Czarni Słupsk przegrywają w Bydgoszczy. Koniec cudownej passy beniaminka

Koszykarze Grupy Sierleccy Czarnych Słupsk przegrali z Eneą Astorią Bydgoszcz 82:86 w piątej kolejce Energa Basket Ligi i nie są już niepokonaną drużyną w tegorocznych rozgrywkach. Pierwsza porażka w lidze koszykarzy Czarnych Słupsk stała się faktem. Słupszczanie przegrali w Bydgoszczy z Eneą Abramczyk Astorią. Przegrali, choć z przebiegu meczu wynikało, że mogli wygrać. Ba, właściwie to nawet powinni.

POCZĄTEK KOŃCA I ZASKAKUJĄCA MINUTA

Ostatnia minuta meczu była zupełnie zadziwiająca. W czwartej kwarcie Czarni prowadzili już 10 punktami (70:60 w 31. minucie) i aż dziewięcioma na niecałe pięć minut przed końcem. W ostatnich 25 sekundach mieli piłkę w ręku i trzypunktowe prowadzenie, które musieli tylko obronić. W tym momencie seria pytań aż ciśnie się na usta. Jak to się stało, że w tych ostatnich sekundach Czarni popełnili trzy straty z rzędu przy wprowadzaniu piłki do gry? Czy ostatni przysługujący zespołowi czas był wzięty w odpowiednim momencie?

Druga z trzech strat wiązała się utratą prowadzenia (83:82 dla Astorii). Miał w niej udział Marek Klassen, który niedługo wcześniej doznał kontuzji stawu skokowego. Zszedł wspomagany przez kolegów z boiska, by… za moment na nie wrócić. Dlaczego? Z zewnątrz wydawało się, że w tych ostatnich kilkudziesięciu sekundach doszło do jakiegoś chaosu i w drużynie i na ławce Czarnych. Wydarzenia wymknęły się spod kontroli, a w konsekwencji – cały mecz.

DOBRE CHWILE CZARNYCH

Wcześniej większa część tego spotkania nie układała się dla drużyny Czarnych źle. Zespołowa i indywidualna gra potwierdzała, że świetny start w lidze nie jest dziełem przypadku. To gospodarze sprawiali wrażenie, że paraliżuje ich presja wyniku. Z kolei Czarni wyglądali jak zespół z górnej części tabeli, który kontroluje przebieg meczu. Wie, co i jak ma grać.

Astoria miała dobre momenty. Czego można było się spodziewać, pod obiema tablicami brylował reprezentant Łotwy Klavs Čavars, ale nie miał lekko. Słupscy podkoszowi Kalif Young i Mikołaj Witliński mocno uprzykrzali mu życie, zamęczając w obronie i ataku. W efekcie zapas energii Klavsa topniał w szybkim tempie i w drugiej połowie z minuty na minutę środkowy Astorii był coraz mniej groźny. Bydgoszczan w grze trzymały rzuty trzypunktowe, ale Czarni odpowiadali zespołowością, grą z kontry i momentami bardzo dobrą obroną, która wymuszała seryjne straty gospodarzy. W efekcie Czarni do przerwy prowadzili 47:42.

Ale miewali problemy. Szwankowała skuteczność w rzutach za trzy punkty (tylko 5 trafionych na 18 prób). Zabrakło punktów Klassena, ale za to wrażenie robi jego 10 asyst. Wydaje się, że nie był to chyba najlepszy dzień Billy’ego Garretta, przed meczem zasłużenie nagrodzonego tytułem „Gracza września w PLK”. Potwierdził on wprawdzie wszystkie swoje atuty, ale w kluczowych momentach dał się jednak ograniczyć, no i był antybohaterem słynnej już końcówki.

Początek trzeciej kwarty nie był szczególnie udany dla gości, ale jej druga część to znany z wcześniejszych spotkań szturm w postaci 11-punktowej serii bez żadnych strat i w efekcie prowadzenie 66:58. Tak słupszczanie weszli w decydującą, czwartą kwartę. Spokojna i pewne gra, w której nadal efektownie punktowali z kontry lub idealnie podawali do Younga, który robił swoje nad obręczą, dała im wspomniane już prowadzenie, po którym rozpoczął się zjazd aż do końcowej katastrofy.

Koniecznie trzeba jednak oddać Astorii, że ambitnie walczyła do końca o zwycięstwo. W drugiej odsłonie ważne rzuty trzypunktowe trafiali bydgoscy rozgrywający – Dominykas Domarkas i Paul Jorgensen. W samej końcówce prawdziwy popis gry dał dynamiczny Jakub Nizioł, który był nie do zatrzymania. Jego ojciec Piotr był kiedyś wytrawnym ligowcem i jako rozgrywający w barwach Spójni kilka razy napsuł wiele krwi drużynom ze Słupska. W sobotę syn poszedł w jego ślady.

CZARNI SZUKAJĄ POZYTYWÓW

– Boli taka porażka, bo już lepiej przegrać dwudziestoma punktami i dostać zimy prysznic. W decydujących momentach zabrakło nam agresywności, którą mieli rywale. W drugiej połowie rzucaliśmy pięć rzutów wolnych, oni 20. Astoria potrzebowała bardzo tej wygranej, wyrwała ją i należą się im gratulacje – stwierdził Mantas Cesnauskis.

Jest coś w tym, co mówi trener. Można odnieść wrażenie, że prowadzenie dziesięcioma punktami w czwartej kwarcie uśpiło zespół, któremu dotąd się to nie zdarzało.

Pozytywy? Kolejny bardzo dobry mecz Younga, który… mógł być jeszcze lepszy. Swoją grę opiera na sile, szybkości i dynamice. Oraz energii, którą można by określić jako „energię optymistyczną”, choć takie sformułowanie chyba nie istnieje. On się tą grą bawi, co jest pozytywne, ale przez to brakuje mu czasami dokładności, solidności i koncentracji. Zdobył 12 efektownych punktów na niezłej skuteczności, ale w rubryce statystycznej bez problemu mógł mieć nawet i 20 punktów.

Kolejne pozytywy to Jakub Musiał i debiutant Bartosz Jankowski. Ten pierwszy (13 punktów i trzy „trójki”) już wyrasta na nieprzeciętnego ligowca, a nie wiadomo gdzie się zatrzyma. Ten drugi bardzo dobrze wprowadził się do zespołu. Dostał spory kapitał zaufania w postaci 19 minut gry, a jego dwa efektowne podania do Witlińskiego (za plecami) i Younga (nad kosz) dają nadzieję, że ten szybki, wymuszony transfer znów będzie udaną decyzją sztabu Czarnych.

Trochę pechowa porażka jest rozczarowująca, ale nie bolesna. Pozostaje mieć nadzieję, że wnioski z meczu w Bydgoszczy pozwolą Czarnym grać jeszcze lepiej, co o dziwo nadal jest możliwe.

Astoria Bydgoszcz – Grupa Sierleccy Czarni 86:82 (26:28, 16:19, 18:21, 26:14)

Astoria: Zębski 7(1), Szyttenholm 2, Domarkas 15(3), Jorgensen 14(2), Čavars 11 oraz Pluta 3(1), Chyliński 9, Krasuski 3(1), Herndon 8(1), Nizioł 14(2)

Czarni: Beech 14(1), Klassen 6, Witliński 6, Garrett 16(1), Kulikowski 0 oraz Jankowski 5, Musiał 13(3), Słupiński 10, Young 12, Kordalski 0 

Krzysztof Nałęcz/mrud
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj