Mija 76 lat od pierwszej masowej zbrodni na Wołyniu. 9 lutego 1943 roku we wsi Parośla w dawnym województwie wołyńskim Ukraińcy okrutnie zamordowali około 150 osób, obywateli Polski. Tragiczne wydarzenia upamiętniono w piątek w Gdańsku.
U stóp pomnika Pamięci Ofiar Eksterminacji Ludności Polskiej na Wołyniu przedstawiciele Instytutu Pamięci Narodowej złożyli kwiaty. Mirosław Golon, dyrektor gdańskiego oddziału IPN mówi, że zbrodnia masowa zbrodnia w Parośli była początkiem Rzezi Wołyńskiej.
„APOGEUM PRZYCHODZI W LIPCU”
– Ta zbrodnia nie trwa tylko w 1943 roku, apogeum przychodzi w lipcu. Wtedy 99 miejscowości zapłonęło jednego dnia. Kilkanaście tysięcy ofiar jednego dnia! W koloni Parośla to sto kilkadziesiąt, a później zaczyna się potworność, bo płonie kilkanaście tysięcy [miejscowości – przyp. red.]. Ale warto też wspomnieć o pewnej głębszej genezie, bo ukraiński ruch nacjonalistyczny, ten skrajny, z nacjonalistyczną ideologią, rodzi się w latach 20. i 30. XX wieku. Zaczyna pokazywać to swoje okrutne oblicze, czyli masowo mordować Ormian, Żydów, Polaków, Węgrów, Rumunów – mówi Mirosław Golon.
Zuzanna Wojciechowska urodziła się w 1940 roku we Włodzimierzu Wołyńskim. Wspomina, że w czasie, gdy Ukraińcy zaczęli mordować w jej mieście Polaków, rodzina podjęła decyzję o ucieczce. – Ciężko mi mówić. Wiele osób z mojej rodziny zginęło. Wiele zostało okaleczonych. Gdy miałam cztery latka, to zaczynały się już mordy poza wsiami, w mieście i trzeba było uciekać – opowiada. W 1944 roku Pani Zuzanna, wraz z matką i dwiema siostrami, przez Hrubieszów, Chełm, Toruń i Szczecin trafiła do Gdańska.
Fot. Radio Gdańsk/Daniel Wojciechowski
WSTRZĄSAJĄCE WSPOMNIENIA ZOSTAŁY DO DZIŚ
Najgorsze wspomnienia wracają podczas kolejnych rocznic. – Dzieckiem byłam, ale pamiętam. Idę główną ulicą razem z mamą. Ulicą Kowelską. Podskakuję i trzymam mamę za rękę. Patrzę do góry, bo podobał mi się jej kapelusz i tak idziemy, a naprzeciwko nas idzie Ukrainiec. Przez ulicę przebiega dziecko. On łapie to dziecko i nadziewa na sztachetki – kontynuuje swoją opowieść pani Zuzanna. Dodaje także, że zdarza jej się odwiedzać rodzinne miasto. Nadal boi się jednak Ukraińców. – Tęsknię za Włodzimierzem i jeżdżę do Włodzimierza, ale jak słyszę za sobą język ukraiński, to robi mi się strasznie zimno i całe plecy mam mokre. Wtedy unikam, odchodzę, boję się – opowiada ze smutkiem.
Dokładna liczba zabitych w trakcie Rzezi Wołyńskiej nie jest znana. Szacunki historyków wahają się między 50, a nawet ponad 100 tysiącami ofiar. Od 2006 roku 11 lipca obchodzimy „Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II RP”.
Daniel Wojciechowski/mar