Nie sprawdziła się dewiza trenera Wojciecha Łobodzińskiego, który powtarza konsekwentnie, że najważniejsze jest punktowanie. W Pruszkowie ta sztuka Arce nie wyszła. Gdynianie zagrali bardzo słabo, nie wykorzystali „koniunktury” z pierwszej połowy, a w drugiej kompletnie oddali pole rywalowi, który wykorzystał to do cna, wygrywając 2:o.
Bohaterem Znicza był Japończyk Nagamatsu, który wespół z Radosławem Majewskim rozmontował gdyńską obronę. Akcja od początku wyglądała źle, do piłki na środku boiska nie zdążył Tornike Gaprindaszwili, później zbyt wiele miejsca miał Majewski, a gdy po rykoszecie piłka trafiła do Nagamatsu, Japończyk mimo asysty trzech obrońców miał wiele swobody, oddając strzał.
13 minut później było już 2:0. Japończyk wygrał „drugą piłkę”, podholował ją na linię pola karnego i wystarczyło mu wymienienie jednego podania z Majewskim, by znowu zgubić defensywę Arki. Przy czym trzeba oddać ofensywnemu pomocnikowi Znicza, że podwyższył bardzo precyzyjnym strzałem, nie dając szans na interwencję Lenarcikowi.
BRAKOWAŁO ENERGII
Arka zazwyczaj w tym sezonie dobrze zarządzała meczem, kontrolując przebieg, wychodząc najczęściej na prowadzenie. Tym razem musiała sprawdzić się w bojach, goniąc wynik. I to graczom Łobodzińskiego nie wyszło. Wprowadzony jeszcze przed utratą bramek napastnik Hubert Turski nie potrafił błysnąć, bo koledzy niedokładnie mu dogrywali, albo sam 21-latek popełniał błędy w przyjęciu. Ale to nie on powinien być obwiniany za brak efektów, a bardziej doświadczeni koledzy. Kolejne spotkanie bez gola kończy Karol Czubak, raz świetnie po jego strzale zachował się w bramce Misztal, ale w dwóch innych czołowy strzelec ligi mógł lepiej zwieńczyć. Ociężale wyglądali w Pruszkowie ruchliwi i pożyteczni w ostatnich tygodniach Skóra i Kobacki, nawet kiedy kreowali, to brakowało im lub partnerom finalizacji. Nie bez znaczenia były absencje w środku pola. W Pruszkowie wicelider radził sobie bez Janusza Gola i Sebastiana Milewskiego, podstawowych zawodników, z konieczności zastąpionych przez Sidibe i Boreckiego.
KUBEŁ, KTÓRY DA IMPULS
Arka chlusnęła sobie zimną wodą na rozgrzane twarze. Łobodziński powtarzał konsekwentnie, że nie ma się co „grzać”, że jeszcze daleko i póki awansu nie ma, świętowania nie będzie. I słusznie, bo ten zimny prysznic na pewno się przyda, by jeszcze na 2-3 kolejki wytężyć umysł, dać z wątroby, nie odpuścić i zacząć celebrę może w połowie maja, może po derbach. Trzeba też oddać żółto-niebieskim, że nie przegrali od 10 spotkań i czterech miesięcy, co jest wynikiem imponującym, dającym teraz Arce duży margines błędu. Ta porażka może dodać pikanterii derbom w przedostatniej kolejce, choć jak mówili Radiu Gdańsk piłkarze Arki – woleliby sprawę rozstrzygnąć jeszcze przed meczem z rywalem zza miedzy, by z nim skoncentrować się li tylko na pięknym widowisku i woli wygranej.
Paweł Kątnik