Uchodźcy trafili do gdańskich parafii. Mimo barier chcą ułożyć sobie życie na nowo

(Fot. Bazylika Mariacka w Gdańsku)

Gdańskie parafie przyjmują do siebie uchodźców z Ukrainy. Najczęściej decyzje nie są planowane, a dzieją się w odruchu serca i z chęci niesienia pomocy. Każdy wspiera tak, jak umie.

Przez parafię św. Brygidy w Gdańsku przewinęło się już kilka rodzin z Ukrainy.

– Te rodziny zostały przejęte przez parafian i moich znajomych. Teraz gościmy u siebie matkę, czyli panią Alonę z dwójką dzieci. Są z nami 10-letni Artem i 15-letnia Julia. Mieszkają pod naszym dachem kilka dni. Razem z nami jedzą, rozmawiamy i mimo bariery językowej udaje się porozumieć. Przychodzą też z pomocą parafianie – mówi proboszcz ks. Ludwik Kowalski.

Nie wiadomo, jak rodzina długo zostanie na plebanii, ale proboszcz zapewnia, że pomoc będzie trwała dopóki będzie potrzebna.

– Osoby, które gościły w naszej parafii są bardzo skromne, ale i niespokojne o swój dalszy los. Jeden chłopczyk, kiedy usłyszał bicie dzwonów, to wziął mamę za ręce i chciał uciekać. Jak się okazało, bicie dzwonów w cerkwi było w jego miejscowości jednym z sygnałów ostrzegawczych przed nalotem – dodaje ks. Ludwik Kowalski.

AZYL NA ORUNI

Spokojną przystań znalazły też rodziny w budynku dawnej plebanii na Oruni. W tej chwili przebywa tam 10 osób, ale mają jeszcze przyjechać 3 kobiety z dziećmi.

– Mieszkamy przy ulicy Gościnnej. Sama nazwa wskazuje, że jesteśmy bardzo gościnni i chcemy pomóc takim ludziom, którzy stracili wszystko. Mieszkają tutaj mamy z dziećmi. Nie zgłaszaliśmy takiej gotowości do przyjęcia, to jest na zasadzie, że ktoś nas zna i pyta, czy nie mamy możliwości i miejsca. Akurat mamy pokoje po remoncie z łazienkami, także można powiedzieć, że godnie funkcjonują dla dobra drugiego człowieka – mówi ks. Jacek Grochowski.

Wsparcia udzielają też parafianie przynosząc jedzenie, środki czystości pościel i koce. Jedna z mieszkanek plebanii jest naukowcem. Na Ukrainie straciła dom, a jej mąż został na froncie. Chce pomóc i znaleźć zajecie.

NIE ZNAJĄ MIEJSCA, ALE CHCĄ PRACOWAĆ

Jak podkreśla ks. Jacek Grochowski, goście są zaopiekowani, ale potrzebują pracy i zajęcia. Dzieci chodzą do szkoły. Ukrainki, które przyjechały z piekła wojny nie są chętne do rozmowy. Udało nam się porozmawiać krótko z panią Ludmiłą.

– Przyjechałam tu z synem z Witalijem. Pochodzę z Dniepropetrowska. Bardzo mi się tu podoba, ludzie są bardzo mili. Nie znam jeszcze Gdańska, pierwszy raz jestem w Polsce. Nie znam innych miast – mówi Radiu Gdańsk. Pani Ludmiła również chciałaby podjąć pracę.

Uchodźców przyjęła też między innymi parafia Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, oblaci z kościoła św. Józefa czy siostry Brygidki na Polankach. Jak wskazał w ubiegłym tygodniu arcybiskup Tadeusz Wojda, parafie w archidiecezji gdańskiej przyjęły 175 uchodźców.

Aleksandra Nietopiel/pb

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj