Częste polowania wokół podsłupskich Siemianic. Mieszkańcy osiedli na skraju lasu obawiają się wypadków i zagrożenia na spacerach

Mieszkańcom osiedli w Siemianicach nie podobają się polowania, jakie myśliwi odbywają w okolicznych lasach graniczących z ich posesjami i w bliskiej odległości od ścieżek spacerowych.


Sprawę polowań wywołał Zbigniew Wiczkowski, mieszkający w jednym z licznych w Siemianicach osiedli. Zamieścił wpis w Internecie, opublikował zdjęcia i apeluje do służb łowieckich, leśnych, samorządowych oraz organów ścigania aby przyjrzały się sprawie.

LUFY MYŚLIWYCH BUDZĄ NIEPOKÓJ

– Te polowania moim zdaniem są niebezpieczne – mówi Zbigniew Wiczkowski. – Ambony są ustawione bardzo blisko osiedli i widać myśliwych ze skierowaną bronią w kierunku pól, a nie lasu, no bo gdzie indziej? To są odległości od 50, do może 100 metrów. Jeszcze bliżej terenów spacerowych, z których licznie korzystają mieszkańcy, choćby na spacery z psami. Na tych ścieżka wystawiane są tablice ostrzegawcze, ale czy one załatwiają sprawę? Choć i do tablic można by się przyczepić, bo nie informują jak organizacja prowadzi polowanie i kto je nadzoruje. A tak stanowią przepisy.

Wiczkowski zwraca uwagę na liczne ostatnio doniesienia o wypadkach na polowaniach, także śmiertelnych. Jest więc jego zdaniem czego się obawiać.

Łowczy okręgowy Michał Pobiedziński nie zna sprawy, ale obiecał przyjrzeć się polowaniom w okolicach Siemianic, choć żadne skargi do niego dotąd nie dotarły. Jednak zastrzega. – Przepisy dopuszczają polowania w odległości minimum 150 metrów od siedzib ludzkich – wyjaśnia łowczy Pobiedziński. – I stanowczo muszę stwierdzić, że myśliwi ściśle przestrzegają przepisów pod rygorem utraty prawa do polowań.

INTELIGENTNY DZIK KONTRA LUDZIE

Łowczy zwraca jednak uwagę, że myślistwo to nie tylko hobby i rozrywka. – Państwo nakłada na okręgi łowieckie wiele obowiązków, m.in. te, dotyczące odstrzałów zwierzyny – wyjaśnia łowczy. – Jednym z najważniejszych obowiązków jest depopulacja dzika, czyli przerzedzania jego liczebności. Związane jest to z trwającym rozprzestrzenianiem się w Polsce wirusa afrykańskiego pomoru świń.

Państwo oczekuje, że jeden dziki będzie przypadał na obszar 1000 hektarów. To zadanie dla kół łowieckich nie jest łatwe, za to czasochłonne. Tymczasem dziki podchodzą coraz bliżej siedzib ludzkich, w poszukiwaniu pożywienia. Czasami za sprawą samych ludzi, którzy je dokarmiają.

– I dlatego polowania muszą czasami odbywać się w okolicach siedzib ludzkich – dodaje łowczy Pobiedziński. – A dzik jest zwierzęciem bardzo inteligentnym i szybko dostosowuje się do zachowań ludzi, którzy kuszą smacznymi odpadkami w niezabezpieczonych śmietnikach.

W Polsce jest obecnie 130 tys. myśliwych zrzeszonych w 4,7 tys. kół łowieckich i liczba ta cały czas rośnie.

 

Krzysztof Nałęcz

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj