Zanim dobito ich strzałem w głowę… Oto prawdziwe losy „Inki” i „Zagończyka”

inkazagonczyk2

ŚMIERĆ NA POTRZEBY PROPAGANDY

Śledztwa w sprawach aresztowanych trwały zaledwie kilkanaście dni. Przesłuchujący Inkę i Zagończyka, mimo stosowania brutalnych metod, nie uzyskali żadnych istotnych informacji. Być może zostałyby uzyskane w toku dłuższego śledztwa. Najwyraźniej zdecydowano jednak, że wyroki śmierci będą miały większy wymiar propagandowy i skutecznie zastraszą ludność polską. O szybkiej egzekucji mogło także zadecydować domniemanie posiadania przez aresztowanych informacji, które zdaniem służb bezpieczeństwa należało niezwłocznie ukryć. Niektórzy badacze sugerują, że chciano ukryć zdradę Reginy Żylińskiej-Mordas.

inkazagonczyk4Fot. Wikimedia Commons

GODNY POCHÓWEK PO SIEDEMDZIESIĘCIU LATACH

Wyrok wykonano na obydwojgu 28 sierpnia 1946 roku. Podczas egzekucji wystrzelono do nich 100 kul. Żadna z nich nie zabiła skazanych. Zrobił to dopiero ppor. Franciszek Sawicki, dowódca oddziału plutonu egzekucyjnego, strzelając skazanym w głowę. Ich śmiercią karmiły się nagłówki gazet, które przedstawiały ich jako zbrodniarzy i zdrajców. Miejsce pochówku „Inki” i „Zagończyka” do 2014 roku było nieznane. Teraz, 70 lat po tragicznej śmierci bohaterowie zostaną pochowani z godnymi ich honorami na Cmentarzu Garnizonowym w Gdańsku.

Tekst powstał na podstawie audycji Radia Gdańsk „Co to za historia”, w czasie której profesor Piotr Niwiński rozmawiał z redaktorem Wojciechem Sulecińskim.

Posłuchaj audycji:

Piotr Puchalski

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj