Oskarżony o podpalenie domu nadleśniczego w Czarnem zwolniony od odpowiedzialności. Był niepoczytalny, uznali biegli

Fot. Przemysław Woś / Pożar domu nadleśniczego z Czarnego

Poszkodowani przez podpalacza żądają uchylenia decyzji sądu rejonowego w Człuchowie. Na podstawie opinii biegłych sąd uznał oskarżonego za osobę niepoczytalną w chwili popełniania czynu i sprawę umorzył. Chodzi między innymi o pożar zabudowań nadleśniczego z miejscowości Czarne.

Prokuratura i policja ustaliły, że w czerwcu 2020 roku ogień podłożył podwładny nadleśniczego Andrzej L. Jego działania polegały również na malowaniu obraźliwych, politycznych napisów na budynkach oraz przebiciu opon w samochodzie. W tle jest trwająca wówczas kampania wyborcza związana z wyborami prezydenta RP. Ataki skierowano na osoby, które nie kryły się z popieraniem Andrzeja Dudy i miały wywieszone banery reklamujące kandydata na swoich posesjach.

ROZPRAWA NIEJAWNA. OSKARŻONY NIEPOCZYTALNY

Sąd rejonowy w Człuchowie badając sprawę w pierwszej instancji wyłączył jawność rozprawy ze względu sprawy związane ze stanem zdrowia Andrzeja L. Biegli uznali, że L. 17 czerwca 2020 roku podpalając zabudowania gospodarcze nadleśniczego, był niepoczytalny. Postanowienie sądu o umorzeniu jest nieprawomocne. Poszkodowani i bliscy nadleśniczego się nie zgadzają się z tą decyzją.

-Mamy uwierzyć, że akurat tego dnia przez pięć godzin był niepoczytalny? – dziwi się jeden z poszkodowanych Mariusz Birosz. – Na parkingu stało mnóstwo różnych samochodów i akurat opony przebił w tym, który należał do konkretnej osoby, której chciał zaszkodzić. Doszło do tragedii, bo podpalił zabudowania gospodarcze, a ucierpiały dwa domy, które stały w pobliżu, w tym dom nadleśniczego. a on sam gasił też pożar, bo go żona obudziła. Miał poparzone nogi, trafił do szpitala zaraził się koronawirusem i zmarł. Straty w nieruchomościach oszacowano na 140 tysięcy złotych. Nie mogę panu powiedzieć dlaczego ten człowiek to zrobił, bo sprawa ma wyłączoną jawność.

-Mąż nikomu nie szkodził, chciał by wszyscy pracowali. Ba, nawet podjął decyzję by Andrzejowi L. wyremontować dawno nie odnawianą leśniczówkę. Gdy policja i prokuratura ustaliły kto stoi za podpaleniami nie mógł w to uwierzyć i sobie z tym psychicznie poradzić – mówiła wdowa po nadleśniczym.

NIE CHCEMY SĄDZIĆ SIĘ W SŁUPSKU

Sąd Okręgowy w Słupsku nie zakończył dziś rozpoznawania tej sprawy. Uznał, że pokrzywdzeni nie mieli prawa do zaskarżenia postanowienia sądu w Człuchowie umarzającego sprawę. Poszkodowani zapowiadają złożenie zażalenia na decyzję sądu w Słupsku i chcą by sprawę podpaleń, uszkodzenia budynków i samochodów raz jeszcze zbadała prokuratura z innego okręgu. Chcą też by zlecono trzecią opinię biegłych w sprawie stanu zdrowia i poczytalności Andrzeja L.

Nieprawomocną decyzją sądu w Człuchowie Andrzej L. ma być objęty leczeniem ambulatoryjnym.

Przemysław Woś / kan

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj