Ponowny proces byłego senatora Bonkowskiego. Odpowie za znęcanie się nad psem

(Fot. Radio Gdańsk/Grzegorz Armatowski)

Były senator z Kaszub Waldemar Bonkowski znów stanął przed gdańskim sądem. Rozpoczął się proces odwoławczy w sprawie o znęcanie się nad psem ze szczególnym okrucieństwem. Zdaniem prokuratury Bonkowski przywiązał zwierzę do haka holowniczego swojego samochodu i ciągnął, doprowadzając do jego śmierci.

W pierwszej instancji został skazany na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata. On i oskarżyciele odwołali się od wyroku. Sprawa wróciła do Gdańska, bo tak zdecydował Sąd Najwyższy. Waldemar Bonkowski nie przyznaje się do winy i twierdzi, że był to wypadek.

– Tu nie ma żadnej mojej zamierzonej winy. Absolutnie nie było znęcania się, to jest zarzut absurdalny. Prowadziłem psa do domu. Przewrócił się, bo samochody niemiłosiernie trąbiły. Zaparł się na to trąbienie i coś mu tam musiało pęknąć, ale nie było to zamierzone – tłumaczył Bonkowski.

Prokurator Marcin Lubiński złożył apelację co do wymiaru kary orzeczonej wobec oskarżonego. – Nie kwestionujemy ustaleń faktycznych sądu. Co do winy, uważamy, że kara orzeczona przez sąd pierwszej instancji jest zbyt łagodna i rażąco niewspółmierna – mówił.

PRZESŁUCHANO SZEŚCIU ŚWIADKÓW

Sędzia Sądu Okręgowego w Gdańsku Joanna Więckowska przesłuchała sześciu świadków, którzy brali udział w czynnościach na terenie posesji Bonkowskiego przed jego zatrzymaniem. Ich zeznania miały dotyczyć stanu zdrowia i samopoczucia byłego senatora w trakcie tych działań. Oskarżony i jego obrońcy od początku przekonują, że był on przeziębiony, dlatego do samochodu wsadził tylko jednego psa, natomiast drugiego ciągnął na smyczy za samochodem

Najpierw zeznawała lekarz weterynarii Monika P., która badała psy należące do oskarżonego i zaleciła, by jedno ze zwierząt zostało przewiezione do schroniska. Podała, że Bonkowski „był pomocny, pomagał w trakcie badania klinicznego, wszedł do kojca”. Wyjaśniła, że nie zauważyła, żeby oskarżony miał jakieś dolegliwości zdrowotne.

Następnie zeznawali dwaj czynni funkcjonariusze policji: Kamil L. i Rafał Sz. Mężczyźni przyznali, że oskarżony na swojej posesji w trakcie ich czynności uskarżył się na swój stan zdrowia. – Wpuścił nas na teren posesji, był w szlafroku. Pamiętam, że pił wodę, herbatę i brał leki. Na pewno na przeziębienie. Mówił, że jest przeziębiony. I tak też wyglądał – zeznawał Sz.

OBSZERNE WYJAŚNIENIA

Świadek Kamil L. dodał, że Bonkowski w trakcie działań policjantów był bardzo spokojny i na wstępie poinformował, że jest bardzo chory. – Nie pamiętam, jaką chorobą się tłumaczył. Stwierdziłem, że jest albo przeziębiony, albo ma grypę – mówił.

Zaznaczył, że jadąc na teren posesji oskarżonego nie widział filmiku, na którym zarejestrowano jak Bonkowski ciągnął za samochodem swojego psa. Materiał został przesłany dzień wcześniej do policji. – Po przedstawieniu oskarżonemu zarzutu, nie przyznał się do zarzucanego mu czynu. Złożył obszerne wyjaśnienia. W protokole z przesłuchania było ujęte, że do zdarzenia doszło, kiedy pan Bonkowski był chory i nie miał siły walczyć z dwoma zwierzętami, dlatego jednego psa umieścił w samochodzie, a drugiego miał przywiązać do haka samochodu – zeznawał policjant.

Później zeznawał były policjant Jarosław W. który nadzorował czynności policjantów na terenie posesji Bonkowskiego. – Oskarżony rozmawiał normalnie, nie widziałem żadnych dziwnych zachowań z jego strony (…) nie prosił o leki, nie korzystał z chusteczki do nosa – mówił emerytowany policjant.

Kolejny świadek – technik policyjny Łukasz B. – w trakcie swoich czynności na terenie posesji Bonkowskiego nie zauważył objawów przeziębienia u oskarżonego.

„ON ŻAŁOWAŁ, ŻE TEN PIES NIE ŻYJE”

Ostatnim świadkiem był sąsiad Bonkowskiego, rolnik Andrzej P., który pomagał oskarżonemu w zakopaniu truchła zwierzęcia.

Zeznał, że oskarżony zadzwonił do niego przez telefon, był „bardzo słaby i ciężko było go zrozumieć”. – Zadzwonił i mówił, że on sam nie da rady – zeznawał. Wyjaśnił, że jak przyjechał na posesję to „oskarżony był słaby, a pies ciężki”. Jego zdaniem „gdyby Bonkowski był zdrowy, to by do tego wypadku nie doszło”.

Nie doszłoby też – zdaniem świadka – gdyby kierowcy, którzy jechali za Bonkowskim, nie trąbili. Świadek dodał, że nagranie, na którym widać ciągniętego psa, zostało wykonane około 40 metrów od bramy posesji Bonkowskiego. – On żałował, że ten pies nie żyje. (…) Całe życie jest do nich przywiązany. Nigdy się nie zdarzyło, żeby psy czegoś nie miały – zeznawał.

Rozprawę odroczono do 8 stycznia. Za znęcanie się nad psem ze szczególnym okrucieństwem grozi do pięciu lat więzienia.

Grzegorz Armatowski/PAP/jk/aKa

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj