Gdynia stawia na elektryki, Gdańsk na diesle. Autobusy na prąd nie dla wszystkich są atrakcyjne. A do końca 2027 roku w co trzecim autobusie w polskich miastach wymogiem będzie napęd zeroemisyjny – elektryczny lub wodorowy.
Krajowym liderem zielonego transportu publicznego jest Jaworzno, gdzie niemal wszystkie autobusy mają napęd elektryczny. W czołówce także Gdynia, która ma zeroemisyjne trolejbusy. To 108 z 382 pojazdów. 83 z nich mają baterie, pozwalające przejechać około 50 kilometrów.
– A będą nowe – zapowiedział Maurycy Rzeźniczak z Urzędu Miejskiego w Gdyni. – Staramy się być liderem elektromobilności w skali kraju. Przykładem tego może być realizowany w tej chwili projekt przez Przedsiębiorstwo Komunikacji Autobusowej. W najbliższym czasie w Gdyni pojawią się 24 elektrobusy. Na ostatnim naborze programu zielonego transportu i Przedsiębiorstwo Komunikacji Trolejbusowej, i Przedsiębiorstwo Komunikacji Miejskiej w Gdyni również złożyły wnioski o tabor. To kolejnych 12 elektrobusów i 7 trolejbusów. Dodatkowo na dachu zajezdni przy Zakręcie do Oksywia powstać ma farma fotowoltaiczna – dodał Rzeźniczak.
GDAŃSKIE TRAMWAJE
Tej filozofii nie podziela Gdańsk, dla którego rdzeniem transportowym są tramwaje – nie wliczane według Ustawy o elektromobilności i paliwach alternatywnych do transportu zeroemisyjnego. Wszystkie spośród 250 autobusów mają silniki diesla. – Są nowoczesne i mają duży zasięg – zaznaczył prezes Gdańskich Autobusów i Tramwajów Maciej Lisicki. – My również jesteśmy zdecydowani wejść w tę technologię. Pierwsze trzy autobusy na prąd do obsługi linii 100 planujemy zakupić jeszcze w tym roku, ale podchodzimy do tego bardzo ostrożnie. Paradoksalnie im później wejdziemy w technologię elektryczną, tym bardziej nowoczesne pojazdy możemy kupić. Przeciętny gdański autobus wykonuje pracę około 400 kilometrów. To oznacza, że musiałby trzykrotnie doładowywać się gdzieś na mieście – zauważył.
GMINA PSZCZÓŁKI
Gdańsk deklaruje, że chciał wnioskować o dofinansowanie z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska na zakup 45 elektrobusów ładowanych w zajezdni, ale w formule kto pierwszy ten lepszy, przegrał między innymi z Gdynią i PKS Gdańsk. Tymczasem prywatna spółka chciałby, by sześć elektrobusów jeździło na przykład w gminie Pszczółki. – Na próbę – przyznał Bartosz Milczarczyk. – Jeżeli to się uda, to będziemy jednymi z pierwszych na Pomorzu, którzy będą takie pojazdy wykorzystywać do przewozu osób. Będziemy testować. Nikt nie ma jeszcze takiego doświadczenia, którym mógłby się w perspektywie wielu lat podzielić. Zasięgi baterii są niewielkie i tu leży przysłowiowy pies pogrzebany – dodał.
NAPĘD NA WODÓR
– Samorządy równocześnie myślą o wodorze – mówił Maurycy Rzeźniczak z Gdyni. – Od 2018 roku współpracujemy z Grupą Lotos właśnie w zakresie dostaw czystego wodoru dla transportu publicznego. Mamy nadzieje, że te nasze wspólne dążenia do 2024 roku spowodują, że zaczniemy wdrażać pierwsze autobusy wodorowe na terenie miasta. W projekcie uczestniczą także Tczew, Wejherowo i Gdańsk, który deklaruje, że początkowo myślał o takich zakupach już teraz- dodał.
– Trudno ocenić, która taktyka jest lepsza – mówił zajmujący się komunikacją dr Michał Wolański ze Szkoły Głównej Handlowej. – Na pewno ogromnym plusem autobusów zeroemisyjnych jest to, że jest teraz mnóstwo dostępnych źródeł dofinansowania i dlatego bardzo wiele samorządów podejmuje tę grę, bo widzi w tym szansę na wymianę floty praktycznie za półdarmo. Z drugiej strony problemem jest to, że eksploatacja autobusów elektrycznych jest dużo bardziej skomplikowana – podkreślił.
Miliard złotych 80 i 90 proc. dofinansowań z programu Zielony Transport Publiczny rozszedł się w kilka dni. Samorządy biją się o pieniądze, bo koszt autobusów zeroemisyjnych jest trzykrotnie wyższy niż tradycyjnych. Prędzej czy później pojawią się na ulicach miast. Nie ma jednak gwarancji, że w kolejnych latach dotacje będą tak wysokie.
Sebastian Kwiatkowski/ap