Jacek Karnowski, prezydent Sopotu

– Sopot nie jest Ciechocinkiem, to nie jest uzdrowisko dla nerwowo chorych. To jest raczej uzdrowisko dla tych, co mają zdrowe nerwy i może chore narządy ruchu, więc muszą się troszkę poruszać. To co mówię to kpina, bo te przepisy są kpiną – w ten sposób informację o tym, że Sopot mógłby stracić status uzdrowiska komentuje prezydent miasta Jacek Karnowski.

Agnieszka Michajłow: Dzień dobry Panie prezydencie.
Jacek Karnowski: Dzień dobry Państwu, dzień dobry pani redaktor.

AM: Lato, sezon. A u Pana w Sopocie się toczy kampania wyborcza. Zauważył Pan?
JK: To świadczy o popularności Sopotu. Jest tam tyle ludzi, że warto na tę kampanię przyjechać. Byleby politycy nie zamęczyli tych ludzi, którzy chcą jednak odpocząć.

AM: Ten Jarosław Gowin tak drażni Donalda Tuska, że sobie przechadza po molo w Sopocie? Miejscu, gdzie mieszka premier.
JK: Myślę, że nie drażni. Że jednak pan premier częściej bywa w Sopocie i na co dzień można go spotkać. Także nie ma takiego drażnienia. Ale z drugiej strony też się dziwię, że Jarosław Gowin przyjechał. My dajemy pewną wolność, jeżeli chodzi o wybory. To było widać w czasie próby wywołania referendum, kiedy organizator próbował nas sprowokować, żebyśmy coś przeciwko niemu zrobili, go ograniczali. Nie, uważam, że jest demokracja i każdy ma prawo wyrażać swoje poglądy.

AM: A wystarczyło poczekać, żeby nie zebrał podpisów. Cieszy się Pan, prawda?
JK: To jest satysfakcja. Z podziękowaniem mieszkańcom Sopotu, że po prostu dobrze ocenili to co jest. Nie dali się nabrać, bo ciągle te postulaty referendalne były zmieniane, odwracane przez PiS, Kocham Sopot i Republikę Sopot. Raz chodziło o śmieci, raz o szpital, raz o coś jeszcze. A mieszkańcy Sopotu po prostu oceniają jak ten Sopot wygląda.

AM: No dobrze, ale gdyby nie ta inicjatywa referendalna, to kto wie. Może uchwała śmieciowa nie zostałaby zmieniona i nie byłoby tej sopockiej metody? To jednak Pana trochę przycisnęło.
JK: Myślę, że nie. Jednak przycisnęli mnie mieszkańcy. Od początku roku było 30 spotkań z mieszkańcami. To chyba jakiś rekord. Ale ponieważ uchwalamy nową strategię Sopotu, wobec tego te spotkania były potrzebne. Mnie są potrzebne. Ja nie lubię badań opinii publicznej. Wystarczy spotkać się z mieszkańcami, zobaczyć ich nastrój. Wystarczy wyjść na ulice. To jest taki barometr jak ludzie się odzywają, o co pytają. I widać było, że jest duże niezadowolenie z tamtej metody. Ją po prostu trzeba było zmienić.

AM: A propos śmieci, ostatnio słyszałam pana Ministra Środowiska, który mówi, że będzie karał takie gminy, które nie zrobiły przetargów. A Sopot jest jedną z takich 17 gmin w Polsce.
JK: Tu jest pewna niejasność prawna, dlatego że mamy swój zakład budżetowy. Ale zobaczmy. Wtedy kiedy inne gminy jak Gdańsk, Gdynia, chociażby jeszcze inne miały pewne problemy z wywożeniem śmieci, może nie za wielkie, ale miały, okazało się, że myśmy ten czas przejściowy przeszli bardzo sprawnie. Jest teraz pytanie, czy karać tych, którzy przeszli sprawnie.

AM: Według ministra przepisy mówią, że trzeba było zorganizować przetarg i wybrać.
JK: Według nas mówią co innego.

AM: Jest Pan gotowy płacić te kary?
JK: Myślę, że nie będę ich płacił. Dlatego że w myśl ustawy zakład budżetowy nie jest firmą. Wobec tego mogliśmy wybrać swój zakład budżetowy. Zresztą mnie denerwuje taka ortodoksja ustawowa, która narzuca rozwiązania gminie. Uważam, że przy całej ustawie śmieciowej popełniono jeden zasadniczy błąd, nie tłumacząc ludziom o co tak naprawdę chodzi, dokąd zmierzamy. I tej kampanii rządowej zabrakło.

AM: Przede wszystkim chyba trzeba było wytłumaczyć posłom, bo oni chyba nie za bardzo zrozumieli.
JK: To jest bardzo cenna inicjatywa. Ale przeszła pod hasłem podwyżki cen, a nie pod hasłem ochrony środowiska, zbliżania się do standardów europejskich, tego, że za chwilę byśmy musieli ponosić olbrzymie koszty, żeby rekultywować te stare wysypiska. Tego nikt nikomu nie wytłumaczył. Tylko była jakaś awantura, której za pół roku nikt pewnie nie będzie pamiętał.

AM: A kontrolerzy z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska cały czas u Pana siedzą? Sprawdzają papiery?
JK: Muszę powiedzieć, że nie wiem. Bardzo mi przykro, ale naprawdę nie wiem.

AM: Z tego co słyszałam, w zeszłym tygodniu jeszcze byli.
JK: Ja wiem, że udało nam się przejść tę chorobę bardzo pozytywnie. Tak jak się przechodzi choroby dziecięce, gdzie normalnie dziecko choruje, a potem wyzdrowieje. To jest takie przyjemny objaw choroby. Udało się to wszystko dobrze zrobić dzięki współpracy ze spółdzielniami, mieszkańcami i zarządcami. Przeprowadziliśmy olbrzymią kampanię informacyjną. Udało się te śmieci przejść, także nawet twórcy referendów, asystenci przewodniczącego rady Fułka nie dali rady zebrać tych podpisów i to cieszy.

AM: Dzisiaj Dziennik Gazeta Prawna pisze, że co czwarty polski kurort może stracić status uzdrowiska. Tam wymienia się także Sopot. Podobno są zastrzeżenia Ministerstwa Zdrowia, że w Sopocie za głośno.
JK: Tak, bo Sopot nie jest Ciechocinkiem. To nie jest uzdrowisko dla nerwowo chorych. To jest raczej uzdrowisko dla tych co mają zdrowe nerwy i może chore narządy ruchu. Więc muszą się troszkę poruszać, pokąpać.

AM: To jest kpina, co Pan teraz mówi.
JK: To jest kpina, bo ja uważam, że te przepisy są kpiną. My spełniamy normy, jeśli chodzi o czystość środowiska. I wody, i powietrza, i kopaliny. Teraz jakbyśmy popatrzyli na uzdrowiska niemieckie, których jest pewnie z dziesięć razy więcej, niż polskich, to takich obostrzeń nie ma. Zastanawiam się, czy nie wyłączyć z ruchu ulicy Bitwy pod Płowcami. W tym momencie od razu zupełnie spełniamy tę normę. Tylko, czy to polega na tym, że my utrudnimy ludziom dojazd do ich sanatorium i utrudnimy życie może dwóm, trzem firmom, bo ograniczymy ruch, bo pozostawimy go między godzinami 7 a 9, a resztę wytniemy.

AM: Ale minister ma swoją ortodoksję ustawową, jak Pan mówi. Takie są przepisy, a nie inne. I co, będziecie się dostosowywać, czy jest Pan gotów zrezygnować ze statusu uzdrowiska?
JK: Nie, myślę, że będziemy się dostosowywać albo próbować zmienić te przepisy. U nas w ogóle jest takie przeregulowanie prawne. Mamy bardzo dużo bzdurnych przepisów. Natomiast tam gdzie się łamie przepisy, chociażby jeśli chodzi o parabanki, to oczywiście państwo czeka co się stanie. Czeka, czeka i potem jest kłopot.

AM: Ale dostosowywać się to jakoś ograniczać ruch w mieście?
JK: Myślę, że mamy alternatywę, że moglibyśmy ograniczyć ruch na ulicy Bitwy pod Płowcami. Poważnie się nad tym zastanawiam. Raczej nie chciałbym budować ekranów dźwiękoszczelnych.

AM: A jak ograniczyć? Co to znaczy ograniczyć?
JK: Na przykład zrobić ruch jednokierunkowy. W tym momencie ten ruch spada o połowę. Albo po prostu ograniczyć możliwość ruchu na dojazd tylko do tych instytucji. Co oczywiście nie spotkałoby się z dużym zadowoleniem, jeśli chodzi o mieszkańców Gdańska czy Gdyni, którzy przejeżdżają przez Sopot. Ale cóż, być może trzeba będzie to zrobić, bo status uzdrowiska jest dla Sopotu cenną rzeczą. Jest to bardzo dobry ruch marketingowy. Myślę, że warto to utrzymać. Natomiast jeżeli ktoś ma problemy z tym, że na przykład jest grana muzyka klasyczna, czy ludzie troszkę więcej pohałasują, bo na przykład przyjechało 470 zawodników na mistrzostwa windsurfingu.

AM: Ministerstwu chyba nie o to chodzi. Nie bada muzyki zespołów, które akurat przyjeżdżają.
JK: Niestety w ogóle bada natężenie decybeli. I w tym momencie, latem, jak jest ruch turystyczny, to tego jest troszkę więcej. Ale też nie przesadzajmy, bo wydaje się, że ludzie w Sopocie czują się dobrze. Tak dobrze, że inni politycy przyjeżdżają się tam reklamować.

AM: Panie prezydencie, z parkowaniem w mieście też kiepsko. Szczególnie w sezonie. Ma Pan na to jakieś rozwiązanie?
JK: Nie znam miasta popularnego, turystycznego, które nie miałoby z tym problemu. Ale chciałbym przypomnieć, że myśmy w ostatnich latach wybudowali kilkaset podziemnych miejsc postojowych w centrum Haffner. A w tej chwili buduje się nowy dworzec, gdzie także budowane są miejsca postojowe. Ten stary budynek uroczyście burzymy w czwartek.

AM: Już tak do końca będzie zburzony?
JK: Tak, zburzony. W końcu udało się podpisać umowę z koleją. Tam będzie następne 255 miejsc postojowych. Zastanawiamy się nad budową kolejnych miejsc parkingowych. Natomiast główny problem mamy w niedzielę. Znowu taki problem prawny, że w niedziele nie możemy pobierać opłat parkingowych. Jednak we wszystkich krajach, np. w Wiedniu jest tak, że się ruch w ten sposób reguluje, że w strefie centralnej za parkowanie płaci się najwięcej. A potem im dalej od tej strefy, tym mniej. I nie ma zakazu ruchu. Tylko jest to, że proszę bardzo, jeśli postawisz samochód koło Ergo Areny i pójdziesz na piechotę, to za parkowanie zapłacisz złotówkę za godzinę. Jak zaparkujesz w centrum, zapłacisz 5 złotych za godzinę.

AM: W tym kierunku?
JK: Myślę, że w tym kierunku powinno pójść rozwiązanie. Oczywiście, nie zaniedbując budowy miejsc parkingowych. Je trzeba budować, bo one w pewnym momencie zarabiają. Natomiast to jest tak jak z Operą Leśną. W niedzielę mamy Sopot Classic, świetną imprezę wymyśloną przez Wojtka Gajewskiego. Muzyka klasyczna, będzie grany Czajkowski. W takim momencie, jeżeli ktoś chce pojechać w pobliże Opery Leśnej w Sopocie, zapłaci 10 złotych za parking. A jak zostawi trochę dalej, to może nic nie zapłaci. Powinna być taka regulacja.

AM: Panie prezydencie, dzisiaj jest ważne spotkanie w sprawie lotniska. Prezydent Gdyni, prezydent Gdańska, Pan, jak sądzę Marszałek Województwa. Wy, jako współwłaściciele, zgodzicie się na to, żeby lotnisko w Rębiechowie zarządzało lotniskiem w Gdyni Kosakowie? I za jaką cenę?
JK: Moja opinia jest taka, że jeżeli miałaby nastąpić jakaś fuzja tych lotnisk, to powinna być to fuzja właścicielska. Czyli umowa na stałe, a nie coś takiego, że przez pewien czas zarządza nasz port lotniczy, a potem jest to złamane i przejmowane jest część połączeń. Budowa drugiego lotniska nie była mądra. Myślę, że z tym trzeba było poczekać kilka lat, rezerwować ten teren. Jeszcze przy tym ruchu lotniczym, który mamy. On jest duży, bo trzeci w Polsce: Warszawa, Kraków, Gdańsk. To jest na pewno sukces naszego lotniska, regionu gdańskiego. Natomiast 2 miliony pasażerów to jest ciągle za mało, żeby dzielić to na dwa pasy startowe i na dwa hangary. Na końcu powiem bardzo brutalnie. Musi decydować ekonomia, bo trudno teraz powiedzieć mieszkańcom Sopotu czy Gdańska: „Słuchajcie dopłacajmy, dlatego że była ambicja Gdyni, żeby zbudować drugie lotnisko.”

AM: Ale czy to będzie jeden organizm, czy tylko będzie zarządzane, to będzie jakaś strata dla Rębiechowa, prawda? Zaangażowanie się w Kosakowo.
JK: Absolutnie tak. Trzeba policzyć. Mniejszą czy większą stratą będzie dzika konkurencja pomiędzy dwoma portami lotniczymi. Uważam zresztą, że taki optymizm, że wszystko się utrzyma, jest pokazany choćby na przykładzie Modlina. Trzeba było ten teren rezerwować, ale lotnisko w Modlinie zostało wybudowane kilka lat za wcześnie. Bo Okęcie jest w tej chwili trochę pustawe, a Modlin jest zupełnie pusty. Zobaczymy. Wszystkie pociągi, które jeżdżą z Polski, jeżdżą do Gdyni. Gdańsk z tego powodu nie robi tragedii, że jedzie pociąg do Gdyni, mija Gdańsk. Tak samo, jak ten samolot przelatuje nad Gdynią, ląduje w Gdańsku, to też nie powinno być problemu. Może w Gdyni powinno się rozbudować dworzec morski i bardziej przyjmować pasażerów morskich.

AM: Tak, ale wydano już mnóstwo pieniędzy. Teraz nie da się tego cofnąć.
JK: Tak, dlatego jak najszybciej trzeba zbudować jedną metropolię. Jak najszybciej trzeba nie popełniać następnych błędów. Ten niestety, według mnie, został popełniony, bo założenie tego lotniska było zupełnie inne, że to będzie rezerwowy pas startowy dla lotniska w Rębiechowie. Myślę, że tam trzeba było postawić mały hangar, który obsługiwałby turystów czy ludzi, którzy przylatują.

AM: Pan widzi szansę na jakiś rodzaj porozumienia i zrozumienia pomiędzy prezydentami Trójmiasta? Bo to głównie między Wami, a prezydentem Gdyni.
JK: Ja mówię, że w naszym regionie: Gdańsku, Gdyni i Sopocie powstało wiele mądrych idei. Powstała Solidarność, wiatr od morza. I teraz mamy kolejny wiatr od morza. Zamiast jednej metropolii, budujemy dwie metropolie. W innych krajach jest tak, że nawet na granicy dwóch krajów np. Kopenhaga i Malmo, to jest jedna metropolia. To są Duńczycy i Szwedzi. W Zagłębiu Ruhry, na pograniczu trzech państw, powstała jedna metropolia. Mamy trzy landy, to jest nasza zaprzyjaźniona metropolia koło miasteczka Frankenthal. A u nas mamy trzy.

AM: Dobrze, trzy miasta i dwie metropolie.
JK: Jesteśmy innowacyjni, zbudowaliśmy coś nowego. Jest to po prostu totalna bzdura i trzeba to jak najszybciej zakończyć.

AM: Dziękuję bardzo.
JK: Dziękuję.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj