2 grudnia, 2015



„Jeden z porywaczy mówił po polsku”. Wspomnienia lekarki ze statku porwanego w 1990 roku

– Byliśmy szczelnie oddzieleni od świata. Teraz mielibyśmy telefony komórkowe i byłby kontakt. Tam było strasznie, nie wiedzieliśmy, czy ktoś wie gdzie jesteśmy – powiedziała Krystyna Obolewicz-Dąbrowska. – W BBC usłyszeliśmy o naszym porwaniu i odetchnęliśmy z ulgą, że świat wie o naszym porwaniu. – Zostaliśmy uwolnieni przez Amerykanów. Przyjechali i powiedzieli, że już mogą nas zabrać – dodała lekarka. Ujawniła, że raz spotkali

Wstrząsająca opowieść lekarki porwanej przez piratów. „Nie wiedzieliśmy, kim są nasi porywacze”

– Na początku poczęstowali nas piraci bardzo słodką herbatą i dali nam kilka koców. Potem zaczęła się podróż łodziami na wyspę. Było bardzo zimo. A potem trafiliśmy na wyspę, na której był upał – powiedziała Krystyna Obolewicz-Dąbrowska. – Wędrowaliśmy przez pustynię. Porywacze nas poganiali lufami karabinów. Mieli po 16, 17 lat. Nawet nie próbowaliśmy nawiązywać kontaktu wzrokowego z nimi, bo młodość i karabin

„To były dzieci, bardzo młodzi chłopcy. Ich broń była przerażająca”. Lekarka o porwaniu statku m/s „Bolesław Krzywousty”

– Doszło do pożaru, bo ostrzelano ładownie, a w niej była bawełna – relacjonuje w Radiu Gdańsk atak piracki członkini załogi m/s „Bolesław Krzywousty”, który został zaatakowany, a potem porwany przez partyzantów z Erytrei 3 stycznia 1990 roku. – To były dzieci, bardzo młodzi chłopcy. Ich broń była przerażająca. – Byliśmy w niewoli 21 dni. Nikt nie wiedział, co się z nami stało –

„Strzelali bez przerwy przez dwie i pół godziny”

– Dwie łodzi uzbrojone w ciężką broń nas zaatakowały. Nie zginęliśmy, bo atak był prowadzony z jednej tylko burty. Strzelali bez przerwy dwie i pół godziny – powiedziała Krystyna Obolewicz-Dąbrowska. – Zginęlibyśmy wszyscy, gdyby doszło do ataku pół godziny wcześniej. Jedliśmy wtedy podwieczorek i byliśmy w miejscu, które później było ostrzelane.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj