Chłopcy z poprawczaka zabili strażnika. Rodzina chce 400 tys. odszkodowania. „To wina szefów placówki”
61-latek zginął od ciosu podopiecznego placówki. Zdaniem rodziny to efekt lekceważenia zasad bezpieczeństwa przez szefów schroniska.
61-latek zginął od ciosu podopiecznego placówki. Zdaniem rodziny to efekt lekceważenia zasad bezpieczeństwa przez szefów schroniska.
Poważny wypadek drogowy na skrzyżowaniu Wyzwolenia i Oliwskiej w Nowym Porcie.
– Byliśmy szczelnie oddzieleni od świata. Teraz mielibyśmy telefony komórkowe i byłby kontakt. Tam było strasznie, nie wiedzieliśmy, czy ktoś wie gdzie jesteśmy – powiedziała Krystyna Obolewicz-Dąbrowska. – W BBC usłyszeliśmy o naszym porwaniu i odetchnęliśmy z ulgą, że świat wie o naszym porwaniu. – Zostaliśmy uwolnieni przez Amerykanów. Przyjechali i powiedzieli, że już mogą nas zabrać – dodała lekarka. Ujawniła, że raz spotkali
– Na początku poczęstowali nas piraci bardzo słodką herbatą i dali nam kilka koców. Potem zaczęła się podróż łodziami na wyspę. Było bardzo zimo. A potem trafiliśmy na wyspę, na której był upał – powiedziała Krystyna Obolewicz-Dąbrowska. – Wędrowaliśmy przez pustynię. Porywacze nas poganiali lufami karabinów. Mieli po 16, 17 lat. Nawet nie próbowaliśmy nawiązywać kontaktu wzrokowego z nimi, bo młodość i karabin
– Zginęła tylko jedna osoba, ale nie od kul, tylko od odłamków – powiedziała Krystyna Obolewicz-Dąbrowska. Dodała, że w sumie na pokładzie było 31 osób – 30 członków załogi i żona jednego z nich.
– Doszło do pożaru, bo ostrzelano ładownie, a w niej była bawełna – relacjonuje w Radiu Gdańsk atak piracki członkini załogi m/s „Bolesław Krzywousty”, który został zaatakowany, a potem porwany przez partyzantów z Erytrei 3 stycznia 1990 roku. – To były dzieci, bardzo młodzi chłopcy. Ich broń była przerażająca. – Byliśmy w niewoli 21 dni. Nikt nie wiedział, co się z nami stało –
– Dwie łodzi uzbrojone w ciężką broń nas zaatakowały. Nie zginęliśmy, bo atak był prowadzony z jednej tylko burty. Strzelali bez przerwy dwie i pół godziny – powiedziała Krystyna Obolewicz-Dąbrowska. – Zginęlibyśmy wszyscy, gdyby doszło do ataku pół godziny wcześniej. Jedliśmy wtedy podwieczorek i byliśmy w miejscu, które później było ostrzelane.