Pomorskie blogerki krytykują hotel, który zbanował influencerów. „Reakcja niesmaczna”

influecer kapuczina

Od kilku dni internet żyje historią hotelu w Dublinie, który dosłownie „zbanował influencerów”. Po tym, jak do jego kierownictwa napisała jedna z vlogerek, proponując reklamę na swojej stronie za darmowy pobyt, menadżer obiektu, w ostrych słowach, odmówił, pytając kto zapłaci za prąd, wodę, ogrzewanie czy obsługę podczas takiej wizyty. O zdanie na temat tej sprawy zapytaliśmy pomorskie blogerki. Konwersacja została upubliczniona na hotelowym fanpage’u na Facebooku, dane autorki listu zostały zakryte. Menadżer zaznaczył, że od tej pory w tym hotelu influencerzy nie będą mile widziani.

(Influencerem możemy określić osobę, mającą możliwość wpływu na decyzję czy opinię innych, ale także posiadającą relacje z masowymi odbiorcami. Influencerem powinna być osoba, która jest posiadaczem bloga, vloga, konta na Youtubie, Snapchacie lub w innym Social Media i może swoją opinią wpłynąć na grono co najmniej kilkuset osób.)

Na odpowiedź vlogerki nie trzeba było długo czekać. Elle Darby nagrała kilkunastominutowy filmik, w którym przyznaje, że to ona jest bohaterką tej sytuacji i mówi, że jest „zażenowana konfliktem”. Pod jej postem rozgorzała dyskusja na temat traktowania influencerów przez firmy, w większości skrytykowano opryskliwą odpowiedź hotelu. Na to znów zareagował przedstawiciel obiektu. Na Facebooku podziękował za rozgłos, który zapewnili im w internecie w ciągu ostatnich dni komentujący blogerzy. Polecono im jednak „zajęcie się normalną pracą, która pozwoli płacić za kupowane dobra i usługi”.

Film, na którym Elle Darby narzeka na dubliński hotel:

WYMIANA DŹWIGNIĄ MARKETINGU?

Jak się okazuje, hotel mógł popełnić trudny do naprawienia wizerunkowy błąd. Reklama na stronie internetowej za darmową usługę staje się coraz częstszą praktyką. Marta Knaś jest dziennikarką jednego z zagranicznych magazynów. W zamian za pisanie recenzji hoteli w internecie, te oferują jej, najczęściej weekendowe, darmowe pobyty na miejscu wraz z osobą towarzyszącą. W ten sposób odwiedziła już hotele w Holandii, Niemczech i na Malcie.

– Zdarza się, że hotel sam do mnie pisze, ale i tak, że to ja wychodzę z inicjatywą. Nie widzę w tym nic złego. Zdarzały się oczywiście odmowy współpracy, ale zawsze w grzecznej formie, przykładowo „że hotel nie prowadzi tego typu wymiany”. Nie ukrywam, że tzw. „press trips” mają wiele zalet – posiłki na koszt hotelu, opłacone loty, prywatne zwiedzanie czy możliwość odkrywania pięknych miejsc to tylko niektóre z nich – wyjaśnia. A korzystanie z tych wszystkich atrakcji pozwala jej na opisanie pobytu z najdrobniejszymi szczegółami.

Kapuczina uważa, że test produktu w internecie pomaga kupującemu w podjęciu decyzji. Fot. kapuczina.com

PRZEDSIĘBIORCO – PISZ DO INFLUENCERA!

Marketing zapewniany przez osobę, która sama testuje dany produkt czy usługę i ją odpowiednio opisuje, powoli zaczyna wypierać tradycyjny. Potencjał dostrzegają twórczynie internetowe, z którymi rozmawiam. Jak mówią, taka forma zapewnia firmom przede wszystkim dotarcie do konkretnego odbiorcy, a przez to większy zysk. – Większość z naszych decyzji konsumenckich podejmujemy za namową znajomych albo na podstawie rekomendacji w sieci. Jedno i drugie opiera się na tym samym schemacie. Ktoś nam coś poleca lub odradza. Jeśli jako przedsiębiorca miałabym wybierać, to wolałabym swoje usługi promować wśród influencerów, właśnie ze względu na ich bliższą relację z odbiorcą, który jest potencjalnym klientem – mówi Paulina Rudnicka, znana w sieci jako Kapuczina.

Zgadza się z nią Sylwia Zaręba-Gierz, prowadząca bloga Shiny Syl. – Przykładowo jeśli byłabym producentem rowerków dla dzieci, to wolałabym środki przeznaczyć na reklamę na blogu parentingowym niż na ukazanie tego w codziennej gazecie. Miałabym większą pewność, że moja oferta trafi do młodych rodziców. 

Sylwia Zaręba-Gierz na swojej stronie w osobnej zakładce opisuje dostępne formy współpracy (banery reklamowe, posty sponsorowane, testy produktów). Podaje też nazwy firm, z którymi współpracowała. Zastanawia mnie, czy to nie zbyt agresywna oferta, szczególnie że zakładka dostępna jest dla czytelników, niekoniecznie zainteresowanych „biznesową” stroną bloga. – To takie mini-cv. Myślę, że taka podstrona powinna się znajdować, by ułatwić firmom i agencjom dostosowywanie oferty do danego blogera. Wiele twórców ma napisane same formy, niektórzy wklejone same loga. To kwestia bardzo indywidualna – tłumaczy.

influencer shiny syl
Sylwia Zaręba-Gierz na swoim blogu promuje różnego rodzaju produkty. Tu post sponsorowany przez producenta perfum. Fot. shinysyl.com

BLOG TO NIE SŁUP REKLAMOWY

Dlatego ilość zaproszeń do współpracy, które otrzymują obecnie twórcy internetowi jest tak duża, że łatwo podjąć decyzję korzystną finansowo dla blogera, ale średnio opłacalną dla przyszłości jego strony. – Wielu youtuberów przyjmuje niemal każdą propozycję. Nie zwracają uwagi na utratę wiarygodności oraz obniżenie jakości bloga czy kanału, które w pewnym momencie stają się słupem reklamowym – mówi Aleksandra Panasewicz, youtuberka prowadząca vlogLOLA. – Warto dbać o swój kręgosłup moralny i wizerunek. Influencer, który selektywnie wybiera kampanie i współpracuje jedynie z firmami, które zna i szczerze lubi, wzbudza zaufanie odbiorców. A to bezcenna wartość.

– Nasza praca bazuje na zaufaniu i więzi z odbiorcami. Wiedzą, że polecenia muszą być szczere. W mediach tradycyjnych po prostu sprzedaje się powierzchnię reklamową. Nikt nie bierze za nią odpowiedzialności. Influencer musi się pod nią podpisać – dodaje Paulina Rudnicka „Kapuczina”.

influencer lola
Zdaniem Aleksandry Panasewicz, youtuberki odpowiedź hotelu była niesmaczna. Fot. facebook.com/VlogLola

CZEKAĆ NA ODZEW CZY PISAĆ?

W takim razie, czy mile widziane jest, by to bloger, podobnie jak wspominana Elle Darby, samodzielnie pisał do potencjalnego kontrahenta, z którym chciałby podjąć współpracę. Internetowe twórczynie nie widzą w tym nic złego. Aleksandra Panasewicz „Lola”, z zawodu marketingowiec, wymienia jednak kilka warunków, które powinien spełnić piszący. – Po pierwsze, umiejętność napisania profesjonalnej oferty, poprawnej językowo oraz popartej statystykami. Po drugie, pisanie bezpośrednio do konkretnej osoby w firmie, która zajmuje się marketingiem. Po trzecie, posiadanie odpowiednich zasięgów bloga, kanału na YouTube, czy konta na Instagramie.

Być może to właśnie brak tego ostatniego czynnika zawiniły w sprawie Elle Darby. Na swoim kanale YouTube ma ona „zaledwie” 87 tys. subskrybentów na Instagramie 76 tys. obserwujących. Z kolei hotel, do którego napisała na Facebooku szczyci się liczbą prawie 200 tys. fanów. Czy więc taka oferta mogłaby zainteresować jego menadżerów?

ODMOWA – TAK, ALE W GRZECZNEJ FORMIE

Wszystkie moje rozmówczynie negatywnie oceniają formę, w jakiej odpowiedział właściciel hotelu. Zgodnie twierdzą, że nawet gdyby nie był zainteresowany współpracą, to mógł to zrobić w grzeczniejszy sposób, w taki jak hotele odmawiają choćby Marcie Knaś. – Po co tracić energię na takie przepychanki? – pyta Sylwia Zaręba-Gierz. – Wystarczyłoby, żeby hotel odpisał: dziękujemy, nie jesteśmy zainteresowani albo wręcz zignorował maila. Poza tym upublicznianie prywatnej korespondencji jest niezgodne z prawem, a agresywne reakcje w żadnym wypadku nie służą nikomu ani niczemu – wymienia.

influencer kawa
fot. Pixabay.com

Z kolei Aleksandra Panasewicz podkreśla, że w odpowiedzi zabrakło wyczucia i świadomości marketingowej. – To, że osoba odpisująca na maila nie ma pojęcia, jak funkcjonuje influencer marketing, nie daje jej przyzwolenia do tak niegrzecznego potraktowania drugiego człowieka. Reakcja była niesmaczna i absolutnie niegodna 5 gwiazdek – mówi.

Do tego wróży, że zła sława będzie jeszcze długo ciągnąć się za obiektem, a to raczej nie przyciągnie dodatkowych gości. – Jako świadomy konsument, nie wyobrażam sobie, aby kiedykolwiek skorzystać z ich oferty. Tak się nie traktuje ludzi – kończy.

Dominika Raszkiewicz
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj