Miały przejeżdżać 400 kilometrów, a pokonują nieco ponad 200. Kierowcy są rozczarowani zasięgiem nowych, elektrycznych autobusów w Gdańsku. W październiku na ulice miasta wyjechało 18 pojazdów na baterie. Są ładowane jedynie w czasie nocnego postoju w zajezdni. W ocenie kierowców w praktyce to nie wystarcza i zdarzają się techniczne zjazdy z trasy jeden lub dwa kursy przez końcem zmiany.
Pojazdy kosztowały 62 miliony złotych. Dla spółki Gdańskie Autobusy i Tramwaje rozczarowaniem nie są.
– Zasięgi potrzebne do realizacji zadań całodziennych w Gdańsku te autobusy są w stanie zrealizować. Obecnie przejeżdżają około 300 kilometrów, a zadania całodzienne średnio wynoszą około 250 kilometrów. Obecnie trwają prace nad konfiguracją systemu zasilania i ogrzewania, żeby ustabilizować sytuację, żeby nie dochodziło do zjazdów technicznych – deklaruje Anna Dobrowolska z GAiT.
Takie zjazdy zdarzają się – w ocenie kierowców – często. – Tego typu autobus jest cięższy, szybciej zużywają się opony. Nie wytrzymują więcej niż 200 kilometrów. W dieslu zostawałaby jeszcze połowa baku, tu musimy już zjeżdżać – to zależy, jaka trasa, jakie obłożenie – wskazują kierowcy. – Zobaczymy, jak przyjdzie zima, jak te elektryki będą stały – przestrzegają.
W GDYNI PROBLEMU NIE MA
Jak wskazują eksperci, problemu z zasięgiem elektrycznych autobusów nie mają miasta, które postawiły na pojazdy lżejsze, z mniejszymi bateriami, ale doładowywane na pętlach. Przykładem mogą być Gdynia, Warszawa lub Piła.
Urzędnicy deklarują, że docelowo po Gdańsku będą kursowały autobusy zeroemisyjne: elektryczne i wodorowe. Dziś większość z 250 stanowią diesle.
Sebastian Kwiatkowski/MarWer