Była wiceprzewodniczącą komisji w radzie miasta przez 30 dni. Odwołano ją bez wyjaśnienia. „Potraktowano mnie jak przedmiot”

Obsada funkcji wiceprzewodniczącego komisji polityki rodzinnej, pomocy społecznej i zdrowia w gdyńskiej radzie miasta poruszyła lokalną sceną polityczną. Poszło o sposób, w jaki przewodniczący wspomnianej komisji Lechosław Dzierżak z „Samorządności Wojciecha Szczurka” potraktował Mariolę Śrubarczyk-Cichowską z Koalicji Obywatelskiej. Cała gdyńska opozycja, od lewej do prawej strony, nie kryje oburzenia sytuacją i zachowanie przewodniczącego Dzierżaka nazywa „żenującym”, „uwłaczającym godności” i „małostkowym” – to tylko najłagodniejsze określenia.

Sam zainteresowany w swoim zachowaniu nic niestosownego nie widzi. Z kolei Jakub Ubych, szef klubu radnych „Samorządności”, sytuację nazywa „niefortunną”, ale i on swojego klubowego kolegi nie broni.

30 DNI NA STANOWISKU

Po kolei jednak. Sprawa swój początek miała w lutym. Wtedy to na posiedzeniu komisji polityki rodzinnej, pomocy społecznej i zdrowia kandydaturę Marioli Śrubarczyk-Cichowskiej na funkcję wiceprzewodniczącej wysunął Bogdan Krzyżankowski z Koalicji Obywatelskiej. I, o dziwo, między innymi głosami radnych „Samorządności” Mariola Śrubarczyk-Cichowska na zastępczynię Lechosława Dzierżaka została wybrana.

Z nowej funkcji nie cieszyła się jednak zbyt długo, bo raptem 30 dni. W tym tygodniu, bez dania racji, z funkcji, również głosami „Samorządności”, została odwołana, gdyż trzeba było zrobić miejsce dla Anny Szpajer, świeżo zaprzysiężonej radnej rządzącego Gdynią ugrupowania. Radna Szpajer objęła bowiem mandat, którego przyjęcia najpierw odmówił wiceprezydent Michał Guć, a następnie Beata Szadziul, która szykowała się już do roli naczelnika nowo powstałego wydziału polityki rodzinnej w gdyńskim Ratuszu.

„MAŁOŚĆ I KOMPLEKSY”

Oburzenia sposobem, w jaki potraktowano radną Koalicji Obywatelskiej, nie kryje Łukasz Cichowski, były gdyński radny, a prywatnie mąż Marioli Śrubarczyk-Cichowskiej. W emocjonalnym poście, zamieszczonym w mediach społecznościowych napisał m.in., kierując wpis do prezydenta Wojciecha Szczurka i Lechosława Dzierżaka: „(…) W kwestii obyczajów, panujących w Radzie Miasta Gdyni, utrwalonej już przez wiele lat polityki „Samorządności”, opartej na zasadzie 'Zwycięzca bierze wszystko, a miasto to nasz prywatny folwark’ wydawało się, że powiedziano już wszystko. Wydawało się, że sięgnęli już dna. A tu okazuje się, że jednak nie – postanowili kopać dalej. (…) Można uważać się za wielkiego samorządowca, wygłaszać piękne przemówienia, zdobywać kolejne wyróżnienia, chodzić z zadartym nosem i uważać się za kogoś wyjątkowego, a jednocześnie być po prostu małym, zakompleksionym człowiekiem. Tak, to są dobre określenia – małość i kompleksy (…)”.

Sama zainteresowana natomiast o całej sytuacji mówi w ten sposób: – Nie wiem, po co był ten cyrk. Wybór na wiceprzewodniczącą komisji wzięłam za dobrą monetę i docenienie moich kompetencji. Skoro „Samorządność” planowała obsadzenie w tej roli Anny Szpajer, mogli po prostu zostawić wakat na miesiąc. I tyle. Tymczasem potraktowano mnie jak przedmiot, który mogą sobie dowolnie przestawiać. To żenujące – mówi Mariola Śrubarczyk-Cichowska.

NIC NIESTOSOWNEGO

W rozmowie z Radiem Gdańsk przewodniczący Dzierżak stwierdził, że w całej sytuacji nie widzi nic niestosownego. Nie potrafił jednak wytłumaczyć, dlaczego w taki sposób potraktował radną Koalicji Obywatelskiej. Z jednej strony mówił, że nie była to decyzja polityczna, z drugiej stwierdził, że nie może być tak, aby wiceprzewodniczącym komisji był ktoś spoza „Samorządności”, gdyż w przypadku jego nieobecności, radna Śrubarczyk-Cichowska mogłaby nie realizować polityki rządzącego miastem ugrupowania.

Z kolei Jakub Ubych, szef klubu radnych „Samorządności” całe zdarzenie nazywa „niefortunnym”.

– Na pewno „Samorządność” nie traktuje ludzi przedmiotowo. Natomiast mając większość w Radzie Miasta, „Samorządność” bierze pełną odpowiedzialność za miasto i jego rozwój. Stąd też decyzja o obsadzeniu wszystkich stanowisk przewodniczącego i wiceprzewodniczącego w komisjach Rady Miasta radnymi naszego ugrupowania – mówi Jakub Ubych, który jednak nie broni swojego klubowego kolegi, a wręcz publicznie daje mu reprymendę. – Było to niefortunne zdarzenie, do którego dopuścił przewodniczący komisji. Jestem głęboko przekonany, że na najbliższym posiedzeniu, jako osoba, która bierze pełną odpowiedzialność za pracę komisji, wytłumaczy on to zdarzenie zainteresowanym – dodaje Ubych.

„NIE DORÓSŁ DO PEŁNIONEJ FUNKCJI”

– Powinien kupić bukiet kwiatów, przeprosić Mariolę Śrubarczyk-Cichowską i wytłumaczyć całe zajście – komentuje sprawę Zygmunt Zmuda-Trzebiatowski, były prominentny działacz „Samorządności”, a w ostatnich wyborach prezydenckich kontrkandydat Wojciecha Szczurka.

– Niestety, ale Lechosław Dzierżak po prostu nie dorósł do pełnionej funkcji. O kwestiach kultury osobistej nie będę się wypowiadał, ale tak się nie traktuje ludzi, a zwłaszcza kobiet w zaawansowanej ciąży. Zalecam głęboką refleksję nad sobą i okazywanie ludziom szacunku – dodaje.
 
To nie pierwsza wpadka radnego Dzierżaka w krótkiej przygodzie z Radą Miasta. Były przewodniczący Rady Dzielnicy Dąbrowa prowadził profil dzielnicowej rady w mediach społecznościowych. Po zwycięskich dla siebie wyborach samorządowych odmówił jednak przekazania uprawnień do administrowania profilem radnym dzielnicy i stronę „wygasił”, pozbawiając tym samym swoich wyborców dostępu do informacji.

Marcin Lange/puch

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj