W piątek po południu dopłynęliśmy do Rybiny. Słońce schowało się za chmurami, ale było ciepło. Postanowiliśmy całą ekipą pojechać na rowerach do Stegny na rybkę, a ze studiem Radia Gdańsk połączyć się prosto z plaży. Przed nami już ostatnia noc na łajbie. Noc zielona.
Wycieczka do Stegny była o tyle fajna, że w końcu na rowerach mogła pojechać cała ekipa. Jak to u nas – nie obyło się bez przygód. Basia postanowiła sprawdzić do której czynny jest pobliski sklep i do ekipy miała dołączyć po chwili. Z daleka zobaczyliśmy jednak, że zamiast skręcić w prawo pojechała prosto. W pogoń za Basią wyruszył nasz kapitan. Basia goniąc każdy kolejny zakręt, myślała, że goni nas, a tak naprawdę Piotr gonił ją.
Trzeba przyznać, że nie byliśmy zbyt odpowiedzialni. Z całej ekipy kask miał tylko Włodek. Nie mamy nic na swoje usprawiedliwienie, ale mimo to, pozdrawiamy was serdecznie!
W trasie (Fot. Sebastian Kwiatkowski)
Następnym razem bez kasku ani rusz.
W oczekiwaniu na sztandarowe danie znad morza, czyli rybkę, frytki i surówki (niektórzy zjedli też mniej sztandarowe placki z cukrem) trochę się naskakałyśmy. Nie mówiąc już o śmiechu. Ale chyba było warto?
Hausboatowe bliźniaczki w podskoku (Fot. Włodzimierz Raszkiewicz)
Po obiedzie, spacer na plażę i łączenie z Tomkiem Galińskim, który zdradził wszystkim słuchaczom naszą wielką tajemnicę. – Przecież nie pojechaliście tam pracować, tylko odpoczywać – powiedział na do widzenia. Oczywiście Tomku, masz rację. Ten kto robi to, co lubi, nigdy nie pracuje.
Łączymy się ze studiem prosto z plaży (Fot. Katarzyna Hirsz)
O tym, że przyjechała ekipa Radia Gdańsk wiedziała cała Stegna. A to za sprawą Basi, która na każdą wycieczkę rowerową zabierała sakwy wypełnione naszymi gadżetami. Turyści na potęgę dostawali nasze rejsowe koszulki i parasole, a dzieci – długopisy i przypinki. Obrandowane były nawet psy. Zgodnie stwierdziliśmy, że Basia chyba minęła się z powołaniem, a jej miejsce jest w dziale promocji i marketingu.
Piesek Lukuś w bandamce RG (Fot. Katarzyna Hirsz)
OJCIEC CHRZESTNY „PĘTLI ŻUŁAWSKIEJ”
Po powrocie ze Stegny na przystani w Rybinie odwiedził nas Zbigniew Ptak, czyli ojciec chrzestny Pętli Żuławskiej.
– Ojciec chrzestny, to brzmi bardzo wyniośle, bardziej można powiedzieć, że inicjator. Przypominam sobie rejs kiedy nie było żadnej infrastruktury. Wtedy marszałkowie poznali teren. Ten pomysł zaczął przekonywać władze województwa, że trzeba to zrobić. Kończy się zarządzanie spółki Pętla Żuławska. Sam projekt trwał około 10 lat. Oddanie przystani nastąpiło 5 lat temu – mówił pan Zbigniew.
Zbigniew Ptak. Inicjator powstania Pętli Żuławskiej (Fot. Radio Gdańsk/Katarzyna Hirsz)
– Powstanie tej infrastruktury przede wszystkim ucywilizowało wodniactwo w tym, bezsprzecznie, cudownym rejonie. Trzeba powiedzieć, że te inwestycje podniosły atrakcyjność tych miejscowości, gmin i samorządów. Mamy tu jeszcze potencjał, który na pewno wytrzyma napływ turystów większy niż dotychczas i promocja zawsze powinna się odbywać.
Radio Gdańsk dziękuje za ten pomysł. Za to, że jesteśmy jednymi z tysięcy, którzy mogą tutaj trochę zapominać o codzienności. Dzięki m.in. takim widokom.
Zachodzące słońce w Przystani Osłonka (Fot. Radio Gdańsk/Katarzyna Hirsz)
ZIELONA NOC
Zieloną, czyli ostatnią noc na łajbie uczciliśmy na wiele sposobów. Przed wspólną kolacją postanowiliśmy razem z Basią i Sebastianem przebiec niewielki dystans. Żuławy to idealne miejsce nie tylko na wycieczki rowerowe, ale też właśnie na bieganie. Poczucie wolności i wyzwalających się endorfin w takich okolicznościach przyrody bezcenne.
Biegnący Sebastian (Fot. Radio Gdańsk/Katarzyna Hirsz)
Nie mieliśmy ochoty iść spać wiedząc, że to już ostatni wieczór i ostatnia noc. Rozmowy ciągnęły się do świtu. Dziś czekało nas sprzątanie łódki i koniec naszej hausboatowej przygody. Wracamy wypoczęci, ale i zmęczeni. Bo jak to powiedział Sebastian, ostatniego dnia rano: „ Dzisiaj nareszcie mogę się zrelaksować”.
Fot. (Radio Gdańsk/Katarzyna Hirsz)
Dziękujemy wszystkim za możliwość przeżycia tej niezwykłej przygody. Żuławy to wciąż nieodkryte bogactwo i piękno. Chyba właśnie w tym tkwi sekret tego miejsca. A jeśli ktoś, nie był jeszcze na Żuławach to najwyższy czas to zmienić.
Katarzyna Hirsz