Gdynia zamierza jeszcze w tym roku zaciągnąć kredyt na spłatę wcześniejszych zobowiązań, pokrycie deficytu budżetowego i na inwestycje. W grę wchodzi nawet 150 milionów złotych, a więc niespełna dziesięć procent rocznego budżetu miasta. Opozycja alarmuje, że to kolejny etap zadłużania miasta, a taka polityka w dalszej perspektywie może doprowadzić do wprowadzenia w Gdyni zarządu komisarycznego. Taki scenariusz miałby miejsce, gdyby zobowiązania miasta przekroczyły 60 procent w stosunku do rocznych dochodów.
WICEPRZEWODNICZĄCY: FINANSE W DOBREJ KONDYCJI
– Finanse miasta są w dobrej, a nawet bardzo dobrej kondycji – przekonuje Andrzej Bień, wiceprzewodniczący Rady Miasta Gdyni i jednocześnie członek Komisji Budżetowej. – Kredyt to normalny instrument do gospodarowania i realizacji inwestycji takich, jak na przykład budowa węzła Karwiny, czy projekty zagospodarowania wód opadowych. I z tego instrumentu będziemy korzystać dla dobra miasta, nawet jeśli trzeba będzie zadłużyć się na 50, 55, czy 60 procent. Po prostu są pewne potrzeby miasta, które trzeba realizować. Oczywiście mam nadzieję, że w dalszej perspektywie będziemy w stanie finansować je ze środków własnych – dodaje Andrzej Bień.
OPOZYCJA PROTESTUJE
Innego zdania jest jednak opozycja. Radny PiS Michał Bełbot twierdzi, że spłacanie jednych kredytów kolejnymi w dłuższej perspektywie odbije się niekorzystnie na finansach miasta.
– Z jednej strony miasto zaciąga nowe kredyty, aby spłacić poprzednie zobowiązania, a z drugiej sprzedaje udziały w Przedsiębiorstwie Energetyki Wodnej i Kanalizacji prawdopodobnie również po to, aby spłacić pożyczki – mówi Michał Bełbot. – W ten sposób wpadamy w spiralę długów, która spowoduje, iż kolejne inwestycje w mieście w przyszłości nie będą mogły być realizowane. Dyscyplina finansów publicznych wskazuje bowiem, że niebezpiecznie zbliżamy się do sytuacji, w której kolejne zobowiązania nie będą mogły być zaciągane. Oczywiście, Wydział Księgowości w magistracie opanował do perfekcji umiejętność ukrywania zadłużenia w taki sposób, aby nie było ono widoczne w bilansie, natomiast niestety nie da się wszystkiego robić na kredyt. Budżetem trzeba gospodarować rozsądnie.
W podobnym tonie wypowiada się też Zygmunt Zmuda-Trzebiatowski, wiceprzewodniczący Rady Miasta i kandydat „Wspólnej Gdyni” na prezydenta.
– Kiedy słyszę o kolejnych, nowych kredytach, a nie widzę stojących za tym inwestycji, czuję się jak w przypadku sprzedaży udziałów w PEWiK-u – mówi Zygmunt Zmuda-Trzebiatowski. Chodzi mianowicie o to, że pozyskujemy nowe środki na cel, który jest nieznany. Ja uważam, że troską i zmartwieniem władz miasta powinno być to, abyśmy byli jak najmniej zadłużeni. Przypomnę, że wszystkie te pieniądze, które teraz miasto jest winne, kiedyś trzeba będzie spłacić. I to trzeba będzie spłacić z naszych pieniędzy i podatków. Moim zdaniem pieniądze powinny być wydawane oszczędnie i rozsądnie, a tego niestety w Gdyni brakuje – dodaje Zmuda-Trzebiatowski.
Zaciągnięcie kredytu wymagało zgody Rady Miasta. Na ostatniej sesji władze Gdyni taką otrzymały głosami Samorządności i Platformy Obywatelskiej. Przeciwko byli radni PiS.
Marcin Lange/mar