Niecodzienna sytuacja we Władysławowie. Pracownik ochrony sam odebrał poród. Mateusz Białkowski wracał z patrolu, gdy na drodze stanął mu zdenerwowany mężczyzna. Obywatel Mołdawii łamaną polszczyzną wyjaśnił, że jego żona właśnie rodzi, a on nie wie, co robić. Nie wahając się, pracownik ochrony pojechał do domu, w którym zastał rodzącą kobietę i kilka innych zdezorientowanych osób. Zadzwonił pod alarmowy numer 112 i tam dowiedział się, co robić.
– Pani dyspozytorka powiedziała mi, że mam złapać dziecko za główkę i próbować pociągnąć ją tak, żeby pomóc jej wyjść. Próbowałem, ale nie dało rady, dziecko się nie ruszało. Pani ze 112 powiedziała, że mam udrożnić drogi oddechowe noworodka. Kazała włożyć palec do ust dziecka, a następnie usunąć mu z buzi ślinę i treści. Zrobiłem to małym palcem, delikatnie i nagle stało się coś niezwykłego: dziecko jakby odetkało się; było słychać, że zassało powietrze. Wtedy pomyślałem, że to jest dobry moment; złapałem dziecko za główkę, pociągnąłem, a ono dosłownie wyskoczyło mi na ręce. Nadal nie oddychało. Nie wiedziałem, czy masować mu serduszko, ale znów włożyłem palec do ust; wówczas dziecko zaczęło płakać. Odetchnąłem z ulgą. Nie czuję się bohaterem, ale było to dla mnie wielkie przeżycie. Do tej pory jestem w szoku – mówi pan Mateusz.
Chwilę później przyjechała karetka pogotowia. Ratownicy pogratulowali panu Mateuszowi, jak sami określili, fachowej roboty. Mama i córka trafiły do szpitala; jutro mają wrócić do domu.
Grzegorz Armatowski/MarWer