Rzecznik NSZZ „Solidarności” opowiada o pomocy udzielanej uchodźcom. „Nasza nazwa zobowiązuje”

(fot. archiwum RG)

W ostatnim czasie większość rozmów zahacza o tematykę związaną z wojną na Ukrainie. Nie inaczej było w audycji „Głos Pracownika”. Marek Lewandowski, rzecznik prasowy Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”, opowiadał o pomocy, jakiej jego organizacja udziela uchodźcom, a Agnieszka Śladkowska z firmy Gorilla Job analizowała, jak wskutek wojny zmienia się trójmiejski rynek pracy.

– Nazwa zobowiązuje. „Solidarność” z ogromną siłą włączyła się w bezprecedensową pomoc – zaznaczył Marek Lewandowski. – Przez ponad rok, w latach 2014-2015, do Europy napłynęło blisko milion uchodźców i nazwano to kryzysem migracyjnym. Do Polski w ciągu trzech tygodni trafiły dwa miliony uchodźców. Jak to nazwać? Bez zaangażowania całego społeczeństwa, wszystkich organizacji pozarządowych i każdego z nas z osobna, to, co robimy, nie byłoby możliwe – podkreślił.

– „Solidarność” utworzyła specjalne konto, na które zbieramy pieniądze. Komisja Krajowa bezpośrednio przelała tam milion złotych, a kolejne kilkaset tysięcy zebraliśmy od darczyńców. Przeznaczyliśmy dwa nasze ośrodki wypoczynkowe – w Spale i Jarnołtówku – z przeznaczeniem dla uchodźców wojennych. One w tej chwili są wypełnione po brzegi. W ten sposób wprost udzieliliśmy pomocy grubo ponad 500 uchodźcom. Do tej pory nie dostaliśmy ani złotówki z zewnątrz, więc te osoby są wyłącznie na utrzymaniu członków „Solidarności”. Koszt miesięcznego pobytu w tych dwóch ośrodkach dla 350 osób to milion złotych – wyliczał rzecznik KK NSZZ „Solidarność”. – W Gdańsku wspólnie z wojewodą uruchomiliśmy punkt recepcyjny. Miasto, tymi siłami, które miało, nie dawało sobie rady. Przeznaczyliśmy dużą część naszej centrali przy ul. Wały Piastowskie, bo z jednej strony lokalizacja jest bardzo dobra, można tam dojść pieszo z dworca, a z drugiej jest tam pełne zaplecze socjalne. Przez te punkt też przewinęło się kilkaset osób. W większości pełnią tam służbę członkowie „Solidarności” – dodał.

Przyznał, że organizacji niezbędna jest – Potrzebne są kobiety, szczególnie na noc. Grupy, które docierają do punktu recepcyjnego, najczęściej przybywają właśnie w nocy. To w większości kobiety z dziećmi. W tych najbardziej intymnych miejscach, tam, gdzie są miejsca noclegowe, nam, mężczyznom trudniej się poruszać. Przydałyby nam się więc wolontariuszki do pomocy. Pracy jest ogrom – podkreślił.

mrud

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj