Polecenie nagrywania rozmowy nie jest sprawą publiczną? Tak tłumaczą się sopoccy urzędnicy

(fot. Google Street View)

Urzędnicy z Sopotu przez dwa tygodnie odpowiadali na pytania Radia Gdańsk o ujawnioną notatkę służbową, w której prezydent Jacek Karnowski nakazał inwigilowanie obywateli. Gdy już przysłali odpowiedź, to nie rozwiali żadnych wątpliwości, a sprawę transparentności działań schowali za parawanem przepisów prawa.

3 września tego roku Radio Gdańsk ujawniło notatkę służbową z 2018 roku sporządzoną po spotkaniu sopockich urzędników z prezydentem miasta Jackiem Karnowskim. Wynikało z niej, że pracownicy urzędu zostali zobowiązani do prześledzenia prywatnych transakcji mieszkaniowych, poszukiwania w bazach danych konkretnych obywateli i sprawdzania tego, „czy żyją i gdzie mieszkają”. W notatce nakazano też potajemne nagrywanie Bartłomieja Białaszczyka, prezesa Sopockiego Klubu Tenisowego, sprawdzanie jego prywatnych transakcji mieszkaniowych oraz przygotowywanie dla sądu i policji dowodów na rzekomo popełniane przez niego przestępstwa. Więcej o sprawie można przeczytać >>>TUTAJ.

Nasz reporter skierował do Urzędu Miasta w Sopocie pytania w sprawie treści notatki.

Czy to prawda, że:

1. Prezydent Sopotu polecił urzędnikom Wydziału Obywatelskiego sprawdzenie osób, od których p. Białaszczyk miał nabyć mieszkania, łącznie z ustaleniem ich adresu zamieszkania? Czy takie czynności wykonano? Jakie były ustalenia po wykonaniu w/w czynności? Na jakiej podstawie prawnej zlecono takie działania?

2. Prezydent Sopotu polecił wystąpić do radców prawnych o analizę i ewentualne zgłoszenie do organów ścigania przestępstw: handlu lokalami, fikcyjnych sprzedaży w celu omijania prawa? Czy takie czynności wykonano? Czy dokonano zgłoszeń do odpowiednich organów w tej sprawie – do jakich organów, z jakim skutkiem? Na jakiej podstawie prawnej zlecono takie działania?

3. Prezydent Sopotu polecił urzędnikom nagrywać wizyty p. Białaszczyka w celu późniejszego dostarczenia nagrań organom ścigania, sporządzać z takich wizyt notatki służbowe? Czy takie czynności wykonano? Ile takich wizyt zostało nagranych, ile nagrań zostało dostarczonych organom ścigania – jakim organom i z jakim skutkiem? Na jakiej podstawie prawnej zlecono takie działania? Czy – oprócz p. Białaszczyka – prezydent polecił nagrywanie też innych osób?

Urzędnicy wykorzystali na udzielenie odpowiedzi maksymalny czas, czyli 14 dni. Jej treść nie rozwiewa jednak wątpliwości; przeciwnie, rodzi jeszcze więcej pytań. Podpisany pod odpowiedzią Wojciech Zemła, sekretarz miasta, twierdzi bowiem, że treść polecenia służbowego „nie stanowi informacji publicznej o zasadach funkcjonowania podmiotu obowiązanego do jej udostępnienia”. Stoi na stanowisku, że polecenia służbowe są narzędziem pracodawcy, które ten może dowolnie wykorzystywać, a zatrudniony pracownik musi je wykonywać, co wynikać ma z „zasady jego podporządkowania”.

Analogiczną argumentację sopocki magistrat prezentuje w kwestii ustaleń, jakie urząd podejmuje na skutek wydanego polecenia służbowego.

– Nie każde (…) działanie organu władzy publicznej będzie przedmiotem informacji publicznej, lecz tylko takie, które zawiera pewien dodatkowy element w postaci „sprawy publicznej” – piszą urzędnicy, odmawiając odpowiedzi na pytania.

Nie podano też podstawy prawnej, która pozwoliła nagrywać klientów (przynajmniej wskazanego w piśmie Bartłomieja Białaszczyka) czy szukać na polecenie prezydenta konkretnych mieszkańców i ustalać ich aktualne adresy zamieszkania.

TAJEMNICZE ZARZUTY, NA KTÓRE BRAK DOWODÓW

Urzędnicy – tym razem „chcąc zachować transparentność” – informują, że w 2019 roku gmina miasta Sopotu złożyła zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa dotyczącego niekorzystnego rozporządzania mieniem gminnym przez sprzedaż mieszkań z bonifikatą. W 2020 roku Prokuratura Rejonowa w Sopocie miała wszcząć w tej sprawie śledztwo, które – według urzędników – nie zostało zakończone. Nie wiadomo jednak, kto miałby doprowadzić do „niekorzystnego rozporządzania mieniem gminnym”; mimo to urzędnicy w swej odpowiedzi sugerują, że do popełnienia przestępstwa doszło, a urząd miał dowiedzieć się o tym „w związku ze swą działalnością”. Ponieważ jednak śledztwo przez trzy lata prowadzone ma być „w sprawie”, dowodów na rzekomy handel mieszkaniami może brakować.

Z kolei nagrania wizyt w urzędzie miały być dowodami na to, że w 2018 roku „urzędniczki i urzędników nachodziła, wyzywała i obrażała osoba o przeszłości kryminalnej, która usiłowała wymusić dostęp do akt, do których nie miała prawa”. Urzędnicy twierdzą, że w tej sprawie również skierowano zawiadomienie do prokuratury, nie podają jednak informacji, na jakim etapie jest śledztwo.

Bartłomiej Białaszczyk w rozmowie z reporterem Radia Gdańsk twierdzi, że Prokuratura Rejonowa w Sopocie nie zwracała się do niego w żadnej z opisywanych spraw. Utrzymuje, że jedyną podstawą działań urzędu jest jego zaangażowanie w sprawę Sopockiego Klubu Tenisowego i aktywność, której efektem było przyznanie klubowi prawa użytkowania wieczystego terenu sopockich kortów.

Bartosz Stracewski/MarWer

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj