Porażka Czarnych w Warszawie jedno ma imię. A właściwie imię i nazwisko, które brzmi – Strahinja Jovanović. Grupa Sierleccy Czarni Słupsk przegrali z Legią 66:68 po wielkich emocjach w końcówce meczu.
W tym spotkaniu były dwa wyczyny: 30 punktów Strahinji Jovanovicia (nieomal połowa zdobyczy całej Legii) i 15 asyst Marka Klassena. Przypadek Serba jest ciekawy. Odprawiony ze Śląska, po bardzo słabym meczu jaki rozegrał w… Słupsku. Trafił do Legii, w której też nie błyszczał, a właściwie grał nierówno. Kiedy w Warszawie rosły do niego pretensje, obronił się genialnym meczem przeciwko Czarnym.
POCZĄTEK I ŚRODEK DLA LEGII
Od pierwszych sekund ovanović grał bardzo aktywnie, z wielką energią i przede wszystkim skutecznie. Był świetny przez większość spotkania, zdobył mnóstwo ważnych punktów, w tym dwa z rzutów wolnych decydujące o wygranej Legii. Czy chwilę wcześniej był faulowany przez Klassena? O tym będzie jeszcze sporo dyskusji. Na pewno nie chciał się z tym pogodzić trener Mantas Cesnauskis, który po końcowej syrenie „wystartował” do sędziów gwałtownie gestykulując, ale szybko się opanował i grzecznie się z nimi pożegnał. Abstrahując od tego jak było w rzeczywistości, ruch ręką Klassena w kierunku mijającego go już Jovanvicia był zbyt ryzykowny i bez szans na skuteczne zatrzymanie szarżującego na kosz legionisty. Słowem, niepotrzebny.
Legia od pierwszych minut nie wchodząc w zawiłości taktyczne rozpoczęła mecz od obrony strefowej, która później stosowała w tym meczu wiele razy. Trener Wojciech Kamiński liczył chyba, że jeśli Czarni zawiodą na dystansie, pod koszem uda się im skutecznie ich zatrzymać. Pierwsza minuty tego nie zapowiadały. Klassen znakomicie dogrywał do Mikołaja Witlińskiego, który zamieniał te dogrania na punkty. Z czasem warszawski plan jednak zadziałał. U Czarnych mnożyły się straty, złe podania i wpychanie się na siłę pod kosz, gdzie potężny Dariusz Wyka rozdawał słupszczanom bloki (miał ich aż 4!). Tymczasem rozgrzany już na dobre Jovanović i koledzy szybko wypracowali znaczną przewagę (16:5).
CZARNI: DOBRY PLAN ZE SŁABYMI PUNKTAMI
Plan Czarnych też nie był specjalnie wyrafinowany – zatrzymać napędzających grę Legii Rayomonda Cowelsa i Łukasza Koszarka. I… to się Czarnym udało. Cowels był w tym meczu cieniem jednego z najlepszych graczy ligi. Rzucił w sumie trzy punkty, nie trafiając ani razu z dystansu, pomimo aż sześciu prób. A jest w tym rzucaniu za trzy jednym z najlepszych w lidze. Koszarek nie wzniósł do gry zbyt wiele, bo Jakub Musiał skutecznie wybijał go z rytmu. W drugie połowie świetne momenty miał Kalif Young (12 pkt. i 9 zbiorek), który rozegrał jeden z lepszych meczów w tym sezonie.
Nikt jednak nie przewidział tego co zrobi Jovanović. Zdarzały mu się błędy, zbyt gorące, nie trafione decyzje, ale w słupskim zespole zupełnie nie było pomysłu jak zatrzymać tego gracza kiedy seriami zdobywał punkty. Wspomagali go Grzegorz Kulka i świetny momentami Abdur Rahkman. Gospodarze mieli też swoje sukcesy w obronie, skutecznie ograniczając Billy Garretta. Legia przez długą część spotkania prowadziła wysoko. W trzeciej kwarcie nawet 17 punktami (55:38) i wcale nie zanosiło się na tak wyrównaną i emocjonującą końcówkę.
SŁUPSK POWRACA DO GRY
Czarnym brakowało skuteczności, za to mieli jak zwykle wiarę i determinację. Legia, przez osiem minut na przełomie III i IV kwarty nie zdobyła choćby punktu z gry. Ożywiła się warszawska kolonia słupskich kibiców a mecz się wyrównał. Ale w końcówce znów zabrakło punktowanych akcji. Klassen był świetnym asystentem, ale rzadziej niż zwykle trafiał do kosza, mimo, że to właśnie jego trójka dała Czarnym prowadzenie 63:62, niedługo przed końcem meczu. Przy tym prowadzeniu słupszczanie jeszcze świetnie zastopowali rywali w obronie w dwóch kolejnych akcjach. Ale w rewanżu nie podparli tej obrony punktami, co chyba najbardziej zdecydowało o przegranej.
Jedyną nadzieją ofensywną Czarnych był tego dnia Beau Beech. Amerykanin punkty zdobywał w najtrudniejszych momentach. Głównie kiedy rywal odskakiwał. Wreszcie 9 sekund przed końcem dosłownie wykiwał graczy Legii. Przy wyniku 63:66 dla rywali w inteligentny sposób wymusił faul przy trudnym rzucie za trzy, po czym nie pomylił się ani razu na linii rzutów osobistych doprowadzając do remisu. Chwilę później doszło do wspomnianej, kontrowersyjnej końcówki. Do dogrywki próbował doprowadzić jeszcze Garrett. Jego rajd przez całe boisko od kosza do kosza miał wielkie szanse powodzenia, gdyby miał choćby sekundę więcej czasu. Jego zbyt desperacki, oddany pod presją czasu rzut, został zablokowany.
Trudno mieć pretensje o porażkę w tym nie najpiękniejszym, ale emocjonującym spotkaniu. Wygrana nie była zbyt daleko. Czarnym nie zabrakło wyrachowania, a wręcz odwrotnie. Zabrakło za to szczęścia i odrobiny talentu w ataku. Teraz liga ma dwa tygodnie przerwy ze względu na mecze reprezentacji. Wszystkim przyda się ten odpoczynek i czas poświęcony na poszukiwanie gracza, który wzmocni Grupę Sierleccy. Jest to wzmocnienie pilnie potrzebne, nawet jeśli nie uda się zakontraktować nowego zawodnika przed końcem tego roku.
Legia Warszawa – Grupa Sierleccy Czarni Słupsk 68: 66 kwarty: 22:20, 16:9, 19:22, 11:15
Legia: Cowels 3, Kemp 4, Abdur Rakhman 12(1×3) Skifić 9(1), Jovanović 30(3) oraz Koszarek 2, Wyka 0, Kulka 8(2), Kamiński 0, Didier – Urbaniak 0
Czarni: Witliński 8, Garrett 11(1), Klassen 5(1), Beech 19(4), Jankowski 6 oraz Musiał 5(1), Kalif Young 12, Słupiński 0, Kulikowski 0.
Krzysztof Nałęcz