Wyrok ws. działań policji przy przejęciu sopockich kortów przez SKT. Funkcjonariusze złamali prawo

Screen z filmu (fot. Radio Gdańsk/Edyta Stracewska)

Policjanci z Sopotu złamali prawo, zatrzymując i umieszczając w okratowanej części radiowozu Joannę Maciejewską z Sopockiego Klubu Tenisowego – zdecydował sąd. Do zdarzenia doszło w lipcu 2022 roku po tym, jak grupa działaczy SKT weszła do tzw. „domku klubowego” przy ul. Ceynowy 5. Sopot Tenis Klub zgłosił włamanie, a na miejscu pojawiło się kilku policjantów i strażników miejskich, którzy podjęli interwencję. Kobietę wyprowadzono z rękami spiętymi z tyłu kajdankami, używając siły fizycznej i chwytów obezwładniających, a następnie przetrzymywano w „klatce” na tyłach policyjnego auta.

13 lipca 2022 roku Sopocki Klub Tenisowy był już użytkownikiem wieczystym terenu kortów, co potwierdzały zapisy w księgach wieczystych. Grupa działaczy i członków SKT, przy użyciu posiadanych kluczy, otworzyła drzwi do „domku klubowego” i weszła do środka.

– Miała miejsce kontrola stanu technicznego budynków, których właścicielem jest Sopocki Klub Tenisowy. Jest to realizacja obowiązków i uprawnień właścicielskich – informował wówczas adwokat Łukasz Syldatk, pełnomocnik SKT.

O działaniach uprzedzono też zajmujący teren Sopot Tenis Klub, a o asystę poproszono służby i przedstawiciela użytkownika. – Nie podejmowano działań siłowych, budynek był pusty, opuszczony. Drzwi zostały otwarte kluczem, nie było włamania, a kontrolujący ograniczyli się do rejestracji zdjęciowej i wideo – tłumaczył w lipcu 2022 roku pełnomocnik SKT.

PRZYBYCIE NA MIEJSCE POLICJI I STRAŻY MIEJSKIEJ

Gdy część działaczy stowarzyszenia, a także najemców lokali należących do SKT znajdowała się w budynku, na miejsce przyjechała policja oraz podlegająca pod sopocki urząd miasta straż miejska.

– Około południa policjanci dostali zgłoszenie, że kilka osób bezprawnie wtargnęło na teren obiektu i awanturuje się – informowała Lucyna Rekowska, rzeczniczka sopockiej policji. – Policjanci nie dopuścili do dalszej eskalacji konfliktu i wylegitymowali wszystkie osoby, które tam się znajdowały. Policjanci, a dokładnie jeden z policjantów, był zmuszony użyć siły fizycznej i kajdanek wobec osoby, która nie stosowała się do poleceń funkcjonariuszy – mówiła.

Tą osobą była Joanna Maciejewska, członek klubu i jednocześnie dawny najemca pomieszczeń na piętrze budynku. Dyskusja i okazywanie dokumentów trwały dłuższy czas, ostatecznie policja nakazała opuszczenie budynku. Maciejewska odmówiła, miała stawiać bierny i czynny opór. Po wyprowadzeniu z budynku została zamknięta na tyle radiowozu, w okratowanej przestrzeni dla zatrzymanych. Wypuszczona została dopiero wtedy, kiedy na miejscu pojawił się jej adwokat.

Więcej o zdarzeniu pisaliśmy w artykule >>> „Przepychanki, kłótnie i interwencja policji. SKT przejęło sopockie korty”.

Kobieta złożyła zażalenie na – jej zdaniem – niesłuszne zatrzymanie i umieszczenie w radiowozie. Sprawa toczyła się przed Sądem Rejonowym w Sopocie, a w trakcie policyjnego postępowania zabezpieczono między innymi filmy, które przed budynkiem klubu nagrała dziennikarka Radia Gdańsk. Sąd badał całe zajście, które podzielone zostało na dwie części.

WYDARZENIA WEWNĄTRZ BUDYNKU

Pierwsza dotyczyła wydarzeń wewnątrz budynku, w których oprócz Maciejewskiej uczestniczyło też dwóch innych działaczy SKT oraz funkcjonariusz policji i przysposobiony do interwencji strażnik miejski. Wewnątrz budynku działacze SKT mieli długo tłumaczyć funkcjonariuszom, dlaczego znajdują się na terenie nieruchomości i okazywać stosowne dokumenty. Działania te nie przyniosły skutku, nakazano opuszczenie budynku. Joanna Maciejewska, powołując się na uprawnienia wynikające z ochrony właścicielskiej, odmówiła.

Interweniujący policjant zdecydował więc o użyciu siły wobec kobiety. Ta stawiała jednak bierny i czynny opór, gdy próbowano założyć jej kajdanki. Doszło do szarpaniny, ale przewaga fizyczna funkcjonariusza nad kobietą była przytłaczająca. Z rękoma skutymi za plecami została wyprowadzona z budynku.

Tę część interwencji sąd uznał za dopuszczalną, powołując się na fakt, że kobieta powinna wykonać polecenie opuszczenia budynku. Z kolei funkcjonariusze zgodnie twierdzili, że użycie siły oraz założenie kajdanek spowodowane było zachowaniem kobiety wewnątrz lokalu. Ta miała stawiać najpierw bierny opór – nie wykonywała poleceń, odmówiła opuszczenia obiektu. Później miała stawiać też „czynny opór” – szarpać się, wyrywać i utrudniać wyprowadzenie. Z obawy o zdrowie i życie – Maciejewskiej i samych funkcjonariuszy – policjant zakuł ją w kajdanki. Do wyprowadzenia zastosowano dźwignię pod ramię, stosowaną zazwyczaj w stosunku do osób niebezpiecznych. W ustnym uzasadnieniu postanowienia sąd stwierdził, że nie jest rolą funkcjonariusza badanie zawiłości sprawy i tego, czy osoba ma prawo przebywać na terenie nieruchomości, czy nie.

– W ocenie sądu zachowanie funkcjonariusza policji polegające na użyciu środków przymusu bezpośredniego zostały zastosowane zgodnie z przepisami. Pani zachowanie, w usprawiedliwionej ocenie funkcjonariuszy, było sprzeczne z prawem. Nie wykonywała pani poleceń, mimo że wcześniej funkcjonariusze wskazywali, że pani obecność na terenie kortów będzie postrzegana jako obecność osoby nieuprawnionej – mówiła sędzia Małgorzata Przybylska-Lewandowska.

Sąd dodał, że „jakkolwiek sytuacja kortów jest skomplikowana”, to kiedy procesy toczą się całe lata „nie możemy wymagać od funkcjonariusza, żeby dokonywał głębokiej analizy stanu prawnego lokalu, posiadania, tego typu kwestii”. Ocena sytuacji była – według sądu – prawidłowa i policjant „mógł zastosować te środki, które zostały zastosowane”.

INTERWENCJA PRZED BUDYNKIEM

Druga część interwencji – którą sąd uznał za nielegalną – odbywała się przed budynkiem klubowym przy ul. Ceynowy. Oprócz kilku funkcjonariuszy policji oraz straży miejskiej była tam dziennikarka Radia Gdańsk, a także działacze Sopockiego Klubu Tenisowego oraz przechodnie.

Joanna Maciejewska wyprowadzona została z rękami spiętymi z tyłu, a przytrzymywana była przy pomocy chwytu obezwładniającego przez policjanta. Inny niósł w ręku torebkę oraz dokumenty Maciejewskiej. Towarzyszył im strażnik miejski. Kobieta jest wyraźnie zdenerwowana, ale spokojna – nie szarpie się, pyta o to, „gdzie jest jej telefon?”. Po chwili funkcjonariusz policji używa wobec kobiety dodatkowego chwytu za szyję. Ta protestuje.

– Nie za szyję! – krzyczy. – Zostaw moją szyję! – krzyczy drugi raz, przygina się twarzą w kierunku ziemi, a do interwencji dołącza kolejny policjant. Wówczas chwyt za szyję zostaje zdjęty, ale z drugiej strony dźwignię pod ramię zakłada drugi funkcjonariusz.

– Proszę się stosować do wydawanych poleceń – pada oficjalna komenda.

– Bo mi rękę złamiesz! – krzyczy kobieta

Kiedy strażnik miejski toruje drogę, Maciejewska prowadzona jest w kierunku radiowozu.

– Proszę pani, zakłócała pani mir domowy, tak jak powiedziałem – stwierdza funkcjonariusz, który interweniował wewnątrz budynku, co wskazywałoby na wyprowadzenie kobiety nie z powodu włamania, a naruszenia miru domowego.

– A dlaczego tylko ja? – pyta kobieta, bo w rzeczywistości do budynku weszło jeszcze dwóch innych działaczy klubu.

Po chwili Joanna Maciejewska zostaje zamknięta na tyle radiowozu w specjalnej „klatce”. Cały czas jest w kajdankach. Torebka oraz dokumenty trafiają na tylną kanapę, a policjant legitymuje wszystkie osoby. Próbuje też sprawdzić, czy telefon nagrywającej dziennikarki „nie jest kradziony”, mimo że nie ma do tego prawa.

Chociaż mijały kolejne minuty, Maciejewskiej nie wypuszczono z radiowozu, nie zdjęto też kajdanek. Z policją rozmawiają osoby związane z Sopot Tenis Klubem – jako zawiadamiający – w tym pełnomocnik STK. Jeden z funkcjonariuszy rozmawia z kimś przez telefon, opisuje sytuację i przyjmuje polecenia. Konsultuje też sprawę dziennikarki Rada Gdańsk, która odmówiła wykonania polecenia podania numeru IMEI w celu sprawdzenia w bazie kradzionych telefonów i nie zgodziła się na zabezpieczenie aparatu jako dowodu w sprawie. Po chwili do aparatu przekazuje kolejnego policjanta, który kontynuuje rozmowę na uboczu.

Według świadków w zamkniętej „klatce” kobieta mogła spędzić nawet 25 minut. Wypuszczono ją, kiedy na miejsce przyjechał wezwany przez działaczy SKT adwokat.

– Weź stań tam, żeby… – polecił jeden z policjantów innemu, wskazując ręką na nagrywającą dziennikarkę, by zasłonić jej widok.

Joanna Maciejewska, po wypuszczeniu z radiowozu, skarżyła się na ból nadgarstków, miała również uszkodzone dwa palce u stopy. – Mocniej się nie dało? – zapytała, wskazując na ślady po kajdankach. – Coś się panu stało w bark? Bo myślałam, że to mi pan wykręcił ręce. Proszę zobaczyć, co pan mi zrobił z nogą – dodała, wskazując na prawą stopę, gdzie gołym okiem widoczna była krew. Mimo takiego obowiązku nie wezwano karetki.

W dalszej rozmowie funkcjonariusz policji twierdził, że uszkodzenia na stopie spowodowała sama zatrzymana bo… kopała w „klatkę” radiowozu.

– Skuł mnie pan w kajdanki i rozwalił dwa palce – twierdzi kobieta konfrontując się z funkcjonariuszami.

– Kopała pani w klatkę, to… – odpowiada policjant.

– Dlaczego pan kłamie? Jest tu kamera? Pytam się? Jest nagrane, jak mnie pan stamtąd zawija i rozwalił mi dwa palce? – dopytuje kobieta.

– Życzę miłego dnia pani – odpowiada funkcjonariusz, co poszkodowana kobieta kwituje słowem „bydlę”.

DECYZJA SĄDU REJONOWEGO

Sędzia Sądu Rejonowego w Sopocie nie miała wątpliwości, że wszystko, co działo się po wyprowadzeniu Joanny Maciejewskiej z „domku klubowego”, było złamaniem prawa przez interweniującą policję. – Sąd postanowił uznać zatrzymanie Joanny Maciejewskiej w dniu 13 lipca 2022 roku za niezasadne, nielegalne oraz nieprawidłowe – ogłosiła sędzia Małgorzata Przybylska-Lewandowska.

– Nielegalne, nieprawidłowe i niezasadne było zatrzymanie pani w radiowozie, bo nie były w tym czasie wykonywane żadne czynności, było to absolutnie nieuzasadnione. Nie zachodziła żadna obawa ucieczki, zacierania śladów czy inne przesłanki wskazane w przepisach, które uzasadniałyby zatrzymanie – kontynuował sąd. – Po opuszczeniu przez panią tego terenu, powinna być pani natychmiast zwolniona. Zmuszanie pani do przebywania w radiowozie było bezprawne. Postanowienie jest ostateczne – zakończyła sędzia Przybylska-Lewandowska.

REAKCJA POLICJI NA WYROK SĄDU

Oficer Prasowy Komendanta Miejskiego Policji w Sopocie, asp. szt. Lucyna Rekowska, w odpowiedzi na pytania Radia Gdańsk o to, czy – w związku z postanowieniem sądu – zostanie wszczęte postępowanie dyscyplinarne odpowiedziała, że „nie mamy informacji z sądu o działaniu policjanta niezgodnie z prawem (przekroczeniu uprawnień/niedopełnieniu obowiązków)”.

Edyta Stracewska/mm/am

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj