowienie o odmowie wszczęcia sprawy”.
NIEGOSPODARNOŚĆ PREZYDENTA?
Siedem lat później związane z działką działania prezydenta Jacka Karnowskiego znowu znalazły się pod lupą prokuratury, a to za sprawą zawiadomienia, które wystosował Krzysztof Iwanow.
Jak informuje Grażyna Wawryniuk z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, „Prokuratura Rejonowa w Gdyni 5 września 2017 roku wszczęła śledztwo w sprawie niedopełnienia obowiązków przez Prezydenta Miasta Sopotu poprzez zaniechanie podjęcia działań w związku z niezrealizowaniem przez użytkownika wieczystego nieruchomości położonej w Sopocie przy ul. 1 Maja inwestycji, stosownie do uzgodnień, to jest o czyn z art. 231 paragraf 1 kodeksu karnego. Postępowanie to znajduje się w początkowej fazie”.
„SCHRONISKO ZOSTANIE PRZENIESIONE I WSZYSTKO RUSZY…”
Na pytanie, czy odebranie mu działki byłoby uczciwe, Wierzbicki odpowiada: – Mimo tego, że tam nic nie można budować, przez wiele lat płacę za dzierżawę i miasto na tym zarabia. Nie wiem, czy ktokolwiek inny, który w dalekiej perspektywie miałby budowę, po usunięciu oczywiście schroniska dla zwierząt, byłby w stanie rocznie płacić ogromną opłatę.
Zapowiada też, że gdy tylko schronisko dla zwierząt zostanie przeniesione, ruszą inwestycje. Planów nie zdradza, ale zapewnia, że w grę nie wchodzi budownictwo mieszkaniowe, bo na to nie pozwala plan zagospodarowania terenu. To jednak nie wszystkich uspokaja, bo jak mówią aktywiści, plany zagospodarowania w przyszłości mogą ulec zmianie. A czy został naruszony interes miasta? Ustali prokuratura.
Więcej na ten temat posłuchaj tutaj:
Piotr Puchalski