Jak tłumaczy ekspert dr Maciej Szewczyk, adiunkt z Katedry Ekologii i Zoologii Uniwersytetu Gdańskiego, wilki nie są zagrożeniem dla człowieka. Może ono powstać w wyniku nieodpowiedzialnego zachowania ludzi. Dlatego też jego zdaniem decyzja Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, zezwalająca na odstrzał dwóch wilków na terenie powiatu kościerskiego na Pomorzu, została wydana zbyt pochopnie.
– Najgroźniejsze jest dokarmianie dzikich zwierząt, które prowadzi do utraty antropofobii, czyli strachu przed ludźmi i habituacji pokarmowej, czyli przyzwyczajenia do korzystania z antropogenicznych źródeł pokarmu – mówi naukowiec z Uniwersytetu Gdańskiego.
ZAGROŻENIE ZE STRONY WILKÓW?
Według danych opublikowanych przez GUS w 2021 roku w Polsce żyło 3770 osobników wilka. Szewczyk zaznaczył, że nie ma jednak ogólnopolskiego monitoringu tych zwierząt i według niego w Polsce żyje ok. 2,5 tys. osobników.
Zdaniem Szewczyka wilki mogą stanowić zagrożenie dla zwierząt hodowlanych, jeśli zwierzęta te nie są odpowiednio zabezpieczone. – W przypadku zwierząt dzikich nie można myśleć w kategoriach zagrożenia. Sarny, jelenie czy dziki są zabijane i zjadane przez wilki, co jest sytuacją całkowicie naturalną, a wręcz potrzebną. Bez drapieżnika kopytne zmieniają swoje zachowania, ich populacje nadmiernie się rozrastają – wyjaśnił.
Z danych przekazanych przez Generalną Dyrekcję Ochrony Środowiska (GDOŚ) wynika, że w ubiegłym roku za szkody powodowane przez wilki wypłacono rolnikom i hodowcom ponad 2 mln złotych odszkodowań. Wskazano, że były to odszkodowania powodowane przez wilki znajdujące się w gestii regionalnych dyrekcji ochrony środowiska, którym zgłaszane były przypadku zabicia lub zranienia zwierząt gospodarskich.
PRZYPADEK W WĄGLIKOWICACH – BŁĘDNA DECYZJA?
Do jednego z takich ataków doszło na przełomie kwietnia i maja we wsi Wąglikowice w powiecie kościerskim. Wilki kilkukrotnie wdarły się na teren gospodarstwa i zabiły na miejscu siedem sztuk owiec, a z ogrodzonego terenu wyciągnęły kolejne dwie. W związku z tym pod koniec ubiegłego miesiąca szef GDOŚ wydał decyzję zezwalająca na odstrzał dwóch sztuk wilka europejskiego w ciągu dwóch lat na terenie wsi, gdzie doszło do ataków i otaczających ją okolic.
Zdaniem Szewczyka, o ile w niektórych przypadkach odstrzelenie pojedynczych problemowych osobników wilka jest jedynym sensownym rozwiązaniem, to w tym przypadku decyzja została podjęta zbyt pochopnie. – Nie pobrano na miejscu próbek genetycznych z zagryzionych owiec, nie ma więc 100 proc. pewności, że ataku dokonały wilki – wyjaśnił naukowiec.
Dodał, że skoro ataki we wsi Wąglikowice miały miejsce w ciągu kilku dni na przełomie maja i kwietnia, a później się nie powtarzały, to prawdopodobne jest, że ataku dokonał młody osobnik w trakcie dyspersji, czyli wędrówki w poszukiwaniu nowego terytorium.
– Wilk w tej chwili może być już kilkaset kilometrów dalej, a odstrzelone zostaną wilki z miejscowej grupy rodzinnej tzw. watahy niemającej nic wspólnego z atakiem – stwierdził. Zaznaczył, że gdy odstrzał pierwszego osobnika nastąpi latem, w trakcie wychowu szczeniąt i jeśli zastrzelony zostanie jeden z rodziców, grupa może się rozpaść, a młode niedoświadczone osobniki nie będą sobie radzić z polowaniem na dzikie zwierzęta i zrobią kolejne szkody.
– Ta konkretna decyzja może przynieść więcej szkody niż pożytku – zarówno dla lokalnej populacji wilków, jak i dla hodowców – ocenił.
PAP/ol