Gdańsk będzie miał kolejny zabytek. Dawna hala niemieckich u-bootów trafi do rejestru?

Gdańsk wzbogaci się o nowy, chroniony prawem zabytek. Trwa procedura wpisania do rejestru dawnej hali niemieckich u-bootów na terenie Stoczni Gdańskiej. Budynek powstał w latach 1936 – 1938, natomiast po wojnie, już po zakończeniu produkcji łodzi podwodnych, halę przekształcono na Magazyn Główny Stoczni.

Koniec I wojny światowej i okres międzywojenny to trudny czas dla gdańskich stoczni. Te znalazły się w granicach Wolnego Miasta, które odcięte było od Niemiec granicą celną. Gdańskie stocznie zmuszone były do zmiany produkcji i przestawienia się na inny asortyment. Skutkowało to także zwolnieniami załogi. Sytuacja zmieniła się dopiero tuż przed II wojną światową, gdy zapadła decyzja o produkowaniu tu części do niemieckich łodzi podwodnych.

Marcin Tymiński, rzecznik Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków podkreśla, że budynek, który ma zostać objęty ochroną, jest wyjątkowy. – Jest bardzo ciekawym budynkiem przemysłowym. Rzadkim. Innego w Gdańsku takiego nie ma. Stąd jego unikatowość.

WPISYWANY „PO KAWAŁKU”

Teren Stoczni Gdańskiej jest wpisywany „po kawałku” do rejestru zabytków. Obecnie znajduje się w nim jego najstarsza część – Stocznia Cesarska. Trwa wpisywanie obszaru Stoczni Schichaua i jej okolic. Obszar jest ważny z punktu widzenia konserwatorskiego i historycznego, bo reprezentuje rozwiązania stoczniowe od połowy wieku XIX po cały wiek XX. Oprócz wartości materialnej są także te – dodaje Tymiński – choćby związane z Sierpniem 80 i stoczniową Solidarnością.

– To tak zwany obszarowy wpis do rejestru zabytków. One niestety wiążą się zawsze z długą procedurą, trzeba mieć na uwadze także zdanie właścicieli terenu i budynków, którzy inaczej mogą pojmować konieczność ochrony ich, często zabytkowej, własności. Podkreślić należy, że mają oni prawo np. odwoływać się od decyzji konserwatorskich.

Marcin Tymiński dodaje także, że fakt wpisania czegoś do rejestru zabytków nie oznacza jednoczesnej blokady inwestycji. – Hasło: „Nic nie będzie można zbudować” nie ma nic wspólnego z ochroną zabytków. O prestiżu, potędze i atrakcyjności miasta świadczą właśnie jego zabytki i dlatego te zabytki chronimy, aby nowoczesną architekturę i nowoczesne rozwiązania ładnie wkomponowywać w tereny zabytkowe. Jednak te zabytki, te najcenniejsze rzeczy muszą tam być. Można je adaptować i remontować – podsumowuje.

BRAKUJE ELASTYCZNOŚCI?

Odmienne zdanie ma Paweł Mrozek, wiceprezes Forum Rozwoju Aglomeracji Gdańskiej. Według niego, brakuje pewnej elastyczności. – Jako projektant wiem, że to duże wyzwanie dla architekta, który siada do takiego zagadnienia, jak rozwiązanie funkcji w budynku chronionym. Te wszystkie wytyczne konserwatorskie, które trzeba spełnić czasami bardzo związują ręce. Trzeba się liczyć z tym, że właściciel ma pewne ograniczone pole do popisu, ponieważ są chronione różne elementy wyposażenia i samej bryły.

Społecznik uważa także, że służby konserwatorskie są trochę nadgorliwe i oprócz samego obiektu obejmują ochroną także otoczenie, po to, aby inwestor – niezależnie czy dokonuje inwestycji w budynku, czy obok – wszystkie prace konsultował z konserwatorem. – To czasem jest uciążliwe, spowalnia inwestycje i może sprawić, że w niektórych wypadkach ktoś nie zainwestuje i ucieknie.

Mimo wszystko, ani Paweł Mrozek, ani Marcin Tymiński nie mają wątpliwości, że budynek jest cenny i należy go chronić. Wiceprezes FRAGu dodaje jednak, że należałoby wyjść ze sztywnych ram przepisów konserwatorskich i spojrzeć na całość przyszłego projektu, jak na dobro wszystkich mieszkańców, gdzie wartości zabytkowe i współczesne istnieją wspólnie.

Daniel Wojciechowski/mich

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj