Byli działacze antykomunistycznej opozycji w czasach PRL domagają się od włodarzy pomorskich miast – w szczególności Gdańska, Gdyni i Wejherowa – przyznania im darmowych przejazdów komunikacją miejską. Taką możliwość daje ustawa z 2015 roku, ale to samorządy muszą wprowadzić to rozwiązaniwe w swoich taryfach.
Kraków, Białystok, Lublin, Radom, Bydgoszcz czy Warszawa – to niektóre z miast, gdzie w ślad za nowelizacją krajowych przepisów poszły zmiany w miejskich aktach prawnych. Dzięki nim byli działacze podziemia antykomunistycznego, którzy posiadają status osoby represjonowanej, mogą za darmo korzystać z komunikacji miejskiej. W Gdańsku – mieście, gdzie narodził się ruch i związek zawodowy – muszą płacić za przejazdy. Podobnie w Gdyni, Wejherowie czy Pruszczu Gdańskim.
„TO JEST DLA NAS UPOKARZAJĄCE”
Podczas konferencji prasowej, zorganizowanej w środę w siedzibie NSZZ „Solidarność” w Gdańsku, byli opozycjoniści wraz z wicewojewodą pomorskim Aleksandrem Jankowskim zwrócili się do władz pomorskich miast o przyznanie im bezpłatnych przejazdów komunikacją miejską.
– Szanowni prezydenci od Tczewa po Wejherowo, my nie przyjechaliśmy żebrać – mówił Jan Wojewski z Wejherowskiej Wspólnoty Pokoleń – Muzeum Solidarności. – To jest dla nas upokarzające. Państwo siedzicie na swoich posadach dzięki ludziom takim jak my. Mówimy to w imieniu rzeszy ludzi, którzy czują się tym faktem upokorzeni – zaznaczył.
– Nie wymagamy dużo – przekonywał Mieczysław Selin, również były działacz antykomunistyczny. – My, jako byli opozycjoniści, jakoś sobie radzimy. Mamy rowery, a niektórzy posiadają też auto i ktoś kogoś podwiezie. Z komunikacji korzystamy sporadycznie, gdy musimy załatwić jakieś sprawy, na przykład w Gdańsku – dodawał.
„MIASTO WYDAJE WIĘKSZE PIENIĄDZE NA ZAKUP KARTONOWYCH RYDWANÓW”
Według wyliczeń, które w siedzibie NSZZ „Solidarność” przedstawił wicewojewoda Aleksander Jankowski, liczba byłych działaczy, którzy mogliby korzystać z darmowych przejazdów, w całym województwie wynosi 617 osób. W Gdańsku jest ich 291, w Gdyni 99, a w powiecie wejherowskim 25.
– Jeżeli założymy, że te osoby np. w Gdańsku, korzystałyby z przejazdów komunikacją miejską dwa razy dziennie, siedem dni w tygodniu, 365 dni w roku, co statystycznie jest nieprawdopodobne, to koszt dla budżetu miasta wyniósłby ok. 240 tysięcy złotych rocznie – wyliczał Aleksander Jankowski. – Tymczasem miasto wydaje większe pieniądze na zakup kartonowych rydwanów czy zatrudnianie owiec, które koszą trawniki – dodawał.
„CI LUDZIE KŁADLI NA SZALI SWOJE ŻYCIE I ZDROWIE”
Według Jankowskiego Pomorze, a szczególnie Gdańsk, wiele zawdzięczają byłym opozycjonistom, prześladowanym za swoją prodemokratyczną postawę.
– Ci ludzie kładli na szali swoje życie i zdrowie. Gdyby nie oni, to takie osoby, jak prezydent Gdańska Aleksandra Dulkiewicz czy prezydent Wejherowa Krzysztof Hildebrandt nie mogliby być samorządowcami w tym kraju – stwierdził.
Aleksander Jankowski do prezydentów miast z Pomorza wysłał pismo, w którym zaapelował o „odpowiednie uhonorowanie działaczy Solidarności celem wprowadzenia odpowiedniej legislacji umożliwiającej działaczom opozycji antykomunistycznej darmowe przejazdy komunikacją miejską”.
Zaprezentował też odpowiedzi na zadane wcześniej samorządom Gdańska, Gdyni i Wejherowa pytania w tej sprawie, które przygotowała działająca przy wojewodzie pomorskim rada ds. kombatantów.
W Gdańsku odpowiedzi udzielił dyrektor Zarządu Transportu Miejskiego w Gdańsku Sebastian Zomkowski. Z odpowiedzi wynika, że osoby represjonowane z powodów politycznych mogą korzystać ze zniżki na przejazd w wysokości 50 proc. ceny biletu normalnego i ulga ta obejmuje wszystkie gminy zrzeszone w Metropolitalnym Związku Komunikacyjnym Zatoki Gdańskiej (MZKZG). Według ZTM likwidacja opłat dla tych osób spowodowałaby „obniżenie przychodów ze sprzedaży biletów komunikacji miejskiej”, a w związku z inflacją i „ogólnie złą sytuację gospodarczą” w budżetach samorządów „wciąż pozostaje niełatwa” sytuacja fiskalna.
Według słów wicewojewody Aleksandra Jankowskiego odpowiedź, która przyszła z wejherowskiego ratusza, była podobna. Samorząd Gdyni miał nie odpowiedzieć w ogóle.
Bartosz Stracewski/ua