Musiały uciekać przed ojcem, który chciał oddać 5-latkę do adopcji. Koniec koszmaru matki i córki w Słupsku

W Słupsku zakończył się dramat 5-letniej Wiktorii i jej matki. Obie uciekały przed niemieckim wymiarem sprawiedliwości i ojcem niemieckiego pochodzenia. Miejscowy sąd rejonowy zmienił wcześniejsze postanowienie Sądu Okręgowego w Szczecinie, które nakazywało oddać dziecko pod opiekę ojca. Było ono o tyle kuriozalne, że ojciec dziecka nie chciał go wychowywać, tylko oddać rodzinie zastępczej.

Sprawę udało się zakończyć pozytywnie dla Maliny Borsch dzięki wsparciu Rzecznika Praw Dziecka i ministra sprawiedliwości.

NIE ZAMIERZAŁ OPIEKOWAĆ SIĘ DZIECKIEM

W listopadzie 2017 roku Sąd Okręgowy w Szczecinie zdecydował, że córka Maliny Borsch musi wrócić do Niemiec. Jej były partner Niemiec Sascha W. zadeklarował jednak, że nie zajmie się dzieckiem po powrocie i je odda. Matka nie mogła wrócić z córką, bo ciążą na niej zarzuty uprowadzenia córki. Kuriozalna decyzja sądu w Szczecinie spowodowała, że kobieta zaczęła się ukrywać przed niemieckim wymiarem sprawiedliwości i polskimi urzędnikami.

OGROMNA TRAUMA

– Natychmiastowy powrót dziecka do Niemiec naraziłby dziewczynkę na ogromna traumę psychiczną – mówi mecenas Maciej Krzyżanowski, pełnomocnik matki i 5-letniej Wiktorii. – W tej chwili to dziecko ma 5 lat, od 4 lat nie było w Niemczech, nie zna niemieckiego, jest bardzo związane z matką, a ojciec nie wykazuje nim od ponad dwóch lat żadnego zainteresowania – dodaje.

DZIECKO POWINNO BYĆ W POLSCE

Dzięki wsparciu Rzecznika Praw Dziecka i ministra sprawiedliwości złożono wniosek o zmianę prawomocnego orzeczenia. Sąd rejonowy zdecydował, że dziecko powinno zostać w Polsce.

– Sąd nie ma żadnej wątpliwości, że naczelna zasada dobra dziecka musi przyświecać temu orzeczeniu, w związku z powyższym zmienione zostało prawomocne postanowienie sądu w Szczecinie – uzasadniała sędzia Joanna Kwiatkowska.

Zdaniem sądu nie było wątpliwości, że działania ojca nie miały na celu dobra dziecka, a jedynie zemstę na żonie, szczególnie, że nie chce wychowywać dziecka, a jedynie przekazać pod opiekę niemieckiej rodzinie zastępczej.

NORMALNE ŻYCIE

– Wreszcie możemy zacząć normalne życie – mówi Malina Borsch, matka 5-letniej Wiktorii. – Dziewczynka może pójść od września do zerówki, do szkoły, po prostu normalnie żyć. Teraz możemy też normalnie kupić telefon, a nie tylko karty na kogoś. Bardzo się cieszymy, bo nie oczekiwałam, że to się pozytywnie rozwiąże.

ZWYCIĘŻYŁY FAKTY

– Sąd udało się przekonać faktami – mówi mecenas Maciej Krzyżanowski. – Od ponad 3 lat dziewczynka przebywa na terenie Polski. Co prawda, jest dzieckiem polsko-niemieckim, ale de facto jest Polką. Zna język polski, tutaj mieszka. Niewątpliwie przyczynił się też do tego ojciec dziecka, który nie wykazywał żadnego zainteresowania. Tak, jak sąd powiedział, miał on wszelkie atuty, aby sprawować opiekę nad dzieckiem w sposób, jak sobie tego życzył. Składał postępowanie w trybie Konwencji Haskiej po to, aby dziecko powróciło do Niemiec, tam, gdzie rzekomo zostało uprowadzone. Skoro tak i postanowienie było korzystne dla niego, zadziwiające jest, że nie chciał go wykonywać, co oświadczył niedawno w niemieckim Ministerstwie Sprawiedliwości. Być może złośliwie chciał uprzykrzyć życie matce dziecka, ale przede wszystkim swojej córce. To jest najsmutniejsze w tym wszystkim.

Zdaniem mecenasa przesłanki do zakończenia tej sprawy korzystnie dla Polki istniały już w 2017 roku. Wyrok jeszcze nie jest prawomocny – ojcu przysługuje możliwość zaskarżenia go. Jednak mec. Krzyżanowski wątpi, że w ciągu siedmiu dni Niemiec to zrobi, gdyż nawet nie pojawił się w Polsce na rozprawie i nie wykazuje zainteresowania córką.

Marcin Kamiński/pOr

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj