Tczew obchodził w środę, 24 stycznia kolejną rocznicę niemieckiego mordu z 1940 roku. 84 lata temu w odwecie za rzekome podpalenie fabryki, w którym spłonęły samochody pocztowe, okupanci rozstrzelali 13 niewinnych osób.
O godzinie 18:00 zapłonęły świece przy ulicy Lecha, gdzie obecnie mieści się jednostka straży pożarnej i gdzie można znaleźć tablicę upamiętniającą z nazwiskami zamordowanych.
– Przyczyną pożaru było postawienie zbyt blisko koksowników. W tych magazynach, w tych warsztatach było dużo różnego rodzaju substancji oleistych i kiedy koksownik został umieszczony zbyt blisko, po prostu doszło do zapłonu, wybuchł pożar. Niemcy, żeby ukryć swoją niekompetencję, a także zastraszyć społeczeństwo Tczewa, postanowili, że akcja ta zostanie przypisana jakiejś polskiej grupie sabotażowej czy dywersyjnej. Wytypowali 13 ofiar – opowiada Łukasz Brządkowski, pasjonat historii miasta z wirtualnego muzeum historii Dawny Tczew.
TRADYCYJNY LIST
Syn jednej z ofiar, mieszkańca żydowskiego pochodzenia, co roku przesyła list, który jest publicznie odczytywany w trakcie uroczystości upamiętniających. Winnych zbrodni nigdy nie ukarano.
Więcej na temat zbrodni i jej upamiętnienia można przeczytać >>>TUTAJ.
Filip Jędruch/MarWer