Umorzeniem zakończyło się śledztwo w sprawie pożaru hali malarni w Bytowie. Biegły ustalił, że było to podpalenie. Mimo że na kilkudziesięciu kamerach monitoringu zarejestrowano potencjalnych sprawców, nie udało się ich zidentyfikować.
Prokuratura śledztwo prowadziła w dwóch kierunkach. Pierwsze dotyczyło pożaru, drugie – kradzieży z włamaniem. Oba zdarzenia miały miejsce jednego dnia, kiedy spłonęła hala malarni. To było w listopadzie 2018 roku. Ponad 40 kamer monitoringu na terenie zakładu zarejestrowało kilku mężczyzn, którzy najpierw włamują się do pomieszczeń biurowych, później pojawiają się w miejscu, gdzie wybuchł pożar. Biegli jednoznacznie stwierdzili, że doszło do podpalenia. Policja nie była jednak w stanie ustalić tożsamości mężczyzn.
UMORZENIE ŚLEDZTWA
– Zebrane dowody nie dały podstawy do ustalenia sprawców, więc to postępowanie zostało umorzone – mówi Radiu Gdańsk Ryszard Krzemianowski, prokurator rejonowy w Bytowie. Jak podkreśla, mimo umorzenia sprawy, policja nadal będzie prowadzić swoje czynności w sprawie podpalenia hali.
Właściciel firmy Wireland odwołał się od postanowienia prokuratury. O dalszym biegu sprawy zdecyduje teraz sąd w Bytowie.
OGROMNE STRATY
Pożar doszczętnie zniszczył halę o powierzchni 2,5 tys. m2, razem z całym wyposażeniem i sprzętem, w tym m.in. dwiema liniami malarniczymi, kabinami malarniczymi, śrutownią i pomieszczeniem magazynowym. W czasie akcji gaśniczej zawaliła się metalowa konstrukcja dachu. Aktualnie straty szacowane są na 9,5 mln złotych.
Paweł Drożdż/mili