O północy w 40. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego gdańszczanie zebrali się przed pomnikiem Poległych Stoczniowców 1970 [ZDJĘCIA]

O północy odśpiewali hymn Polski i zapalili znicze przed pomnikiem Poległych Stoczniowców 1970 w Gdańsku. Tak około 50. gdańszczan upamiętniło 40. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego 13 grudnia 1981 roku. Wydarzenie zorganizowała Federacja Młodzieży Walczącej. Na miejscu byli też przedstawiciele Młodych Demokratów i kibice Lechii Gdańsk.

Zgromadzeni rozpoczęli od odśpiewania hymnu. Potem do zebranych przemówił profesor Wojciech Polak.

– Kochani, cieszę się, serce mi rośnie, gdy widzę was tutaj, pamiętających tę noc. Bo pamiętamy ją, nawet jeśli nie było nas na świecie, a to dzięki relacjom ojców i dziadków. Ja byłem wtedy tu, w Stoczni Gdańskiej, w te grudniowe dni. 16 grudnia walczyłem pomiędzy „Zieleniakiem” a dworcem PKP przez cały dzień z zomowcami. To była walka o pomnik, ten, który jest za nami. Tu przed stanem wojennym miały zostać ogłoszone uroczystości obchodów Grudnia ’70. Nie da się opisać tego, co się działo. Na torach kolejowych stały dziewczyny, które do toreb ładowały kamienie, przynosiły je nam, a myśmy rzucali nimi w zomowców bez przerwy. Oni strzelali do ludzi petardami z grubej masy plastycznej, takiej tektury. Sam widziałem ludzi, którzy dostawali w twarz taką petardą, byli cali zalani krwią. Rzeczy działy się straszne – wspominał profesor.

„13 GRUDNIA TO BYŁ DZIEŃ ZDRADY”

– 13 grudnia to dzień zdrady. Dzień, w którym komuniści zdradzili naród po raz kolejny, bo zdradzali go właściwie nieustannie każdego dnia od ’44 roku – kontynuował Wojciech Polak. – Tego dnia dokonali zdrady największej. Zniszczyli to, co było nadzieją dla wszystkich Polaków, zniszczyli „Solidarność”, legalnie działający związek. Ale my, Polacy, mamy to do siebie, że my się nie poddajemy. Nawet wtedy, kiedy te walki uliczne nie przyniosły efektu, nawet wtedy, gdy wyrzucono 16 grudnia nad ranem strajkujących ze stoczni i spałowano, wywieziono. Wtedy nikt nie musiał dawać nam hasła, wiedzieliśmy od razu, że wprawdzie przegraliśmy w otwartym boju, bo te siły milicyjno-wojskowe okazały się większe, ale my Polacy zawsze, gdy przegrywamy w polu, przechodzimy do konspiracji. Rozpoczęła się walka konspiracyjna, która trwała całe lata 80. Walka przy pomocy powielaczy, przy pomocy ulotek, gazetek, wystąpień ulicznych, manifestacji, których były wtedy setki. Także przy pomocy tych kamieni, które rzucaliśmy w zomowców. To były lata heroiczne. Musimy te lata pamiętać – opowiadal.

„JECHAŁY CZOŁGI, MOJE DZIECI PŁAKAŁY”

Wśród zebranych byli także inni świadkowie historii.

– 13 grudnia zastał mnie w domu z moimi dziećmi. Moja małżonka wyjechała wtedy do Wilna. Ja zostałem z rocznym synkiem i moją córeczką. Najbardziej w pamięci utkwiły mi czołgi jadące ulicą Kościuszki. To była zgroza. Samo ogłoszenie stanu wojennego przez Jaruzelskiego nie zrobiło takiego wrażenia, jak te czołgi. Dzieci się przestraszyły, popłakały się nawet. Mróz był chyba większy niż teraz, ale podobna zima. Na drugi dzień moją córeczkę, która teraz stoi tu z nami, i syna wsadziłem na sanki i pojechaliśmy przed siedzibę „Solidarności”, która mieściła się wtedy na Grunwaldzkiej, naprzeciwko poczty. Już tam rozdawali ulotki. Wzięliśmy je, żeby wiedzieć, co się dzieje. A potem walczyliśmy, podgryzaliśmy tę komunę. To były ulotki, manifestacje. Sam też miałem, ale to już mniej ważne, trochę fizycznych ran, uszkodzili mi nogę, ale chodzę i jestem tu dziś. I to z córką – mówi Zbyszek „Słoma”.

„PAMIĘTAĆ TO NASZ OBOWIĄZEK”

Młodzi gdańszczanie mówili, że pamiętają, a to, co widzieli lub to, co usłyszeli, ukształtowało ich charaktery.

– Rodzicie brali udział w strajkach i cały czas pamiętamy – mówiła jedna z uczestniczek zebrania. – Mój ojciec strajkował, między innymi dlatego tu jestem. Myślę, że każdy gdańszczanin czuje taki obowiązek: pamiętać – dodał inny z uczestników. – Myślę, że to, co wtedy się stało, ten opór, zbudował także mnie, mój kręgosłup moralny. Zacząłem też interesować się historią. I to ciekawe, dużo o historii dowiedziałem się na stadionie Lechii Gdańsk. Wielu rzeczy nie mówili mi w szkole. Uczyli nas o faraonach, ale nie o żołnierzach wyklętych – mówił kibic gdańskiej Lechii.

Znicze zapalali przedstawiciele Młodych Demokratów, którzy wyrazili radość z tego, że wszyscy spotykają się razem przed pomnikiem.

– Zapalamy znicze, które układamy w kształt cyfr 13.12, ponieważ chcemy w ten sposób uczcić pamięć ofiar stanu wojennego, a mamy 40. rocznicę tamtych wydarzeń. My jesteśmy z Młodych Demokratów. Jesteśmy tu każdego roku, w całej Polsce zapalamy znicze. Dziś jest tu dużo gdańszczan. Cieszy nas, że są ludzie, którzy chcą upamiętnić ofiary walki o wolność. My też jesteśmy tu właśnie po to – mówił Damian Witek, przewodniczący Młodych Demokratów w Gdańsku.

Pomnik, przed którym o północy zapłonęły znicze, stojący tuż przy historycznej bramie stoczni, był pierwszym za żelazną kurtyną pomnikiem ofiar komunistycznej władzy. Stanął 16 grudnia 1980 roku. Jest symbolem ofiary krwi, pamięci o dniach, gdy wojsko i milicja strzelały do robotników, gdy w Gdyni padli zabici i ranni, a wśród nich Zbigniew Godlewski, pracownik gdyńskiej stoczni, zapamiętany jako Janek Wiśniewski dzięki wierszowi Krzysztofa Dowgiałły „Ballada o Janku Wiśniewskim”. Ponad dekadę później nikt już nie miał wątpliwości, że walka o wolność i społeczną sprawiedliwość może zostać okupiona życiem, ale znów ją podjęto.

 

Piotr Puchalski

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj