Jednym z najbardziej trójmiejskich filmów w Konkursie Głównym 48. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych jest „Doppelgänger. Sobowtór”. Swoją prapremierę miał w poniedziałek na gali otwarcia. Jego akcja dzieje się w kilku miejscach – m.in w Strasburgu, Gdańsku czy Grudziądzu. Jak udało się zgrać te trzy miasta? W jaki sposób poprowadzono dialog między bohaterami, których tylko teoretycznie nic nie łączy? O to Tatiana Slowi zapytała Jana Holoubka, reżysera filmu.
Dwie główne role męskie to zupełnie dwie różne postacie, chociaż korzystające z tej samej tożsamości. Oczywiście bliźniacze podobieństwo nie było potrzebne, a nawet byłoby niewskazane. Myśląc o tym, co działo się w trakcie filmu, kiedy jeden bohater zamienia się w drugiego, to jednak trzeba było ich w jakiś sposób sparować. Tylko pytanie – kto był pierwszy? Schuchardt czy Gierszał?
– Pierwszy był Kuba, bo jest to jednak główna rola. Wokół niej buduje się zawsze obsadę. Tomek był drugi. Fizycznie nie szukałem podobieństw, a wręcz szukałem niepodobieństw i jak największego kontrastu. Rzeczywiście było tak, że na pewnym etapie wymyśliliśmy sobie, że obaj będą mieli pewien przyruch, który ich połączy. Chodziło o pewien tik związany z dłonią. Ostatecznie to jednak nigdy nie weszło do filmu. Na poziomie idei miało to sens, lecz na poziomie filmu to się nie przebiło – wyjaśnia Jan Holoubek.
TRÓJMIASTO SETKI KILOMETRÓW OD TRÓJMIASTA
Czym może być Gdańsk w takim filmie? Jak w tym miejscu odkopuje się lata 70.? W końcu przecież również Trójmiasto tamtych czasów możemy zobaczyć na ekranie.
– Trójmiasto odgrywało tu podwójną rolę. Odgrywało siebie, czyli miasto, w którym mieszka Jan Bitner. Odgrywało też jednak po części Strasburg. Wszystkie architektoniczne smaczki, tzw. szachulce, czyli mur pruski, to wszystko było nam potrzebne do tego, aby stworzyć ów Strasburg, bo tak on wygląda. Jest bardziej niemiecki niż francuski w swojej architekturze, więc Trójmiasto nam tu bardzo pomogło. A Biskupia Górka grała Grudziądz. Bardzo piękna dzielnica – zauważa reżyser.
JĘZYK FILMU
Jak kręci się sceny z aktorami, którzy mówią w języku, który nie jest znany reżyserowi?
– Jest to jednak trudniejsze. Jak reżyseruję aktorów po polsku, to słyszę każdy niuans, każde słowo. Każdy przecinek jest czymś ważnym. Kiedy reżyseruję aktorów po niemiecku czy francusku, to bardziej wsłuchuję się w całość wypowiedzi. Mogę wnioskować bardziej ogólnie, niż to, jak słyszę polski. Jest trudniej, ale może z drugiej strony i lepiej nie wdawać się w takie szczegóły, a naturalnie kontrolować rytm całości. To jest inna, ale bardzo ciekawa robota – przyznaje Jan Holoubek.
GŁOS MA PUBLICZNOŚĆ
„Doppelgänger. Sobowtór” był filmem otwarcia 48. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych. Właściwie ta historia z tą scenografią zagrała u siebie. Czy to był najtrudniejszy pokaz dla reżysera?
– To jest prapremiera tego filmu. To jest chyba zawsze najtrudniejszy pokaz. Ja sam nie wiem, jak film został odebrany przez publiczność. Cały czas mam w sobie niepokój. Co ludzie będą mówić? Nie mam pojęcia – podsumowuje.
Posłuchaj rozmowy:
Film „Doppelgänger. Sobowtór” jest jedną z produkcji walczących w Konkursie Głównym 48. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych o Złote Lwy. Zwycięzcę tegorocznego święta miłośników polskiego kina poznamy w sobotę na uroczystej gali.
Tatiana Slowi/pb