Nie mamy już nadziei na odnalezienie go żywego – te słowa padły podczas konferencji strażaków, którzy od siedmiu dni poszukują swojego druha Krystiana.
Strażak Ochotniczej Straży Pożarnej z Sierakowic zaginał podczas akcji gaszenia pożaru fabryki w Kawlach. Spadł z wysokości 8 metrów do płonącej hali.
– W środku temperatura była bardzo wysoka, topiła stal, dlatego szukamy naszego kolegi przy zastosowaniu wykrywaczy metali. Według wskazań temperatura dochodziła na poddaszu do 1000 stopni Celsjusza, nie wykluczamy, że ciało naszego druha mogło zostać całkowicie spopielone – poinformował nadbrygadier Józef Galica, zastępca komendanta głównego Państwowej Straży Pożarnej.
„WSPOMAGAMY SIĘ NOWOCZESNĄ TECHNOLOGIĄ”
Strażacy dysponują monitoringiem z miejsca zdarzenia – dzięki temu wiedzą, że strażak spadł na regały, gdzie znajdowało się zamrożone mięso. Niestety przez powykręcaną stal nie można tam dotrzeć. Strażacy przy użyciu palnika gazowego i ciężkiego sprzętu krok po kroku wycinają fragmenty konstrukcji budynku.
– W poszukiwaniach uczestniczyły wyszkolone grupy strażaków wysokościowych, którzy na linach opuszczali się przez specjalne otwory w dachu i penetrowali pogorzelisko. Później używali specjalistycznego sprzętu: kamer wziernikowych, termowizyjnych i dronów. Niestety nie przyniosło to żadnego efektu – mówił nadbrygadier Grzegorz Szyszko, zastępca komendanta głównego Państwowej Straży Pożarnej.
„POZOSTAŁ NAM TYLKO WYKRYWACZ METALU”
Strażacy, zanim załadują na wywrotki odpady z pogorzeliska, dokładnie sprawdzają przy użyciu wykrywacza metali, czy nie ma tam żadnych elementów charakterystycznych dla wyposażenia strażaka.
– Wiemy od rodziny, że miał on ze sobą złoty łańcuszek i kilka stalowych elementów. Szukamy nawet najdrobniejszego śladu – dodał nadbrygadier Józef Galica.
KILKANAŚCIE TON ODPADÓW
Działaniom strażaków z bliska przyglądała się Beata Rutkiewicz, wojewoda pomorska, która organizuje wywóz i utylizację pogorzeliska. – Sytuacja jest bardzo ciężka, ponieważ liczba firm, które utylizują odpady tego typu, jest ograniczona. Będzie trzeba poszukać wsparcia w innych województwach. Samych odpadów drobiarskich jest około 3 600 ton, do tego dochodzą pogięte metale konstrukcji zakładu produkcyjnego. Wywóz odbywa się tu przez całą dobę – tłumaczyła.
TRUDNA SYTUACJA WŁAŚCICIELI FIRMY I PRACOWNIKÓW
Właściciele firmy mają nadzieję odbudować zniszczoną halę jak najszybciej. Czekają na to również pracownicy i ich rodziny. – Pracuje tu razem z siostrą. Żal patrzeć na to, co zostało z naszego zakładu. Na szczęście część produkcji ocalała. Mamy nadzieję że szybko wrócimy do pracy – mówi jedna z zatrudnionych osób.
Prace porządkowe potrwają przynajmniej kilka najbliższych tygodni.
Posłuchaj całego materiału:
Łukasz Kosik/aKa









