Trzydzieści dni na sprzątnięcie plakatów wyborczych mają kandydaci biorący udział w wyborach samorządowych. Jeśli tego nie zrobią, administracja publiczna musi wydać decyzję o usunięciu materiałów na ich koszt. Prezydent Sopotu Jacek Karnowski zapowiedział, że z uwagi na wizerunek miasta, zastanawia się nad wprowadzeniem ograniczeń w plakatowaniu przed wyborami do europarlamentu. – Plakaty walają się po chodnikach. Mokre dykty zsunęły się z latarni i straszą. Mogą tak zostać, o ile kandydaci życzą sobie, żeby ich podobizny obsikiwały psy, bo to akurat teraz na takiej wysokości zalega wszystko – mówi rozgniewana mieszkanka Sopotu.
– Mi wydaje się, że dość szybko sprzątają, ale faktycznie dużo było plakatów. Miasto jest małe, może wystarczyłoby ich mniej, bo tak na jednej latarni jest pięć różnych kandydatów, to źle to wygląda – mówi przechodzień.
Większości pytanych osób uważa, że materiałów reklamujących kandydatów jest za dużo w przestrzeni miejskiej. Sopocianie nie lubią także niszczejących plakatów, ich zdaniem odlepiające się ze słupów czy zerwane przez wiatr i walające się po ziemi szpecą miasto.
PREZYDENT: „WPROWADZIMY OGRANICZENIA”
Jeszcze przed wyborami poszczególne komitety proponowały „plakatowy rozejm”. Nie doszło jednak do porozumienia. Miejsca plakatowania ograniczył tuż przed rozpoczęciem kampanii prezydent Sopotu Jacek Karnowski, zakazując wieszania mat. wyborczych na latarniach i słupach w pobliżu skrzyżowań, słupach sygnalizacji świetlnej czy tych, na których znajdują się znaki drogowe. Zabroniono także wieszania plakatów w reprezentacyjnych miejscach miasta m.in. na sopockim deptaku.
Już wtedy pojawiły się pomysły na wydzielenie miejsc przeznaczonych na prowadzenie kampanii wyborczej. Poza takimi miejscami umieszczanie haseł i podobizn kandydatów byłoby zabronione. Być może będzie tak przed kolejnymi wyborami.
– Prowadzimy rozmowy z konserwatorem zabytków i wydziałem inżynierii, żeby przedstawić propozycję zadbania o przestrzeń miasta przed wyborami do europarlamentu. Mamy dwa wstępne pomysły. Pierwszy pomysł polega na wyznaczeniu miejsc, gdzie kampanię będzie można prowadzić. To byłyby takie „hydeparki”, gdzie każdy mógłby postawić baner, powiesić coś, postawić jakiś totem czy reklamę mobilną. Drugi pomysł to ograniczenie liczby plakatów np. do 50 na ugrupowanie. Czyli jeśli będzie startowało 5 ugrupowań to będzie 250 plakatów, nie np. 5 tys. Uważamy też, że trzeba wyznaczyć latarnie, gdzie te plakaty mogą być wieszane. Zasadą byłoby przy tym, że na jednej latarni może wisieć wizerunek jednego kandydata – mówi prezydent Karnowski.
Wybory do Parlamentu Europejskiego odbędą się w maju, a więc tuż przed rozpoczęciem sezonu letniego. Urzędnicy myślą więc już teraz, co zrobić, by mieszkańcy i turyści nie czuli się osaczeni nadmiarem materiałów wyborczych. Jak zapowiedział prezydent, konkretna propozycja ma zostać przedstawiona radzie miasta jeszcze przed końcem tego roku.
MIESIĄC NA SPRZĄTNIĘCIE PO SOBIE
Zarówno umieszczanie w przestrzeni miejskiej, jak i usuwanie materiałów wyborczych jest określone przepisami ordynacji wyborczej. Według prawa, komitety wyborcze muszą usunąć plakaty, banery itp. w terminie do 30 dni od daty wyborów. Jeśli tego nie zrobią, administracja publiczna reprezentowana przez wójta, burmistrza czy prezydenta miasta musi zareagować i wydać decyzję o ich usunięciu na koszt komitetów.
Obowiązek ten nie dotyczy mat. umiejscowionych na prywatnych posesjach, jeśli np. plakat czy baner wisi tam za zgodą właściciela posesji. Podobnie jest z bilbordami czy banerami prezentowanymi w miejscach przeznaczonych na reklamę i zarządzanymi przez firmy reklamowe.
Co więcej, oprócz kary administracyjnej, nieusunięcie materiałów wyborczych w 30 dni po wyborach może zostać potraktowane jak wykroczenie, za które grozi grzywna do 5 tys. zł, w tym przypadku sprawa trafia do sądu rejonowego.
Piotr Puchalski
Napisz do autora: p.puchalski@radiogdansk.pl