Milion złotych dotacji, pochodzących z Funduszu Rozwoju Przewozów Autobusowych, może stracić słupski PKS. Powód jest prozaiczny. Powiat lęborski, współwłaściciel słupskiej spółki posiadający 41 proc. udziałów, chce przekazać część linii obsługiwanych przez niego prywatnemu przewoźnikowi, a posiadane akcje być może w przyszłości sprzedać. Przeciwko takiemu rozwiązaniu protestują związkowcy oraz spółka.
– Oznacza to tak naprawdę jedno, że nasi koledzy stracą pracę – mówi Paulina Prusak ze Związków Zawodowych przy PKS Słupsk. – Z siedmiu obsługiwanych przez nas linii, dotowanych z funduszu, chcą nam zostawić zaledwie cztery, w sumie najmniej opłacalne, a te lepsze oddać prywatnemu przewoźnikowi. Dla tych czterech linii nie będzie nam się opłacało pozostać w Lęborku. To, co zrobimy, nie pokryje opłat za plac, planistę, zajmującego się kierowcami czy wynajmu pomieszczeń. Najlepiej wtedy byłoby się wycofać z tej komunikacji, ale nie o to chodzi. Dziwi nas to, bo starostwo w Lęborku to nasz współwłaściciel – dodaje.
JAK NIE WIADOMO, O CO CHODZI…
O co więc chodzi? Jak zwykle o pieniądze. Samorząd powiatu lęborskiego otrzymał do podziału z Funduszu Rozwoju Przewozów Autobusowych prawie dwa miliony złotych dotacji do ośmiu linii. Razem z trzema liniami do prywatnego przedsiębiorcy trafiłoby również dofinansowanie.
– Koszula bliższa ciału – mówią związkowcy. I coś w tym jest, bo wicestarosta powiatu lęborskiego Edmund Głombiewski tłumaczy, że na terenie powiatu działa wielu przedsiębiorców, którzy z chęcią skorzystaliby z rządowych pieniędzy.
– Działają tu różni przewoźnicy, wielu z nich płaci podatki na miejscu, więc chcemy dołożyć wszelkich starań, aby ich zabezpieczyć. Nie chcemy jednak nikogo krzywdzić. Nie wiemy jeszcze, jak dokładnie będzie wyglądała sytuacja. Na pewno podejmiemy decyzje, czy od przyszłego roku linie będą na dotychczasowych zasadach obsługiwane przez PKS, czy jednak zmieni się coś w tej sprawie i pojawi się też inny przewoźnik. Ostateczną decyzję podejmie rada powiatu – dodaje.
PIENIĄDZE PODANO NA TACY
Piotr Rachwalski, prezes PKS w Słupsku twierdzi, że działanie starostwa jest niezrozumiałe. – To, że w powiecie lęborskim są linie dotowane z funduszu, jest osiągnięciem tylko PKS, który przygotował gotowy wniosek i przymusił, aby ten wniosek został złożony. Zrobiono to i stąd jest tych siedem linii obecnie funkcjonujących. Rocznie linie wykonują ponad 400 tys. km. Na nowy rok złożyliśmy wniosek na 500 tys. km, stwarzając korzystniejszą ofertę. Dowiedzieliśmy się, że we wniosku starostwa lęborskiego, który wpadł nam w ręce, na nowy rok ujęto tylko cztery nasze najmniejsze linie z trasą około 200 tys.km, a przeszło 400 tys. jest przeznaczone dla prywatnego przewoźnika, który w tym roku kursował, ale bez dotacji na trasie Lębork-Łeba – tłumaczy.
– Ta trasa funkcjonuje bez względu na to, czy ma dotacje, czy nie, bo tam jest tylu ludzi, że, może poza nielicznymi kursami, po prostu się opłaca. Przecież mając swoją spółkę, dba się przede wszystkim o nią, daje się albo pracę, albo pieniądze. Tutaj jest tak, że PKS nigdy nie był dokapitalizowany przez powiat lęborski. Teraz, gdy jest możliwość dania tej pracy za pieniądze zewnętrzne i zapłacić za tę pracę, to się okazuje, że może ją otrzymać zupełnie ktoś inny – mówi.
LIKWIADACJA PLACÓWKI
Rachwalski dodaje, że w praktyce oznacza to stratę na poziomie miliona złotych i likwidację placówki PKS w Lęborku.
– Nie będzie dworca, biura, kasy na dworcu PKP, bo utrzymywanie tego dla czterech autobusów nie ma sensu, wiąże się to też ze zwolnieniem ludzi, około 10 osób zamieszkujących powiat lęborski – twierdzi.
O ewentualnej zgodzie na oddanie linii prywatnemu przewoźnikowi w najbliższy czwartek mają podczas sesji rozmawiać radni.
Marcin Kamiński/mw