43 lata temu powstały Wolne Związki Zawodowe Wybrzeża. „Zaczynali od podstaw. Celem było zdobycie zaufania robotników”

W środę wypada 43. rocznica powstania pierwszych Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża. Prekursorów „Solidarności”, jak obecnie określa się jego założycieli, było niewielu – według wyliczeń Instytutu Pamięci Narodowej raptem około 40. Jednak kilkadziesiąt miesięcy później udało się zarejestrować Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność”, do którego zapisało się około 10 milionów Polaków.

WZZ Wybrzeża nie były jednak pierwsze w kraju. Tu palma pierwszeństwa należy się Katowicom, co było dla komunistycznych władz bardziej bolesne, ponieważ Śląsk był matecznikiem ówczesnego I sekretarza PZPR Edwarda Gierka. Zakładaniem WZZ-ów zajmowali się głównie członkowie Komitetu Obrony Robotników i Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela.

DEKLARACJA ZAŁOŻYCIELSKA

– Na Śląsku taką osobą był Kazimierz Świtoń – tłumaczy dr Jarosław Neja z katowickiego oddziału IPN. – Świtoń prowadził od lata 1977 roku punkt konsultacyjno-informacyjny ROPCiO w swoim mieszkaniu w centrum Katowic. Spotkania tego punktu konsultacyjnego odbywały się w każdy czwartek, więc założył, że ogłoszenie powstania Wolnych Związków Zawodowych nastąpi podczas jednego z takich spotkań wyznaczonych na dzień 23 lutego 1978 roku. I tak właśnie się stało.

– No i w momencie, gdy Krzysztof Wyszkowski zorientował się, że Kazimierz Świtoń powołał WZZ w Katowicach w takiej właśnie formie uznał, że to jest najodpowiedniejsza formuła organizacji, którą można wprost przenieść do Trójmiasta. Wyszkowski pozyskał zgodę Jacka Kuronia na powołanie WZZ Wybrzeża, rozmawiał też o tym z Janem Lityńskim i Henrykiem Wujcem. W efekcie tego 28 kwietnia 1978 roku ogłosił deklaracje założycielską Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża. W ostatniej chwili, jako sygnatariusza, oprócz siebie wpisał też Andrzeja Gwiazdę, którego wcześniej nie miał zamiaru, jako inżyniera, brać pod uwagę. Trzecim sygnatariuszem został Antoni Sokołowski ze Stoczni Gdańskiej – dodaje.

NIEUSTAJĄCE REPRESJE

Wolne Związki Zawodowe Wybrzeża, mimo że ich działacze liczyć się musieli z nieustającymi represjami reżimowych władz, skupiały się na udzielaniu robotnikom porad prawnych. Działały też w obronie ich interesów ekonomicznych.

– Jak wspominał Andrzej Gwiazda, na zebraniach nie rozmawiano o niepodległości, czy o tym, że Polska powinna wyjść z bloku sowieckiego. To nie miało sensu w panujących realiach, gdyż wszyscy liczyli się z tym, że taka argumentacja będzie wodą na młyn dla władz PRL, które natychmiast przyczepią im łatkę wywrotowców – wyjaśnia dr Piotr Brzeziński z Oddziałowego Biura Badań Historycznych IPN w Gdańsku. – Zamiast tego rozpoczęto coś, co można określić pracą organiczną. Mówiono więc o tym, jak usprawnić funkcjonowanie zakładów czy jak polepszyć kwestie socjalne. Z jednej strony to rzeczywiście przynosiło efekt, gdyż po prostu pomagało ludziom w codziennym życiu. Oprócz tego udzielano też porad prawnych, np. w sprawach odwołań do sądów pracy. Dzięki temu popularność WZZ rosła, co jest dość ciekawym wątkiem, ponieważ działacze związkowi zaczynali od podstaw, a ich pierwszym celem było zdobycie zaufania robotników, co się udało – dodaje.

KIEROWANIE STRAJKAMI

To właśnie działacze WZZ kierowali m.in. strajkami Sierpnia ’80 na Wybrzeżu, które doprowadziły do powstania NSZZ „Solidarność”. Na koniec warto wspomnieć, że z niewielkiego grona osób związanych z wolnymi związkami zawodowymi – na Wybrzeżu IPN szacuje, że było to pod koniec lat 70. niewiele ponad 40 osób – wywodziło się w wolnej Polsce dwóch prezydentów i liczne grono parlamentarzystów.

Marcin Lange/ako

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj