Wspólny projekt Radia Gdańsk i Wód Polskich. Nasze mobilne studio nadawało z Przegaliny

(fot. Radio Gdańsk/Roman Jocher)

W piątek zakończyliśmy nasz rejs po Wiśle i Nogacie, a dziś (w sobotę 21 maja) odwiedziliśmy wyjątkowe miejsce – Przegalinę. To dawna osada rolno-rybacka w Gdańsku, w dzielnicy Wyspa Sobieszewska. I właśnie tam nasz wóz satelitartny zatrzymał się i stamtąd nadawaliśmy program na żywo.

Przegalinie mogliśmy przyjrzeć się bliżej dzięki naszym gospodarzom i gościom. Pierwszym, z którym porozmawiała Beata Szewczyk, był Andrzej Winiarski, dyrektor Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej. Naszym pierwszym przystankiem było Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie.

– Regionalny Zarząd Gospodarki wodnej nie ma nic wspólnego z granicami administracyjnymi, nas bardziej interesują zlewnie rzek. To nie tylko Gdańsk i okolice, nasze województwo, to układa się zupełnie inaczej. Nasze kompetencje obejmują obszar od Włocławka w kierunku Bałtyku. Bydgoska Brda też należy do naszego obiegu. Ostatnio rozmawiałem z przedstawicielami samorządu, którzy mówili, że nasze granice są jakieś dziwne, nietypowe, pytali, czy planujemy dostosować się do granic administracyjnych. Tutaj jednak musiałem powiedzieć, że to nasze granice są tymi naturalnymi, tymi, które wynikają z podziału geograficznego, przede wszystkim z hydrograficznego. Granice jednostek administracji wodnej są dostosowane do przyrody – zaznaczył Andrzej Winiarski.

(fot. Radio Gdańsk/Roman Jocher)

Przegalina to niezwykłe miejsce, nie jest ono dostępne dla wszystkich, jednak są tacy, którzy tu bywają codziennie. Jedną z takich osób jest nasz kolejny gość, szef Bazy Flotylli Lodołamaczy kapitan Tomasz Skowroński.

– Jako Baza Flotylli Lodołamaczy w Przegalinie mamy swoje wyznaczone cele, czyli mamy zapewnić pełną gotowość do akcji zimowej. W tej chwili mamy 9 podopiecznych. 5 obiektów to jednostki starszej generacji, aczkolwiek sprawdzone w bojach. Do nich należy nasz lodołamacz czołowy Tygrys. Orka, Rekin i Foka, są to 3 lodołamacze liniowe oraz jeden pomocniczy, który nazywa się Żbik. W skład nowej floty wchodzą 4 jednostki, z czego 3 to lodołamacze liniowe: Narwal, Nerpa i Manat i jeden lodołamacz czołowy, Puma, następca Tygrysa. Zgodnie z tradycją, lodołamacze liniowe nazywamy od fokowatych, a czołowe od kotowatych. Najstarszy z całej floty jest Tygrys, rocznik 1985, wybudowany w stoczni Nauta w Gdyni. Mimo 37 lat jest w doskonałej kondycji – tłumaczył Tomasz Skowroński.

(fot. Radio Gdańsk/Roman Jocher)

Przyglądaliśmy się Flotylli Lodołamaczy, które tutaj stacjonują i wyglądają pięknie. O tym, jak przemyślana jest ich budowa i kolorystyka opowiedział nasz trzeci gość, Bogusław Pinkiewicz z Wydziału Komunikacji i Edukacji Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej.

– Żołto-czerwona kolorystyka lodołamaczy ma dwie funkcje. Funkcja oficjalna jest taka, że jaskrawe kolory pozwalają dostrzec go z daleka na rzece w trakcie akcji. Muszą być dobrze widoczne, płyną w szyku i muszą utrzymywać ze sobą kontakt wzrokowy. Lodołamacze muszą zawsze poruszać się co najmniej w parze, najlepiej, kiedy jest trójka, wtedy jeden płynie z przodu a pozostała dwójka z tyłu. W takiej sytuacji muszą się wiedzieć, a te jaskrawe kolory pozwalają dostrzec je z naprawdę dużej odległości, zwłaszcza na takiej szaro-burej, białej rzece, która jest pokryta krą i lodem. Druga, mniej oficjalna wersja jest taka, że na takim kolorze nie siadają mewy i mamy mniej czyszczenia – mówił Bogusław Pinkiewicz.

(fot. Radio Gdańsk/Roman Jocher)

Ostatnim, czwartym gościem jest pan Dariusz Kuligowski, jak sam zaznacza, prawdopodobnie najstarszy śluzowy w Przegalinie.

– Był czas, że śluzy pracowały 24h, stały kolejki a my musieliśmy dawać radę, żeby przepuścić te wszystkie jednostki, które chciały tędy przepłynąć. Aktualnie jesteśmy w śluzie południowej, śluza północna została zamknięta w 1980r., kiedy zaczęła działać południowa. Ja pracuję tutaj od 1983r. Pochodzę z Łodzi, z centralnej Polski. Za młodu, w wojsku, wzięli mnie na wodę, służyłem w marynarce i do tego żywiołu zawsze było mi blisko. Praca tutaj często daje taki dreszczyk adrenaliny, kiedy do śluzy wpływają statki, które są niewiele węższe od niej. Tutaj z początku, kiedy jeszcze był drewniany most, kiedy tam statki się nie mieściły, kapitanowie specjalnie je podtapiali. W Płocku budowali statki, holowniki, które miały większe zanurzenie niż próg na śluzie. Wtedy z kolei podczepiali pływaki – tłumaczył Dariusz Kuligowski.

(fot. Radio Gdańsk/Roman Jocher)

aKa

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj