Prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie Beaty Maciejewskiej, byłej posłanki Nowej Lewicy. Wszczęto je prawie rok temu po zawiadomieniu, które złożył przedstawiciel partii. Stało się to po tym, gdy światło dzienne ujrzały nagrania, które trzy lata temu potajemnie wykonał były dyrektor biura poselskiego ówczesnej parlamentarzystki.
Śledczy umorzyli postępowanie, ponieważ nie dopatrzyli się przestępstwa ani w przypadku oskarżeń o mobbing, ani w przypadku tych dotyczących nielegalnego zatrudnienia czy zawyżania tzw. „kilometrówki”. Ustalono, że nagrania zostały zmanipulowane.
„TO ZRUJNOWAŁO MOJE ŻYCIE”
Beata Maciejewska przyznała, że rzekoma afera zrujnowała jej dotychczasowy dorobek. – Zostałam oczerniona. Musiałam wycofać się z życia publicznego, a bardzo lubiłam swoją pracę i chciałam wykonywać ją dalej. To uszczerbek wszelkiego rodzaju: na moim wizerunku, życiu, zdrowiu, itd. – podkreślała.
Była posłanka Nowej Lewicy złożyła zawiadomienie w prokuraturze w sprawie fałszywego zawiadomienia o przestępstwie i pomówienia. Z prywatnego oskarżenia założyła też byłemu dyrektorowi biura sprawę cywilną. Postępowanie jest na etapie sądowym.
Grzegorz Armatowski/MarWer