Po dwóch wyjazdowych zwycięstwach drużyn z Trójmiasta przyszedł czas refleksji. Lechia – po nieudanych poprzednich rozgrywkach – zaczęła sezon z przytupem. Gdańszczanie nie przegrali dotychczas żadnego meczu i stracili tylko jednego gola. Arka zaliczyła falstart, ale chyba powoli wychodzi na prostą. Co będzie dalej?
W związku z miejscem zajmowanym w tabeli pierwszeństwo ma Lechia Gdańsk. Widać, że drużyna Piotra Stokowca nie jest zlepkiem przypadkowych piłkarzy. Trener sprzątnął „bałagan kadrowy”, jaki zastał przejmując Lechię w marcu bieżącego roku, a do tego stworzył naprawdę dobrze rozumiejący się piłkarski organizm. Każda formacja w drużynie z Gdańska wygląda przyzwoicie, a wszyscy zawodnicy doskonale znają swoją rolę na boisku.
A TO DOPIERO POCZĄTEK…
Sukcesów Piotra Stokowca jest znacznie więcej. „Odkurzył” niechcianego wcześniej Jakuba Araka, który będzie solidną alternatywą dla Artura Sobiecha. A kto wie? Może nie tylko alternatywą… Filip Mladenović w końcu zaczyna grać na miarę swojego CV i wyrasta na czołowego lewego obrońcę ligi. Trener Lechii pokazał też, że ma „nosa” do piłkarzy. Po stracie Pawła Stolarskiego odważnie postawił na Karola Filę, który pokazał, że łatwo danego miejsca nie odda. Jeżeli trenerowi uda się jeszcze „utemperować” nieprzewidywalnego na boisku Sławomira Peszkę, to „chapeau bas”!
Lukas Haraslin potwierdza, że może być kluczowym zawodnikiem Lechii. Fot. Radio Gdańsk/Jacek Klejment
BOGACTWO W POMOCY
Główną bronią Stokowca jest druga linia. W środku pola „zamiata” ściągnięty przed sezonem Jarosław Kubicki, do formy prezentowanej w Ruchu Chorzów wraca Patryk Lipski, a na skrzydle hula Lukas Haraslin. Jeżeli Słowaka ominą kontuzje, to niedługo polska liga będzie dla niego po prostu za ciasna. Wówczas nikogo nie zdziwi zainteresowanie klubów z Serie A. Gdy dodamy do tego Wolskiego, który wróci po kontuzji, Flavio, Maka, Michalaka, Łukasika i Borysiuka, rodzi się wręcz kłopot bogactwa.
NA RATUNEK KUCIAK
Paradoksalnie najsłabszym ogniwem mimo wszystko jest defensywa. Dokładnie ta, która straciła od początku sezonu tylko jedną bramkę. O ile boki obrony zdają egzamin, to wśród stoperów brakuje lidera pokroju Mario Malocy. Michał Nalepa jest zbyt elektryczny, a u Błażeja Augustyna czasami brakuje chłodnej głowy. A może zbytnio się czepiam…
Nie można zapomnieć o powrocie do „żywych” Dusana Kuciaka. Słowacki bramkarz miał fatalny poprzedni sezon, ale wygląda, że przypomniał sobie czasy świetności prezentowane jeszcze w Legii Warszawa. Forma, którą prezentuje od początku rozgrywek wskazuje, że ponownie chce powalczyć o miano najlepszego bramkarza ligi. Jak dotąd broni z 96 proc. skutecznością.
Dusan Kuciak swoimi interwencjami kilka razy uratował swoich kolegów z obrony. Fot. Radio Gdańsk/Jacek Klejment
HISTORIA ZATACZA KOŁO
Dobra forma piłkarzy na początku sezonu to jedno, ale kluczowa jest bez wątpienia osoba Piotra Stokowca. Czy macie deja vu? Bo ja tak. Z podobną sytuacją spotkaliśmy się, kiedy obecny szkoleniowiec biało-zielonych przejmował Zagłębie Lubin w maju 2014 roku. Na utrzymanie drużyny „Miedziowych” w Ekstraklasie było już za późno, ale pod jego sterami Zagłębie wróciło do Ekstraklasy ledwie rok później.
Wtedy Stokowiec również przeprowadził rewolucję kadrową. Trener pozbył się nic nie wnoszących, poza obciążeniem budżetu, obcokrajowców, a do tego postawił na zdolną, lubińską młodzież. Na owoce nie trzeba było długo czekać. Podopieczni Stokowca w cuglach wygrali rozgrywki 1. ligi, a po powrocie do krajowej „elity” zdobyli 3 miejsce w Ekstraklasie, długo pozostając w grze o mistrzostwo. Historia lubi się powtarzać, więc dlaczego teraz miałoby być inaczej?
Piotr Stokowiec już zbiera owoce swojej pracy. Zbigniew Smółka musi jeszcze poczekać. Fot. Agencja KFP/Tomasz Zasiński, Mateusz Ochocki
NA ARKĘ PRZYJDZIE CZAS
Do rewolucji kadrowej przed sezonem doszło również w Arce. Zbigniew Smółka ma swój autorski pomysł, którego twardo się trzyma. Do tego cieszy się zaufaniem zarządu. Efektowne zwycięstwo w Superpucharze Polski dało nadzieję na lepsze „jutro”. Jednak życie ponownie wszystko zweryfikowało. Ale czemu tu się dziwić, skoro mistrza Polski ogrywają (z całym szacunkiem dla nich) nawet półamatorzy z Luksemburga…
SŁABY POCZĄTEK
„Nie od razu Rzym zbudowano”. Mimo słabego startu w rozgrywkach, jestem pewien, że Arka jeszcze nas zadziwi. Zbigniew Smółka miał za mało czasu, żeby wszczepić piłkarzom swoją filozofię gry. W Gdyni wymieniono niemal cały szkielet drużyny. Sprowadzono piłkarzy kreatywnych, mających ponadprzeciętne umiejętności, jak na naszą ligę. Oni też potrzebują czasu, żeby wypracować pewne automatyzmy. Mimo że Arka strzeliła pierwszego gola dopiero w 4 kolejce, to momentami widać było zarys gry, jakiego oczekuje trener gdynian.
Ostatnio Michał Janota udowadnia, dlaczego był uznawany za jeden z największych talentów polskiej piłki. Fot. Radio Gdańsk/Jacek Klejment
LAWINA RUSZYŁA?
Być może to właśnie zwycięstwo w Płocku będzie momentem przełomowym Arki. Wykonawcy na pewno są. Trenera Smółkę musi cieszyć przede wszystkim dobra gra Michała Janoty, na którym wielu fachowców postawiło krzyżyk. Były szkoleniowiec Stali Mielec znał rozgrywającego wcześniej i mocno zabiegał o jego sprowadzenie. Teraz to zaufanie zaczyna się spłacać. W meczu z Górnikiem Zabrze Janota strzelił pierwszą bramkę w sezonie, a w Płocku był głównym autorem zwycięstwa nad Wisłą. W tym spotkaniu zanotował asystę i kluczowe podanie. Nie bez powodu rozgrywający był kiedyś uważany za jeden z największych talentów polskiej piłki.
ODBLOKOWAĆ INNYCH
Do tego, że Luka Zarandia ma wielki potencjał, nikogo nie trzeba przekonywać. To piłkarz dość chimeryczny, dobrze grający przede wszystkim podczas meczów pucharowych. Jeżeli Zbigniewowi Smółce uda się odblokować Gruzina, to skrzydłowy ma wszelkie predyspozycje, by być gdyńskim Haraslinem. To samo dotyczy Aleksandyra Koleva i Gorana Cvijanovicia. Swoje ponadprzeciętne umiejętności pokazali w swoich poprzednich klubach. Teraz czas udowodnić je w Gdyni. Pytanie tylko, kiedy to zrobią.
Luka Zarandia wciąż nie gra na miarę swoich możliwości. Fot. Radio Gdańsk/Jacek Klejment
ÓSEMKA I PUCHAR
Potencjał kadrowy Arki zdecydowanie plasuje ją w górnej „ósemce” na koniec sezonu. Żółto-niebieska maszyna musi tylko wrzucić odpowiedni bieg. Wtedy na pewno dadzą się we znaki ligowej czołówce. Kiedy to zrobią, kto wie czy ich rywale nie skończą jak Wąski z „Killera” Juliusza Machulskiego.
Do Arki przypięto łatkę drużyny pucharowej. Świadectwem są zdobyte 2 Puchary i 2 Superpuchary Polski. Podobnie może być i teraz. Po poprzednich edycjach krajowych pucharów nikt nie będzie miał prawa nazwać mnie wariatem, jeśli stwierdzę, że żółto-niebiescy są w gronie faworytów do finału.
Michał Kułakowski