W pomorskich rzekach rozpoczął się sezon połowu troci i łososia. Ryba zstępuje z tarła i płynie w dół rzek, aby trafić do morza. Niestety, ryby wciąż chorują na wrzodziejącą martwicę skóry, przez co niewiele z nich nadaje się do spożycia. Specjaliści poszukują rozwiązania.
Choć osobników w rzekach jest naprawdę wiele, sytuacja zdaje się być bardzo poważna.
– Specjaliści wciąż poszukują leku na tę chorobę, dlatego będzie to trwało i trwało. Zauważamy oczywiście zwierzęta zdrowe, co napawa optymizmem, pojawiają się również srebrniaki. Ryb naprawdę jest sporo, bo w okresie jesiennym bardzo dużo ich wpłynęło do rzek – tłumaczy Zdzisław Ardzijewski, prezes słupskiego okręgu Polskiego Związku Wędkarskiego.
PROBLEM NIE TYLKO W RZEKACH
Prezes PZW dodaje, że cierpiące na martwicę osobniki zauważane są również w Bałtyku. – Chłodna i słona woda powoduje, że ryba wchodząca do rzek jest w miarę zdrowa, jednak wyższa temperatura i osłabienie wywołane tarłem powodują, że ta choroba się uaktywnia – twierdzi.
Zdaniem ichtiologa Wojciecha Sobiegraja, problem z dolegliwością łososiowatych ma nie tylko Polska. – Choroba jest w pomorskich rzekach i w całej zlewni Bałtyku. Zmagają się z tym problemem Szwedzi, Duńczycy i nikt nie jest w stanie podać przyczyny. Na szczęście jest na tyle dużo ryb, że od tych zdrowych jesteśmy w stanie pobrać mlecz i ikrę, aby wykorzystać je do zarybiania. Pozytywną rzeczą jest jednak to, że podczas wędkowania zdarzają się ryby zdrowe. Z badań wynika, że po tarle wracają do Bałtyku ponownie. To bardzo cieszy – dodaje ichtiolog.
LICZBA RYB SPADA
Niestety, ogólna liczba łososi i troci z roku na rok spada. Sprawa ujrzała światło dzienne, gdy pracownicy Parku Krajobrazowego Dolina Słupi rozpoczęli liczenie narybku. Okazało się, ryb jest bardzo mało. Ichtiolodzy szacują, że ta liczba zmniejszyła się nawet dziesięciokrotnie. Powodem jest działalność człowieka i budowa urządzeń hydrotechnicznych.
– Nasze liczenie to końcowy efekt szacowania skuteczności naturalnego tarła troci wędrownej w dorzeczu Słupi. Badamy tę liczbę narybku na tarliskach. Obserwacją smutną są wyniki tarła na rzece Basienicy, która uchodzi do Słupi we Włynkówku. W latach wcześniejszych było to miejsce najskuteczniejszego tarła. Tam potrafiliśmy odłowić nawet 600 sztuk narybku, teraz jest dziesięciokrotnie mniej – wskazuje Marcin Miller, kierownik Parku Krajobrazowego Dolina Słupi.
KŁUSOWNICY SZKODZĄ
Winę za zmniejszenie liczebności narybku ponoszą też ludzie, szczególnie kłusownicy, którzy podczas procederu wybijają narybek prądem. Służby, które ochraniają rzeki przed łowcami, wskazują dodatkowo na jeszcze jedno zagrożenie, o którym nie wiedzą kupujący.
– Nie kupujmy tych ryb, są chore. One cierpią na wrzodziejącą martwicę skóry, chorują zwłaszcza samce. Z sanitarnego punktu widzenia taki osobnik nie nadaje się do jedzenia. Kłusownicy oczyszczają lub filetują te ryby, a w ich mięsie znajdują się głębokie wżery i ropnie. Nie nadają się absolutnie do konsumpcji – zgodnie twierdzą strażnicy.
Wędkarze będą łowić trocie i łososie do końca września. Potem zacznie się okres ochronny, który potrwa do końca grudnia.
Marcin Kamiński/mw