Z jednej strony komornik i policjanci z tarczami, z drugiej barykada na bramie, flagi i śpiewany przez blokujących eksmisję hymn państwowy. W czwartek 15 grudnia o poranku urzędnicy z Gdańskich Nieruchomości podjęli kolejną – tym razem udaną – próbę eksmisji z terenu w gdańskim Nowym Porcie stowarzyszenia Franciszkański Ruch Ekologiczny Charytatywny i Historyczny.
Dwie z trzech prób eksmisji udaremnili mieszkańcy Nowego Portu, wspierani przez radnego sejmiku województwa pomorskiego i szefa „Solidarności” w Stoczni Gdańsk Karola Guzikiewicza oraz emerytowanego duchownego ks. kanonika Stanisława Płatka. Trzeciej, którą podjęto w czwartek o poranku, zablokować się nie dało.
URZĘDNICY, KOMORNIK I SAMOCHODY PEŁNE POLICJANTÓW
Mieszkańcy wiedzieli od środy o planowanych na czwartkowy poranek działaniach komornika. Po godzinie 7:00 rano pod bramą ponownie pojawili się pracownicy Gdańskich Nieruchomości, komornik i kilka samochodów pełnych policjantów. Na miejsce wezwano też lawetę, która odholowała dwa samochody, które zaparkowano przed bramą. Mimo siarczystego mrozu całą sytuację obserwowali mieszkańcy dzielnicy.
– Ściągnięto tu duże siły policyjne, za bramą widać było ustawioną barykadę i osoby z tego stowarzyszenia. Policja jednak przepędziła wszystkich za Dwór Fishera, radiowozem zagrodzono przejazd – relacjonował przewodniczący zarządu dzielnicy Nowy Port Łukasz Hamadyk. – Na razie jest spokojnie, nie słychać krzyków, ale też policjanci zachowują większy spokój, niż towarzystwo, które było tu mniej więcej dwa tygodnie temu – dodawał.
NAJPIERW ŁOM, POTEM WYJMOWANIE BRAMY
Kilku osobom udało się jednak przedostać na teren. Od drugiej strony wyraźnie można było zobaczyć barykadę z ławek, palet a nawet pni drzew. O poranku przeszkodę zbudowali skupieni wokół stowarzyszenia jego członkowie i sympatycy. Przez prawie trzy godziny trwał impas, po którym służby przystąpiły do akcji. Najpierw łomem próbowano wyłamać kłódkę, a kiedy to się nie udało, przedstawiciele Gdańskich Nieruchomości po prostu… zdjęli bramę prowadzącą za barykadę. Wszystkiemu towarzyszyły gwizdy, okrzyki „hańba” i „złodzieje” a nawet odśpiewywane słowa Mazurka Dąbrowskiego.
– Obiecano nam, że ci ludzie dostaną propozycję przeniesienia się do innego lokalu, że będą jakieś rozmowy czy negocjacje i to wszystko zostanie zrobione w cywilizowany sposób. Dziś mamy rocznicę 15 grudnia 1970 roku, rocznicę tragicznych wydarzeń związanych z protestami grudniowymi. I co widzimy? Urzędnicy powinni składać kwiaty i przypominać tamte haniebne wydarzenia, a tymczasem mamy użycie siły i interwencję miasta – krzyczał Karol Guzikiewicz, radny Sejmiku Województwa Pomorskiego i szef „Solidarności” w Stoczni Gdańsk.
PAMIĄTKOWA KAPLICA ORAZ KRZYŻ
– Policja nam potwierdziła, że eksmisja jest realizowana na zlecenie miasta, które wpłynęło wczoraj. Eksmitowane jest stowarzyszenie wspierane wcześniej przez Pawła Adamowicza przez prawie trzydzieści lat; ale w momencie, kiedy prezydent Gdańska zmarł, chyba obudziły się tu jakieś upiory. Oczywiście, te budynki to jest PRL, ale najcenniejszy jest dla miasta grunt. Dla nas natomiast cenna jest kaplica, krzyż ufundowany przez stocznię i muzeum sybiraków – dodaje Guzikiewicz.
Według niego „w cywilizowanym i demokratycznym świecie siada się do stołu i rozmawia, szuka rozwiązania”. – Przede wszystkim jednak nie obiecuje się czegoś, czego się nie wykonuje, a zamiast tego nasyła się policję – dodaje.
„CHCĄ WEJŚĆ SIŁĄ I ZBESZCZEŚCIĆ TO MIEJSCE”
Działacze stowarzyszenia przyznają, że nie mają nic więcej, niż „tylko ręce i trochę rozumu”.
– Dzisiaj stowarzyszenie jest w perfidny sposób deptane. Zawsze będziemy bronić czegoś, co zrobili Polacy własnymi rękami tak, jak to muzeum. Dla nas to jest duża część naszego życia – dodają działacze.
– Oni chcą wejść siłą. Chcą się włamać. Nikt się z nami nie kontaktował ani w sprawie kaplicy czy muzeum, ani w sprawie spotkania. Oni mogą zbezcześcić krzyż i kaplicę, która tu jest. Na to się nie zgadzam – uzupełniał ks. kanonik Stanisław Płatek, emerytowany duchowny, który opiekuje się tym miejscem.
SZLIFIERKA ZAMIAST KLUCZY
Ostatecznie komornik nie poczekał nawet na przyniesienie kluczy do drzwi Muzeum Sybiru. I tu szlifierka poradziła sobie z kłódką – do środka, mimo protestu zgromadzonych, wszedł komornik i policja, a chwilę później pod budynek podjechała ciężarówka, do której zaczęto wynosić prywatne przedmioty.
Na miejscu od rana była rzecznik Gdańskich Nieruchomości, Aleksandra Strug, która wydarzenia przy ul. Starowiślnej obserwowała z dystansu.
– Komornik kontynuuje czynności związane z odzyskaniem tego terenu – powiedziała dodając, że „jesteśmy przygotowani do tego żeby zabezpieczyć teren, ale czynności prowadzi komornik który o nich decyduje”.
Na pytanie o spotkanie, które miało się odbyć z członkami stowarzyszenia, a także o przyszłość prywatnego muzeum „Sybir Pro Memento” – odpowiada, że nie padły w tej sprawie żadne obietnice.
– Spotkanie nie było obiecane. Było obiecane, i taka była deklaracja, że jeśli przedmioty będą stanowiły jakąkolwiek wartość artystyczną, sentymentalną czy historyczną, to możemy porozmawiać na temat tego, żeby one znalazły inne, godne, miejsce – powiedziała Aleksandra Strug. – Najpierw trzeba wiedzieć co jest w zbiorach i czy są tam rzeczy, które należałoby w jakiś sposób zabezpieczyć – dodała, tłumacząc determinację w sprawie wejścia na obiekt.
STANOWISKO MIASTA
– Gromadzenie przeterminowanych, niedopuszczonych na terenie RP leków, organizowanie odpłatnych miejsc noclegowych dla bezdomnych bez zapewnienia dostępu służb właściwych do udzielania takiego rodzaju pomocy oraz brak regulowania jakichkolwiek należności, uniemożliwiły wyrażenie zgody na dalsze użytkowanie nieruchomości przez Stowarzyszenie FRECH. Dzisiejsze działania były kontynuacją rozpoczętych 29.11.2022 r. czynności komorniczych, realizowanych zgodnie z prawomocnym wyrokiem sądu nakazującym Stowarzyszeniu wydanie nieruchomości właścicielowi – czytamy w oświadczeniu wydanym przez Gdańskie Nieruchomości. – Wcześniejsze wielokrotne próby polubownego odzyskania nieruchomości nie przyniosły efektów i od 2018 r., kiedy to wygasła umowa użyczenia, Stowarzyszenie użytkowało nieruchomość bezumownie, nie regulując żadnych zobowiązań z tego tytułu, co spowodowało dług wobec Miasta w wysokości ponad 840 tys. zł – wyjaśniono.
Gdańskie Nieruchomości przypominają, że w budynku „odbywać się miały prelekcje, wykłady oraz wydarzenia upamiętniające Polaków zesłanych na Syberię”. – Od wielu lat Stowarzyszenie nie realizuje tych działań. Pomieszczenia, które stanowić miały sale wystawiennicze znajdują się w złym stanie technicznym, a obiekt nie jest udostępniany w celu zwiedzania – oceniono. – Dotychczasowa działalność Stowarzyszenia nie wskazywała na dysponowanie wartościowymi zbiorami. A pozostawione przedmioty, które stanowić mogły ewentualną wartość liturgiczną, historyczną lub artystyczną, na miejscu ocenił proboszcz parafii pw. św. Jadwigi Śląskiej oraz służby muzealne. Na podstawie dotychczasowych informacji można było mieć obawy, że na terenie znajdować się mogą inne niebezpieczne materiały oraz zwierzęta wymagające fachowego wsparcia. Faktycznie na terenie znajdują się ule, które pozostają na miejscu pod opieką pszczelarza. Wiele wskazywało też na to, że w obiektach przebywać mogą także osoby w kryzysie bezdomności, dlatego czynności komornicze wspierały odpowiednie służby socjalne – czytamy.
Pełna treść oświadczenia dostępna jest TUTAJ.
Bartosz Stracewski/raf