Ma około 6 metrów, waży nawet 50 kilogramów, może być głodny i agresywny, a – co najgorsze – ciągle jest na wolności. O historii pytona tygrysiego, który grasuje nad Wisłą słyszała już cała Polska. My zapytaliśmy dyrektora gdańskiego zoo Michała Targowskiego, jak zareagować, gdy staniemy z gadem oko w oko. Pyton tygrysi grasujący pod Warszawą nie należy do zwierząt, które można spotkać na co dzień. Michał Targowski na wstępie podkreśla, że tak dużego węża bardzo szybko byśmy zauważyli. – Nie wyskoczy on nagle z krzaków, chociaż lubi kryjówki. Jak go zobaczymy, to należy się odwrócić i od razu zmienić kierunek spaceru. Absolutnie nie powinniśmy podchodzić, dotykać czy drażnić takiego zwierzęcia – radzi ekspert.
– Jest on bardzo wrażliwy na ruch, doskonale wyczuje, czy jesteśmy dla niego potencjalną ofiarą. Jakikolwiek manewr może go sprowokować do tego, że się na nas rzuci, owinie i zacznie dusić. Nawet okręcenie się wokół ręki czy nogi może doprowadzić do tak dużego ścisku, że poczujemy mrowienie, odrętwienie ciała, a potem możemy nawet zemdleć – dodaje.
MIĘSOŻERCA ŻERUJE
Wąż jest głodny, a co za tym idzie i agresywny. Zrobi wszystko, by znaleźć dla siebie pożywienie. Czy jest w stanie podejść pod zabudowania, aby się posilić?
– Dorosły wąż dusiciel, bo takim jest pyton tygrysi, jest niebezpieczny – ostrzega Michał Targowski. – Ma bardzo ostre jak żyletki zęby na górnej i dolnej szczęce oraz silne mięśnie, którymi może owinąć się wokół ciała ofiary, a kiedy już ją udusi, połknąć ją w całości. Znane są przypadki, gdzie wąż pochłonął jakiegoś cielaka czy podrastającą jałówkę, dlatego gabarytowo człowiek pasuje na jedną z ofiar – mówi specjalista.
– Pytony generalnie nie lubią terenów otwartych, preferują szczeliny, jakieś nory, tereny mocno zadrzewione – miejsca, gdzie się mogą schować, a także tereny przy wodzie, gdyż pod jej powierzchnią potrafią odpoczywać nawet kilkanaście minut. Do wczesnej jesieni, o ile będzie ona ciepła, to w naszym środowisku da on sobie z pożywieniem bez problemu radę – dodał Michał Targowski.
NIEŚMIESZNY ŻART?
Pojawiły się spekulacje, że skóra węża została wyrzucona przez jego właściciela dla żartu. Michał Targowski stwierdza jednoznacznie, że jeśli to prawda, to ta osoba powinna ponieść konsekwencje.
– Nawet jeśli to byłby kawał i ktoś specjalnie podrzucił ten naskórek, powinien zostać on mocno napiętnowany – mówi. – Wszystkie służby stają na wysokości zadania, by węża znaleźć. Jest jawne zagrożenie. Skutki takiego żartu, porównywalnego na przykład do tego o podłożeniu bomby, mogą być katastrofalne. Dlatego zawsze trzeba takie zagrożenie sprawdzić i upewnić się, że nic nie zagraża bezpieczeństwu ludzi – dodaje.
GDAŃSK MOŻE CZUĆ SIĘ BEZPIECZNIE
W rozmowie z nami dyrektor gdańskiego zoo zdecydowanie orzekł, że mieszkańcy Gdańska i okolic nie muszą czuć się zagrożeni.
– Prawdopodobieństwo, aby tu w Gdańsku spotkać na swojej drodze pytona, graniczy z cudem. Takie spotkanie możliwe jest jedynie latem, ponieważ są to zwierzęta, które dla prawidłowego funkcjonowania muszą mieć temperaturę w okolicach 30 stopni, wysoką wilgotność oraz dostęp do ciepłej wody, bo lubią być w niej zanurzone i dobrze pływają. Z tego oto powodu zagrożenia wielkiego nie ma – uspokaja Michał Targowski.
Ale dodaje także, że są to dosyć popularne zwierzęta, które bez problemu można znaleźć w ofercie handlowej, często nielegalnej. – Ludzie kupują owe węże, zakładają w domu terraria, a gdy rozmiar zwierzęcia przekroczy ich oczekiwania i możliwości utrzymania, wypuszczają je na wolność. Wtedy właśnie taki pyton może stanowić zagrożenie nawet i w naszym klimacie. Tylko powtarzam – on zimy nie przeżyje. Mróz jest nie do przeskoczenia dla takich zwierząt. One swoją temperaturę regulują do temperatury otoczenia, a przy niskich temperaturach ich czynności życiowe niestety zanikają – dodaje specjalista.