Krzysztof Wyszkowski: „Stan wojenny to zbrodnia, której nie można zapomnieć”

DSC 3302

– Winą polskich komunistów jest, że stan wojenny trwał tak naprawdę aż osiem lat i wyniszczył kraj. To zbrodnia, której nie można zapomnieć – mówił w audycji Co za Historia Krzysztof Wyszkowski, publicysta i konsultant wojewody w sprawach historycznych.
Z Krzysztofem Wyszkowskim rozmawiał Wojciech Suleciński. Tematem audycji były lata 1976-89, czyli okres działania opozycji demokratycznej i „Solidarności”.
Wyszkowski w tym okresie był aktywnie zaangażowany po stronie opozycji. Był m. in współzałożycielem działających w podziemiu Wolnych Związków Zawodowych. Wspólpracował takze z Komitetem Obrony Robotników.

USTRÓJ MUSIAŁ SIĘ PODOBAĆ

Wolne związki zawodowe były jednym z najważniejszych pragnień Polaków w okresie komunizmu. – W 1978 roku poszedłem do nowej pracy. Pamiętam, że potrącili mi pieniądze na związek zawodowy. Cała załoga o tym zdecydowała. Musiałem się wypisać. Odesłano mnie nawet do psychologa zawodowego. Wtedy tak było, że jeśli komuś nie podobał się ustrój, to znaczy, że miał naruszoną równowagę psychiczną. To tylko przykład, ale takie sytuacje stopniowo doprowadzały do założenia wolnych związków zawodowych – tłumaczył gość Radia Gdańsk.

POGARDA DLA ROBOLI

Wojciech Suleciński dopytywał, jak doszli od pomagania robotnikom do utworzenia związków zawodowych. – Warszawski ruch miał oczywiście duże zasługi w zainicjowaniu powstania związków. Był tam m.in. Antoni Macierewicz czy Jacek Kuroń – opowiadał Wyszkowski.
Jego zdaniem warszawscy działacze skupieni w Komitecie Obrony Robotników nie byli jednak zakorzenieni w środowisku robotniczym. – W tamtym czasie w mediach rozpowszechniano pogardę dla „roboli”. Społeczeństwo dzieliło się na fizycznych i umysłowych.  A to właśnie fizyczni robotnicy rozpoczęli ruch prowadzący do „Solidarności”. Od 16. roku życia pracowałem jako robotnik, byłem stolarzem. Miałem więc stały kontakt ze zwykłymi ludźmi, stąd poczucie, by namówić ich na współdziałanie.

– Rozpowszechnialiśmy informacje o naszej działalności i to samo działało. Nadzieja na zmianę systemu powodowała, że co chwilę przychodzili nowi ludzie. Mimo to Służba Bezpieczeństwo podejmowała śledztwa i zniechęcała część osób – dodał w audycji Co za Historia.

POLACY ZOBACZYLI, ŻE SĄ POTĘGĄ

Zdaniem Krzysztofa Wyszkowskiego postać Jana Pawła II napawała Polaków entuzjazmem i nadzieją. – Byłem przekonany, że wygramy, nie wiedziałem tylko kiedy. Pamiętam jak 16 października 1978 roku jechałem kolejką i słuchałem radia. Wtedy Karol Wojtyła został papieżem. Wiedziałem, że wygrana przyjdzie już niedługo. Polacy podnieśli się dzięki wizycie Jana Pawła II. Zobaczyli, że są potęgą.

W czasie wizyty papieża w Polsce nie było żadnych zderzeń z milicją, a było jej wtedy pełno. Ale Polacy poczuli swoją moc i jedność. Wszyscy pamiętamy słynną mszę na Placu Zwycięstwa. To był zbiorowy płacz. Wtedy Polacy zrozumieli, że są właścicielami tej ziemi. Pomysł wolnych związków był ideologiczny, wynikał z analizy systemu i był bardzo trafny. Sierpień okazał się najprostszym podsumowaniem tego procesu.

RZEKA WEZBRAŁA SIĘ I ZALAŁA SYSTEM

Co takiego się zmieniło, że latem 1980 roku z organizacji wybuchł ruch, który objął miliony ludzi? – Są dwa stanowiska – odpowiedział Krzysztof Wyszkowski. – Najbardziej znane to stanowisko Bogdana Borusewicza, który mówi, że była to leninowska koncepcja. Masy były przygotowywane, a zarządzało nimi bolszewickie kierownictwo. Miała to być leninowska rewolucja. Ja jednak jestem przekonany, że to był dobrze przemyślany program. Szerokie rzesze społeczeństwa zdawały sobie sprawę, że powstanie antykomunistyczne nie ma sensu, że lepiej zmusić władzę do posłuchu i poluzowania systemu. A tak naprawdę to był minimalny program, który powodował, że wybuchła praktyczna rewolucja. Hasła nie były przecież radykalne: „Chcemy wolnych związków zawodowych”. Zostały świetnie odczytane, bo były dostosowane do powszechnych nastrojów. Rzeka wezbrała się i zalała system – opowiadał historyk.

Krzysztof Wyszkowski w studiu Radia Gdańsk Fot. Radio Gdańsk/Rafał Nitychoruk

OKRĄGŁY STÓŁ DOPIERO W 1989 ROKU

W drugiej części audycji Wojciech Suleciński i Krzysztof Wyszkowski rozmawiali o stanie wojennym, który zdaniem gościa, mógł trwać dużo krócej. – Tragedia nie wynikała ze zderzenia z 13 grudnia tylko z tego, że Okrągły Stół był dopiero w 1989 roku. Powinien być dużo wcześniej. Przecież Gorbaczow doszedł do władzy cztery lata wcześniej i już wtedy otworzyły się pełne możliwości reform. Nasi przywódcy uwiedzeni sukcesem 13 grudnia myśleli, że w Polsce nie trzeba nic zmieniać, aż się obudzili i musieli oddać władzę – mówił.

CZARNY OKRES DŻUMY I CHOLERY

Podkreślił jednocześnie, że w innych krajach bloku wschodniego zmiany dokonywały się szybciej. – Dynamika reform na Węgrzech była większa. W 1982 roku demontowali już siatkę na granicy z Austrią, przepuszczali Niemców uciekających z NRD. To były wielkie różnice. Winą polskich komunistów jest, że stan wojenny trwał tak naprawdę aż osiem lat i wyniszczył kraj. Spadła produkcja, osłabiła się gospodarka i nastroje społeczne. Ruszyła fala emigracji. Te straty to czarny okres przypominający epidemię dżumy i cholery. To zbrodnia, której nie można zapomnieć. „Solidarność” w latach 1980-1981 mogła być silniejsza i lepiej przygotowana, ale było poczucie bezsilności w elitach.

– Problemem był fakt, że Polska dojrzała do niepodległości, a geopolitycznie nawet Zachód nie był na to gotowy. Prezydent Bush forsował przecież Jaruzelskiego na prezydenta. Oni nie chcieli tu niepokoju, chcieli żeby Polska była cicha – dodał historyk.

DSC 3298Fot. Radio Gdańsk/Rafał Nitychoruk

WTEDY SKOŃCZYŁ SIĘ W POLSCE KOMUNIZM

Kiedy rozpoczęła się polska demokracja? Według Krzysztofa Wyszkowskiego na początek nowego systemu składają się dwa wydarzenia. – Pierwsze to 1990 rok i wybory prezydenckie. Na to czekaliśmy. Obalono prezydenturę Wojciecha Jaruzelskiego. Kompetencje prezydenta były większe niż dzisiaj, wtedy to był dyktator. Właśnie w 1990 roku zmieniła się epoka. Mieliśmy prezydenta Wałęsę. Niestety on był osaczony systemem. Dopiero rok później odbyły się pierwsze w pełni wolne wybory parlamentarne, Nieco spóźnione, bo Polska wśród krajów postkomunistycznych była prawie ostatnia. 

W wyniku tych wyborów premierem został Jan Olszewski. Jak uważa Wyszkowski dopiero on odszedł od ustaleń Okrągłego Stołu. – Olszewski zgłosił wolę wstąpienia Polski do NATO i wspólnot gospodarczych. Obalenie Jaruzelskiego i wybory parlamentarne w 1991 roku to początek polskiej demokracji – ocenił gość audycji Co za Historia.

ROZPOZNAWANIE HISTORII POLSKI DOPIERO SIĘ ZACZYNA

Krzysztof Wyszkowski od kilku tygodni konsultuje z wojewodą sprawy dotyczące aspektów historycznych. W Radiu Gdańsk podkreślił, że polityka historyczna polega na mówieniu prawdy. – Przez 26 lat historia i świadomość narodowa była nasycana ludźmi, którzy mówili nieprawdę. Teraz przyszedł czas na przedstawienie pełnej prawdy, na dostęp do dokumentów. Wreszcie może poznamy prawdziwy wymiar agentury komunistycznej w szeregach „Solidarności”. Rozpoznawanie historii Polski dopiero się rozpoczyna. Czy trzeba ją pisać na nowo? Może nie w pełni, ale na pewno dowiemy się dużo więcej, jeśli instytucje przystąpią do pracy.

DOŚĆ POLITYCZNEJ POPRAWNOŚCI WOBEC KOMUNIZMU

Krzysztof Wyszkowski zwrócił też uwagę na rolę młodych ludzi w budowaniu świadomości historycznej. – Widzimy piękne ruchy, na przykład przywracanie pamięci o Żołnierzach Wyklętych. Jest już poczucie nieznośnie długiej kontynuacji politycznej poprawności wobec komunizmu. Dość tego, trzeba to odrzucić. Zbrodniarzy trzeba określić twardymi słowami. Na rachunek Jaruzelskiego i Kiszczaka jest już za późno, ale prawdę trzeba powiedzieć. Dzisiejsza młodzież może już bez obaw powiedzieć, że chce być dumna ze swojego państwa. To wszystko trzeba Polakom oddać. Myślę, że niedługo będzie oddane – podsumował historyk.

Posłuchaj audycji:

Anna Michałowska
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj